Miała sześć lat, gdy była na pogrzebie babci. Zobaczyła ją w trumnie
Jak powiedzieć dziecku, że ktoś zmarł? Jak poinformować o tym dwulatka, a jak dzieci w wieku przedszkolnym i starsze? To zależy od wielu czynników. Po pierwsze, zadałabym sobie pytanie, jak ważna była dla nas czy dla całej rodziny osoba, która zmarła. Jeśli to śmierć, która nie zmienia za bardzo nic w naszym codziennym funkcjonowaniu, nie…
Jak powiedzieć dziecku, że ktoś zmarł? Jak poinformować o tym dwulatka, a jak dzieci w wieku przedszkolnym i starsze?
To zależy od wielu czynników. Po pierwsze, zadałabym sobie pytanie, jak ważna była dla nas czy dla całej rodziny osoba, która zmarła. Jeśli to śmierć, która nie zmienia za bardzo nic w naszym codziennym funkcjonowaniu, nie wpływa na to, jak my, dorośli, się czujemy, dziecko tę osobę znało słabo albo wcale, to nie wiem, czy jest sens w ogóle podejmować temat.
Zupełnie inna sytuacja jest wtedy, gdy czyjaś śmierć w istotnym stopniu wpływa na nasze zachowanie. Nawet jeśli nie mówimy wprost o tym, co się wydarzyło, dziecko zauważy, że od jakiegoś czasu w domu panuje inna atmosfera.
To znaczy?
Mama czy tata chodzą smutni, zdarza im się płakać, wpadać w dłuższą zadumę, rodzic nie spędza tak dużo czasu z dzieckiem jak wcześniej, jest wycofany, melancholijny. Nawet jeśli dziecko nie wie, że ktoś umarł, i nie przechodzi żałoby po tej osobie, to może przechodzić żałobę po wesołej mamie, która kiedyś non stop się śmiała, a teraz chodzi smutna. W takiej sytuacji bardzo dobrze jest opowiedzieć dziecku, co się z nami dzieje, skąd ten smutek. Dzieci niejednokrotnie w takich sytuacjach są gotowe przypisać sobie winę. “To przeze mnie mama jest smutna. Pewnie zrobiłem coś złego”.
Zdjęcie ilustracyjne (Shutterstock.com)
Na co dzień pracuję z dziećmi i młodzieżą. Nieraz słyszałam takie stwierdzenie, że żałoba w domu była dla nich bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem, bo czuły się wtedy samotne, przede wszystkim dlatego, że nie mogły w niej uczestniczyć. Mama była smutna, ale nie mówiła dlaczego.
Jeśli umiera ktoś bliski nam i dziecku, to bezwzględnie trzeba dziecko o tym poinformować.
I jak to zrobić?
Po prostu powiedzieć, że ta osoba zmarła.
I co dalej?
I czekać, co się wydarzy. Może dziecku taka informacja wystarczy, a może zacznie zadawać dodatkowe pytania.
Myślę, że dla wielu z nas śmierć jest czymś bardzo trudnym do zrozumienia, oswojenia. Co dopiero dla dziecka.
To prawda, bo żyjemy w społeczeństwie, w którym śmierć to temat tabu, zwłaszcza dla mieszkańców miast. Rzadko o śmierci rozmawiamy, wręcz tego tematu unikamy. A to naturalna kolej rzeczy, że każdy z nas kiedyś umrze. Często jest tak, że rodzice chcą chronić dziecko przed tym, co negatywne, a tak naprawdę chronią siebie przed tym, co dla nich jest trudne.
Proszę zwrócić uwagę, jak bliscy zazwyczaj reagują, gdy ktoś starszy z rodziny mówi: chciałbym być tak i tak pochowany, leżeć obok tej, a nie innej osoby. Albo: jak już umrę, to ubierzcie mnie w tę sukienkę czy garnitur.
“Daj spokój, przecież jeszcze nie umierasz!”
