Widział na własne oczy, co zrobiła Świątek. “Może to miesiąc miodowy”
Pustki na trybunach m.in. na meczach Igi Świątek, kibice nie znający zasad i kontrowersje społeczno-polityczne nie pomagają nowym gospodarzom WTA Finals, ale obecny w Rijadzie Adam Romer zapewnia, że to najlepsza organizacja tego prestiżowego turnieju od lat. I zestawia działania Saudyjczyków z planami Polski na organizację igrzysk. A przywołując słowa Świątek o nowym trenerze redaktor…
Pustki na trybunach m.in. na meczach Igi Świątek, kibice nie znający zasad i kontrowersje społeczno-polityczne nie pomagają nowym gospodarzom WTA Finals, ale obecny w Rijadzie Adam Romer zapewnia, że to najlepsza organizacja tego prestiżowego turnieju od lat. I zestawia działania Saudyjczyków z planami Polski na organizację igrzysk. A przywołując słowa Świątek o nowym trenerze redaktor naczelny “Tenisklubu” stwierdza: – Może to taki miesiąc miodowy?
– Nie pamiętam, kiedy taką akcję Iga Świątek zagrała za czasów Tomka Wiktorowskiego – przyznaje Adam Romer, opisując jedno z zagrań wiceliderki światowego rankingu z wtorkowego, przegranego meczu z Coco Gauff. Drugiego spotkania WTA Finals, czyli pierwszego turnieju, w którym towarzyszy jej nowy trener Wim Fissette. I choć obecny w Rijadzie ekspert dostrzega wpływ Belga na podejście Polki do tego startu, to uważa, że mówienie o pierwszych zmianach w jej tenisie to zbyt naciągana teoria. Bo też dokonywanie tych zmian teraz wcale nie byłoby dobrym ruchem.
Agnieszka Niedziałek: Czy Rijad, mając u siebie prestiżowy WTA Finals, żyje tenisem?
Adam Romer: Nie, nie za bardzo. Gdy ktoś mnie pyta, jak wygląda to miasto, to mówię, że jest zupełnie inny niż wszystkie, które dotychczas widziałem. Nie da się go porównać do tych europejskich ani do azjatyckich. Najbardziej chyba przypomina amerykańskie. Tu się nie chodzi pieszo, są trzypasmowe ulice, miasto przecinają autostrady. Na przyszły rok zapowiedziano otwarcie jednocześnie sześciu linii metra. Teoretycznie są jakieś autobusy, ale wszyscy raczej korzystają z samochodów. To moloch – według oficjalnych danych ma 7 milionów mieszkańców, ale podobno – przy uwzględnieniu obywateli innych krajów, którzy tu przebywają – jest to 9 milionów. Z reklamą WTA Finals na mieście jest ciężko.
Nie ma tam nawet kilku typowych dla imprez sportowych plakatów?
– Nie, zupełnie nie. Właściwie elementy promocji znajdują się tylko w obrębie kampusu Uniwersytetu Króla Sauda. Na terenie tego kampusu znajduje się również stadion Al-Nassr, klubu Cristiano Ronaldo. Mieszkańcy Rijadu i Saudyjczycy kojarzą więc to miejsce, ale kultury tenisowej tu nie ma. Bo też skąd miałaby być?
Podczas meczów WTA Finals trybuny są przyciemnione, więc trudno sprzed telewizora ocenić, ile osób na nich zasiada. Komentatorzy Canal+ przy okazji pierwszego meczu Igi Świątek zwracali uwagę na bardzo słabą frekwencję, podczas drugiego miało być trochę lepiej, choć wciąż bardzo słabo jak na tak prestiżowy turniej.
– Podczas meczu Igi z Barborą Krejcikovą w najlepszym momencie było może 750 osób. Nieporównywalnie więcej ludzi pojawia się na spotkaniach Qinwen Zheng. To chińscy turyści, którzy przylecieli specjalnie po to. To wszystko też pokazuje, że na ten turniej patrzymy bardzo mocno z naszej, europejskiej perspektywy. Oburzamy się, że WTA nie robi go tam, gdzie są kibice, ale oni są po prostu nastawieni na innych kibiców. Umowa została podpisana na trzy lata – za rok pewnie będzie na trybunach więcej osób, a za dwa lata jeszcze więcej. Jeśli szejkowie się w to mocno zaangażują i np. otworzą akademie tenisowe, ściągną trenerów, to może się okazać, że Saudyjczycy będą grali w tenisa, a wtedy będą też przychodzić na mecze.
Czyli trzeba spojrzeć na to długofalowo, a nie skupiać się na obecnej edycji i jej słabości?
