Sześć miesięcy miodowych Igi Świątek. Potem nadszedł zimny prysznic
Porażka Coco Gauff z Barborą Krejcikovą oznacza, że Iga Świątek zakończyła udział w turniejach WTA w sezonie 2024. Polkę czekają jeszcze tylko występy w reprezentacyjnych barwach w Billie Jean King Cup. Na kolejne indywidualne starty wiceliderki rankingu WTA trzeba będzie czekać do przyszłego roku. I oby zaczął się on lepiej, niż kończy ten obecny. Po…
Porażka Coco Gauff z Barborą Krejcikovą oznacza, że Iga Świątek zakończyła udział w turniejach WTA w sezonie 2024. Polkę czekają jeszcze tylko występy w reprezentacyjnych barwach w Billie Jean King Cup. Na kolejne indywidualne starty wiceliderki rankingu WTA trzeba będzie czekać do przyszłego roku. I oby zaczął się on lepiej, niż kończy ten obecny. Po dobrej pierwszej połowie sezonu, raszynianka wyraźnie spuściła z tonu i nie zrealizowała żadnego z zaplanowanych na ten czas celów. A ambicje były przecież naprawdę wielkie!
Cały sezon rozpoczął się od United Cup, w którym Polska dotarła do finału, głównie za sprawą świetnej gry raszynianki. Później przyszedł jednak olbrzymi zawód w Melbourne. Wielkoszlemowy Australian Open nasza reprezentantka zakończyła bowiem już na trzeciej rundzie, przegrywając sensacyjnie z Lindą Noskovą. A wcześniej rozegrała dwa niezwykle zacięte mecze — najpierw z Sofią Kenin, a następnie z Danielle Collins.
Świątek szybko jednak powetowała sobie australijskie niepowodzenie. 17 lutego, cieszyła się z triumfu w prestiżowym “tysięczniku” w Ad-Dausze. I to w znakomitym stylu, bo w całym turnieju nie straciła nawet jednego seta! Tym bardziej niespodziewana była porażka kilka dni później w półfinale WTA 1000 w Dubaju, gdzie sposób na Polkę znalazła Anna Kalinska.
Podobnie wyglądał marzec. Najpierw efektowne zwycięstwo w Indian Wells — bez straty seta i po skutecznym rewanżu na Noskovej, a następnie wpadka w Miami z Jekateriną Aleksandrową. Nieudana okazała się także dla naszej reprezentantki pierwsza impreza sezonu odbywająca się na mączce. W Stuttgarcie uległa bowiem w półfinale Jelenie Rybakinie.
Spektakularna Iga Świątek! Nikt nie mógł jej zagrozić
To, co stało się jednak później, było już absolutnie spektakularne. Świątek wygrała trzy turnieje z rzędu! Najpierw okazała się najlepsza w WTA 1000 w Madrycie, gdzie w epickim finale ograła Aryną Sabalenkę, a dwa tygodnie później świętowałą w Rzymie. W stolicy Włoch nie oddała nawet seta i w decydującym starciu znów okazała się mocniejsza od Białorusinki, tym razem gromiąc ją 6:2, 6:3.
Po wygranych w Hiszpanii i Włoszech przyszedł natomiast czas na ukochany Paryż i korty im. Ronalda Garrosa. Tam, po raz kolejny zresztą, na Polkę nie było mocnych. Po triumfie w drugiej rundzie nad Naomi Osaką, która miała meczbola i była o krok od sensacyjnego wyeliminowana obrończyni tytułu i wielkiej faworytki, żadna z pozostałych rywalek nie miała już ze Świątek większych szans i 23-latka po raz czwarty w karierze zwyciężyła we French Open.
I choć trudno to uwierzyć, to uskrzydlona i rozpędzona Polka właśnie wtedy świętowała swoje ostatnie wielkie zwycięstwo w kończącym się sezonie.
Nieudany Wimbledon. I ten upragniony złoty medal IO…
Po miesiącu przerwy przyszedł bowiem czas na Wimbledon. Najbardziej nielubiany Wielki Szlem po raz kolejny nie został odczarowany i Iga zakończyła go już na 1/16 finału, przegrywając z Julią Putincewą. To jednak nie rywalizacja na świętej trawie była najważniejszym z celów na tę część roku. Tym były bez wątpienia igrzyska olimpijskie w Paryżu i walka o złoty medal na kortach Roland Garros.
Niestety, mimo że do półfinału wszystko szło zgodnie z planem, w walce o finał doskonały występ zaliczyła Qinwen Zheng i pozbawiła naszą reprezentantkę marzeń o upragnionym złocie. W pomeczowej rozmowie z Eurosportem Polka nie kryła rozczarowania tym rezultatem, a w pewnym momencie nie była nawet w stanie kontynuować rozmowy.