Właśnie. Albo: “Co ty opowiadasz, ty nas wszystkich jeszcze przeżyjesz”. To nic innego, tylko zaprzeczanie czemuś, co jest jak najbardziej naturalne, w dodatku to odmawianie bliskiej osobie udziału w procesie, przez który ona przechodzi i – jak widać – sama zaakceptowała. Być może potrzebuje w nim nas i naszego wsparcia, a nie zaprzeczania.
Może się także okazać, że dziecko – mowa tu raczej o starszych, kilkuletnich dzieciach – już coś o śmierci czy umieraniu słyszało, bo dziecku w przedszkolu zmarł dziadek czy babcia albo ten temat pojawił się w bajce, albo w telewizji była mowa o wypadku, w którym ktoś zginął. Warto więc zawsze zapytać, zanim zaczniemy dziecku o śmierci opowiadać, czy w ogóle coś na ten temat już wie.
Zdjęcie ilustracyjne (Piotr Hejke / Agencja Wyborcza.pl)
Jaka ta nasza opowieść o śmierci będzie, zależy także oczywiście od tego, czy jesteśmy osobami wierzącymi, czy nie i jakiego rodzaju wartości chcemy przekazać dzieciom. Osoba niewierząca raczej nie będzie posiłkować się życiem ziemskim i pozaziemskim, niebem i piekłem, wędrówką dusz, tylko po prostu powie, że ludzie się rodzą, przeżywają swoje życie, a potem umierają, cały czas jednak żyją w pamięci tych, którzy pozostają.
Może żeby wytłumaczyć dziecku, co się dzieje z człowiekiem po śmierci, użycie metafory nieba to dobry pomysł? Może być to dla niego ważne, że da się tę bliską osobę gdzieś umiejscowić.
Tak może być. Często dzieci same od razu mówią, że zmarły poszedł do nieba, bo tak mówiły dzieci w przedszkolu. To chyba też bardzo zależy, w jakiej rodzinie i środowisku żyjemy. Jakie są w nim wartości. Jeśli sami w to nie wierzymy, nie ma też takiej narracji w naszym otoczeniu, to warto się zastanowić, czy to pomaga, czy może utrudniać. I kiedy przyjdzie czas, by porozmawiać o tym, jak my to naprawdę widzimy.
Gdy zmarł teść mojej koleżanki, czyli dziadek jej czteroletniego wtedy syna, opowiadając mu o umieraniu, wspomagała się książkami. Jedna z nich szczególnie przypadła chłopcu do gustu – opowiadała o tym, że dziadek po śmierci przeniósł się na wyspę, na której od tej pory mieszka.
Jestem zwolenniczką, by mówić o śmierci wprost, nie unikać wypowiadania słowa “umarł”, choć tego typu opowieści mogą być oczywiście bardzo pomocne. Wszystko zależy od tego, jakie mamy dziecko – może intuicyjnie czujemy, że lepiej poradzi sobie ze stratą dziadka, jeśli jego śmierć ubierzemy w jakąś ciekawą dla niego, wręcz magiczną opowieść. A może to my potrzebujemy wsparcia – choćby w literaturze – bo brakuje nam słów, by opowiadać o śmierci czy odpowiadać na pytania dziecka, co się stało z dziadkiem czy babcią. Nie unikałabym jednak mówienia o śmierci wprost. To znaczy mówienia po prostu “on umarł/ona umarła”, a nie “odszedł/odeszła, zasnął/zasnęła”.
Ten chłopiec ma dziś sześć lat i wciąż myśli, że dziadek mieszka na wyspie.
A ja znam dzieci, które bały się zasypiać albo czuły się porzucone, bo ktoś bliski zasnął lub odszedł.
Dopiero w wieku około siedmiu–ośmiu lat zaczynamy rozumieć, że śmierć jest czymś nieodwracalnym. Wtedy też zazwyczaj uświadamiamy sobie, że śmiertelni są także rodzice, co nierzadko wiąże się z silnym lękiem przed tą stratą.