– Zadzwonił do mnie wcześniej dziennikarz innej redakcji ze stwierdzeniem, że ten turniej to kompromitacja Saudów. Odparłem, że chyba żartuje, bo organizacja jest super. Najlepsza od co najmniej sześciu edycji. W porównaniu do Cancun i Fort Worth to duża jakościowa zmiana. Pamiętam, gdy turniej odbywał się 20 lat temu w Chinach i kibice nie umieli liczyć punktów. W Szanghaju wybudowano piękną halę z otwieranym dachem, która była zapełniona może w jednej trzeciej. Ludźmi, którzy nigdy wcześniej nie byli na tenisie. A dziś ten kraj ma mistrzynię wielkoszlemową, mistrzynię olimpijską i trzech singlistów w Top100. Ale na to trzeba było 20 lat.
Po zachowaniu kibiców w Rijadzie też widać, że dopiero uczą się tenisa?
– Tak. Trzeba powiedzieć, że organizatorzy bardzo się starają. Obsługa ma przy sobie różne tabliczki z napisami w języku arabskim i angielskim. Dotyczą one tego, co mogą robić kibice, a czego nie, że w danym miejscu nie ma przejścia, że mecz za chwilę się zacznie itp. To superpomysł – zwłaszcza gdy mamy sporo osób, które są na tenisie pierwszy raz. W meczu Igi z Coco Gauff np. kibice nagle zaczęli bić brawo w trakcie wymiany. W Europie nikt by tego nie zrobił. Saudyjczycy dopiero się uczą, ale trzeba im dać na to szansę.
Wielu Polaków – zwłaszcza tych, którzy nigdy nie byli w Arabii Saudyjskiej – ma mylne przekonanie o tym, jak naprawdę jest w tym kraju. Powtarzają, że rządzi szariat i łamane są prawa kobiet. Warto przypomnieć np. o zmianie prawa z 2021 roku [w ramach szerszych reform wprowadzono m.in. możliwość samodzielnego mieszkania dla niezamężnych kobiet i prawo do zmiany nazwiska w dokumentach bez zgody opiekuna – red.]. Jestem tu od kilku dni i co najmniej połowa osób pracujących w obsłudze biura prasowego to kobiety. Część z nich nosi tradycyjne stroje, ale jest też sporo ubranych w stylu europejskim.
Przeciwko przyznaniu organizacji WTA Finals Saudyjczykom protestowały m.in. dwie legendy kobiecego tenisa – Chris Evert i Martina Navratilova. Pójście w tym kierunku przez WTA to dobry kierunek oraz element rozwoju i promocji tenisa na świecie czy raczej wariant realistyczny, bo na stole były po prostu wielkie pieniądze, a WTA ich pilnie potrzebuje?
– Bardziej postrzegam to w kategoriach pragmatyzmu. Wszystkie wydarzenia w sporcie – zwłaszcza na tym najwyższym poziomie – to biznes, do którego potrzeba wielkich pieniędzy i każdy to sobie kalkuluje. Najprościej powiedzieć, że Arabia Saudyjska uprawia sportswashing [wykorzystywanie sportu w celu poprawy reputacji nadszarpniętej niewłaściwym postępowaniem – red.], ale to w takim razie pytam, czy jak my chcemy zorganizować igrzyska w Polsce i chcemy na to wydać x miliardów, to po co? Z jednej strony chcemy zmienić nastawienie społeczeństwa do sportu, a z drugiej pokazać się jako państwo. Tak naprawdę Saudowie nie robią nic innego. Chcą pokazać siebie, zareklamować się jako kraj, który się otwiera oraz trochę unowocześnić swoich obywateli.
Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że to państwo policyjne, które ścina głowy dziennikarzom [w 2018 roku opozycyjny dziennikarz Dżamal Chaszodżdżi został zabity w konsulacie w Stambule – red.]. Nie chcę tego oceniać, to jest fakt. Ale chcę zaznaczyć, że mieszkam w środku miasta, w hotelu, w którym poza mną są sami Arabowie, a ani przez sekundę nie obawiałem się o swoje bezpieczeństwo.
Myślisz, że rzeczywiście niedługo powstanie tam tenisowa baza w postaci akademii? A może poza tym Saudyjczycy chcą już w najbliższej przyszłości organizować też następne turnieje WTA lub ATP?
– Nie wiem. Nie spotkał się z nami na razie nikt z przedstawicieli władz kraju, by o tym porozmawiać. Może nastąpi to na koniec turnieju? Ale myślę, że to nie będzie jednorazowa akcja z ich strony. Epizod, który się im znudzi i poszukają czegoś innego. Widać, że inwestują już w piłkę nożną, teraz znaleźli sobie tenis. Ale powtórzę, że przykładanie do tego europejskich standardów jest trochę nie na miejscu. To nie Europa i tego nie zmienimy. Począwszy od wyglądu miasta po wszystko inne. Chodzę po ulicach Rijadu i w południe nie ma tu żywego człowieka z powodu upału. Życie zaczyna się o godz. 17, po zachodzie słońca. Wtedy miejscowi otwierają sklepy i funkcjonują do późna.