Czy można coś z nim zrobić? Mówić, że tak, może się zdarzyć? Przychodzą mi do głowy same nieodpowiednie słowa, które wywołają reakcję przeciwną do oczekiwanej – jeszcze większy lęk!
Często dzieci nie dzielą się lękiem ze swoimi rodzicami, bo wierzą w moc słowa – że jak coś powiedzą, to się to wydarzy. Ale lęk może się przejawiać w różnych zachowaniach, na przykład potrzebą bycia cały czas przy rodzicu, silnym przeżywaniem momentów separacji. To trudne. Gdy widzimy, że zachowanie naszego dziecka się zmieniło, i podejrzewamy, że może chodzić o tego typu lęk, to raczej nie zapytamy, czy się przypadkiem nie boi, że umrzemy. Odpowiadamy na jego emocję bliskością i uwagą. Okazji do rozmów na ten temat na pewno nie zabraknie. I nie mówiłabym wtedy: może się tak zdarzyć. Raczej koncentrowałabym się na tym, że robimy wszystko, aby być zdrowym i sprawnym jak najdłużej i cieszyć się z bycia rodzicem.
Czy zabierać dziecko na pogrzeb? Może do pewnego wieku raczej lepiej nie narażać dziecka na to doświadczenie, podobnie jak unika się pokazywania dzieciom określonych bajek czy filmów, które wywołują silne emocje.
Tylko że w tym przypadku nie mówimy o filmach akcji czy bajkach, które są stworzone po to, aby te silne emocje w sposób sztuczny wywoływać, ale o czymś, co jest częścią życia, naturalnym procesem. W wielu filmach dla dzieci poruszany jest wątek śmierci, także śmierci rodzica czy innych bliskich, choćby w “Królu Lwie” czy “Coco”, i dzieci sobie radzą z odbiorem tych bajek. Może warto wrócić do takich filmów, obejrzeć je z dzieckiem, porozmawiać o tym, jak się czuje, gdy je ogląda.
Zobacz wideo “Obowiązkiem dorosłych jest zrobienie wszystkiego, by dzieci nie cierpiały”
Nie możemy projektować na dziecko naszych uczuć, przekonań, bo ono może zupełnie inaczej niż my przeżywać śmierć bliskiej osoby. To, co dla nas niewyobrażalne, dla dziecka może być czymś absolutnie do przeżycia. Dzieci są też po prostu wszystkiego ciekawe, mogą zadawać różne – z perspektywy rodziców niestosowne – pytania, typu: A co się stanie z babcią, jak już ją zakopią? Czy wciąż będą jej rosły paznokcie, a jeśli tak, to kto będzie je babci obcinał?
Jeśli w naszej rodzinie dziecko uczestniczy we wszystkich ważnych rodzinnych wydarzeniach, to nie powinniśmy go wykluczać także z tych smutnych, nawet jeżeli będzie to dla niego intensywne czy smutne doświadczenie. Możemy wtedy pokazać, jak ze smutkiem sobie radzić. Razem doświadczyć tego, że smutek kiedyś mija, traci tę początkową intensywność.
Jedna ze znajomych dzieci na pogrzeby nie zabiera. Gdy miała sześć lat, uczestniczyła w pogrzebie babci i do dziś ma koszmary z tym związane – co jakiś czas śni jej się moment, w którym zobaczyła ją w trumnie.
Pytanie, czy rodzice przygotowali ją na taką sytuację, czy wiedziała, jak pogrzeb wygląda, że trumna będzie otwarta, dlaczego wszyscy są smutni, dlaczego ubrani są na czarno. Czy ta pani jako dziecko mogła podjąć decyzję, czy chce babcię oglądać, czy w ogóle rodzice zapytali ją, czy chce na pogrzeb iść. Dziecko w wieku sześciu lat jest w stanie podjąć tego typu decyzję.
Jeżeli wiemy, że mamy bardzo wrażliwe dziecko i taka sytuacja jak pogrzeb może być dla niego trudnym doświadczeniem, w dodatku będzie nam trudno zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa, bo sami będziemy pochłonięci emocjami, może rzeczywiście zastanówmy się nad tym, czy warto je ze sobą zabierać.
A jeżeli mimo to chcemy, aby dziecko razem z nami uczestniczyło w pogrzebie, to upewnijmy się, że ono wie, co będzie się działo. Już w trakcie takiej rozmowy będziemy w stanie wyczuć, jak dziecko reaguje na tego typu informacje, czy ucieka od rozmów, czy wręcz przeciwnie, jest zainteresowane tym, co mówimy, przyjmuje to.
Warto mieć także przy sobie kogoś, kto może przejąć nad dzieckiem opiekę – wyjść z kościoła czy z cmentarza, pospacerować z nim z dala od uczestników ceremonii. Najlepiej, jak będzie to osoba, która nie była bardzo blisko związana ze zmarłym, tak aby sama nie czuła, że coś traci.
Pewna mama zauważyła, że nie zabrała dziecka na pogrzeb swojej mamy, ponieważ to było dla niej ważne, aby tego dnia skupić się na sobie, a nie na potrzebach dziecka. Jej córka miała wtedy półtora roku.
Bardzo ważny argument. Półtoraroczne dziecko i tak nie będzie pamiętać pogrzebu. Poza tym na pewno będzie miało okazję jeszcze nie raz uczestniczyć w jakimś pogrzebie.
Inna znajoma wspomina z kolei, że bardzo źle się z tym czuła, że rodzice nie zabrali jej na pogrzeb dziadka, bo – jak tłumaczyli – chcieli jej oszczędzić trudnych emocji. Miała wtedy pięć lat. Sytuację pogorszył fakt, że jej kuzyn mógł tam być, a był starszy od niej zaledwie o rok. Czuła, że jest separowana od czegoś ważnego i nie miała możliwości pożegnać się z dziadkiem.
I ja się spotykam raczej właśnie z takimi doświadczeniami wśród dzieci, które nie uczestniczyły w pogrzebach bliskich. Że coś zostało im odebrane. Zazwyczaj na pogrzeb nie chcą zabierać dzieci rodzice, którym trudno jest w ogóle dzielić się z dzieckiem trudnymi emocjami.
Nie chcą przelewać na dziecko swojego smutku, obciążać go emocjami. W pewnym sensie jest to zrozumiałe.
Ale czym innym jest obciążanie, a czym innym udawanie, że wszystko jest okej, że nic się nie wydarzyło, zgrywanie twardzieli. Albo niewłączanie dziecka w to, co się dzieje, co się wydarzyło.
Nigdy nie zapomnę opowieści pewnego siedmiolatka. Miał braciszka, który po urodzeniu bardzo dużo chorował. Pewnej nocy przyjechało po niego pogotowie i zabrało go do szpitala. Już stamtąd nie wrócił. Potem, jak opowiadał ten chłopiec, rodzice dużo płakali. I tyle.
Jak się okazało, mama i tata nie wytłumaczyli mu, co się właściwie wydarzyło. A on miał różne myśli na ten temat. Na przykład że rodzice porzucili tego braciszka i że szpital to miejsce, gdzie się dzieci zostawia. To, co dla nas jest oczywiste, dla dziecka może nie być. I zazwyczaj nie jest.
Jak można by się zachować w takiej sytuacji?
Pamiętam takie małżeństwo, które bardzo dobrze poradziło sobie z przeżyciem wspólnie z ich trzyletnią córką żałoby po śmierci półrocznego synka, czyli jej brata. Okazało się, że dziecko cierpi na złośliwy nowotwór. Mama jeździła z chłopczykiem na leczenie do Warszawy, a tata zostawał w domu z córką. Dziewczynka jednak o wszystkim wiedziała – że jej braciszek jest chory, a na późniejszym etapie, że przyjdzie taki moment, w którym umrze. Towarzyszyłam tej rodzinie w tym całym procesie.
Zdjęcie ilustracyjne (Shutterstock.com)
Dziewczynka przejawiała trudne emocje, miała problemy w przedszkolu po śmierci brata, ale to było absolutnie normalne i rodzice z dużą uważnością i ze zrozumieniem do tego podchodzili. W przedszkolu panie wiedziały, że mała przechodzi żałobę.
Jakiś czas później para zdecydowała się na kolejne dziecko. Jak pytali małą, jak myśli, czy będzie miała brata, czy siostrę, to odpowiadała, że siostrę, bo brata już ma – leży na cmentarzu.
Moja koleżanka chciała uniknąć sytuacji, w której dziecko myślałoby, że szpital to miejsce, z którego się nie wraca. Kiedy nagle zmarł jej teść, czyli dziadek chłopca, dużo rozmawiała o tym z synem, wychodziła z tematem, nie czekała, aż dziecko zapyta.
Bardzo dobrze. Zdecydowała się zabrać syna na pogrzeb?
Tylko na spotkanie rodzinne.
To też jest dobre rozwiązanie. Ceremonia może być po prostu dla małego dziecka męcząca, nawet nie psychicznie, ale fizycznie. Tak zwane stypy są też zazwyczaj luźniejsze, atmosfera jest mniej przygnębiająca.
Chciałam jeszcze podkreślić, że wprowadzenie tematu śmierci, zanim jeszcze umrze ktoś bliski, pomaga pozbyć się dylematu, czy brać dziecko na pogrzeb, czy nie. Tymczasem niestety to wciąż jest pierwszy moment, kiedy musimy z dzieckiem porozmawiać. To, co dzieje się nagle, na co nie jesteśmy gotowi, może być dla nas samych trudne, a tu jeszcze trzeba zadbać o syna czy córkę.
Dobrym “treningiem” i początkiem oswajania dziecka z tematem śmierci jest 1 listopada. Większość z nas wciąż chodzi na groby, dla dziecka odwiedzenie cmentarza, zwłaszcza w Święto Zmarłych, może być jego pierwszym duchowym doświadczeniem. To okazja, aby poopowiadać mu o tym, jak ludzie żegnają swoich bliskich, jakie rytuały są z tym związane, jak to wygląda na świecie i dlaczego to jest dla wielu ludzi ważne.
Zdjęcie ilustracyjne (Wojciech Habdas / Agencja Wyborcza.pl)
Zawsze lubiłam dzień Wszystkich Świętych. To była okazja, by spotkać się z rodziną, uwielbiałam zapach zniczy, widok cmentarza wieczorową porą.
Dokładnie! Śmierć tego dnia nie jest też aż tak wyrazista, odczuwalna, raczej jest to doświadczenie wspólnoty, bliskości. Wizyta na cmentarzu to także okazja dla dziecka, by zadać rodzicom różne pytania. Może też różne emocje w dziecku wywołać. Na cmentarz można pójść oczywiście nie tylko w Dzień Zmarłych, ale po prostu – bez okazji. To też pokaże dziecku, że nie jest to miejsce, w domyśle temat, który omijamy szerokim łukiem, którego unikamy.
Pamiętam historię pewnego przedszkolaka, który bardzo przeżył wizytę na grobie swojej babci, której nie znał. W pewnym momencie – a był to grób ziemny – zaczął go rozkopywać. Zaniepokojeni rodzice zaczęli pytać, dlaczego to robi. On na to: “Nigdy babci nie widziałem, chciałem ją zobaczyć”. To był świetny pretekst, by temu chłopcu na spokojnie o babci opowiedzieć, ale też poinstruować go, jak zachowujemy się na cmentarzu, a po powrocie do domu pokazać zdjęcia babci.
Takim często pierwszym zderzeniem dziecka ze zjawiskiem śmierci jest moment, w którym umiera jego domowy pupil.
I też nie warto ukrywać, co się z nim stało?
Oczywiście, że nie. Często także śmierci zwierzaków są o wiele bardziej dla dzieci dotkliwe niż śmierci członków rodziny. Miałam kiedyś pacjentkę, która bardzo długo nie mogła sobie poradzić ze śmiercią swojego wujka, a tak naprawdę z tym, jak zareagowała na jego śmierć. Mówiła, że nie ma duszy.
To à propos zwierzaków?
Była świadkiem takiej sytuacji: na swoje dziewiąte urodziny dostała wielki tort. Gdy już miała zdmuchiwać świeczki, nagle jej wujek się przewrócił i wpadł w ten tort. Okazało się, że umarł.
Straszne!
Tak. Opowiadała mi, że to było i straszne, i absolutnie przezabawne, kiedy wujek wylądował w torcie. I ta cała bieganina wokół, zanim wszyscy zorientowali się, co się stało.
Do tej pory, kiedy myśli o tej sytuacji, to chce jej się śmiać. I czuje się z tym okropnie. Sytuację tylko pogarsza fakt, że kiedy zdechł jej chomik, to płakała przez kilka dni.
Sytuacja tragikomiczna. Ja z kolei pamiętam swoją reakcję, gdy tata powiedział mnie i mojemu bratu, że nie żyje nasz kot. Brat się od razu rozpłakał, a ja? Nic! Tato dopytywał, czy nie jest mi smutno, i wtedy się rozpłakałam, bo było mi głupio…
Zdjęcie ilustracyjne (Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.pl)
Dzieci bardzo różnie reagują na śmierć, podobnie jak dorośli, o czym często zapominamy. Jest jeden akceptowalny społecznie skrypt, który nijak się ma do rzeczywistości. Przecież często jest tak, że sami jesteśmy własnymi reakcjami zaskoczeni! I na pewno nie świadczy to o tym, że kogoś nie żałujemy czy że nie jest nam smutno. Może smutek przyjdzie dopiero za jakiś czas.
Dzieci często mają tak, że potrzebują czasu na przerobienie jakiejś informacji. Mogą na wieść o śmierci bliskiego zareagować milczeniem czy – wydawałoby się – obojętnością i dopiero po kilku dniach zacząć zadawać pytania, wspominać tę osobę albo na przykład pytać: kiedy jedziemy do dziadka? Mimo że teoretycznie wiedzą, że dziadek nie żyje. Mogą jednak nie rozumieć, co to oznacza, i wtedy to nasza rola, aby im to wytłumaczyć.
Dla dziecka smutny może być nie sam fakt śmierci bliskiego, ale na przykład to, że ta osoba już nigdy nie pobawi się z nim klockami, nie pójdzie na lody albo że nie przyjdzie na wigilię.
dr Magdalena Śniegulska. Adiuntka w Katedrze Psychologii Poznawczej Rozwoju i Edukacji Uniwersytetu SWPS. Koordynatorka Specjalności Psychologia Edukacyjna. Absolwentka Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Doktor nauk humanistycznych w zakresie psychologii. Członkini Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczo–Behawioralnej, European Association for Behavioural and Cognitive Therapies (EABCT), Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Członkini-założycielka i wiceprezeska zarządu Stowarzyszenia “Wspólne Podwórko”. Autorka tekstów popularyzujących wiedzę psychologiczną z obszaru wychowania dzieci i problemów rozwojowych. Od lat współpracuje z organizacjami zajmującymi się wspieraniem rozwoju, edukacją dzieci i młodzieży, takim jak: Fundacja Dobrej Edukacji, Fundacja Szkoła z klasą, NASK, UNICEF czy Kino w trampkach.
Ewa Jankowska. Dziennikarka. Redaktorka. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, z wykształcenia psycholożka i kulturoznawczyni. W mediach od 2011 roku.