Polka, choć była to dla niej najbardziej bolesna porażka w całej karierze, zdołała się jednak podnieść i w meczu o brązowy krążek nie dała szans Annie Karolinie Schmiedlovej.
Po igrzyskach przyszedł czas powrotu na korty twarde i zmagania w Stanach Zjednoczonych. W Cincinnati zakończyło się na półfinale i przegranej z Sabalenką, a w US Open już na ćwierćfinale, gdzie lepsza okazała się Jessica Pegula. Wówczas mało kto spodziewał się, że kolejny raz na korcie Świątek pojawi się dopiero blisko dwa miesiące później, na początku listopada.
Seria wycofań, zmiana trenera i utrata pozycji liderki rankingu. Tak wyglądał koniec sezonu Igi Świątek
Tak jednak się stało. Polka wycofywała się z kolejnych turniejów, całkowicie rezygnując m.in. z występów w Azji. To kosztowało ją utratę prowadzenia w rankingu WTA na rzecz Sabalenki. Ponadto podjęła szokującą decyzję o rozstaniu się z trenerem Tomaszem Wiktorowskim, pod którego wodzą osiągała największe sukcesy w karierze.
Tuż przed WTA Finals poinformowała za to o rozpoczęciu współpracy z Wimem Fissettem — belgijskim szkoleniowcem, który w przeszłości z sukcesami prowadził m.in. Naomi Osakę, Angelique Kerber, Kim Clijsters czy Simonę Halep.
Tuż przed WTA Finals poinformowała za to o rozpoczęciu współpracy z Wimem Fissettem — belgijskim szkoleniowcem, który w przeszłości z sukcesami prowadził m.in. Naomi Osakę, Angelique Kerber, Kim Clijsters czy Simonę Halep.
Zobacz również: Żyła złota Igi Świątek! Tyle zarobiła w 2024 r. Astronomiczna kwota
Niestety, jej początek nie jest wymarzony. Świątek, mimo że wygrała w Rijadzie dwa mecze — najpierw z Barborą Krejcikovą, a następnie kompletnie rozbiła Darię Kasatkinę, nie zdołała awansować do półfinału. Należy jednak podkreślić, że do tego zabrakło jej bardzo niewiele. Trzeba też pamiętać, że Polka pozostawała bez gry przez wiele tygodni.
To oraz słowa naszej tenisistki po rozgromieniu Kasatkiny mogą budzić optymizm. 23-latka tuż po tym, jak pokonała Rosjankę, obruszyła się bowiem na prośbę o podsumowanie swojego sezonu. — Nie pytajcie mnie o to, bo ja tu jeszcze mam zamiar jutro zagrać z Aryną — mówiła, dając w ten sposób wyraźny sygnał, że znów czuje się mocna i pewna siebie. I choć ostatecznie nie dostanie tej szansy, to przecież jest to znakomity prognostyk przed Billie Jean King Cup, a przede wszystkim przed sezonem 2025, w którym Iga Świątek ponownie będzie grać o najwyższe cele.
Porażka Coco Gauff z Barborą Krejcikovą oznacza, że Iga Świątek zakończyła udział w turniejach WTA w sezonie 2024. Polkę czekają jeszcze tylko występy w reprezentacyjnych barwach w Billie Jean King Cup. Na kolejne indywidualne starty wiceliderki rankingu WTA trzeba będzie czekać do przyszłego roku. I oby zaczął się on lepiej, niż kończy ten obecny. Po dobrej pierwszej połowie sezonu, raszynianka wyraźnie spuściła z tonu i nie zrealizowała żadnego z zaplanowanych na ten czas celów. A ambicje były przecież naprawdę wielkie!
Cały sezon rozpoczął się od United Cup, w którym Polska dotarła do finału, głównie za sprawą świetnej gry raszynianki. Później przyszedł jednak olbrzymi zawód w Melbourne. Wielkoszlemowy Australian Open nasza reprezentantka zakończyła bowiem już na trzeciej rundzie, przegrywając sensacyjnie z Lindą Noskovą. A wcześniej rozegrała dwa niezwykle zacięte mecze — najpierw z Sofią Kenin, a następnie z Danielle Collins.
Świątek szybko jednak powetowała sobie australijskie niepowodzenie. 17 lutego, cieszyła się z triumfu w prestiżowym “tysięczniku” w Ad-Dausze. I to w znakomitym stylu, bo w całym turnieju nie straciła nawet jednego seta! Tym bardziej niespodziewana była porażka kilka dni później w półfinale WTA 1000 w Dubaju, gdzie sposób na Polkę znalazła Anna Kalinska.
Podobnie wyglądał marzec. Najpierw efektowne zwycięstwo w Indian Wells — bez straty seta i po skutecznym rewanżu na Noskovej, a następnie wpadka w Miami z Jekateriną Aleksandrową. Nieudana okazała się także dla naszej reprezentantki pierwsza impreza sezonu odbywająca się na mączce. W Stuttgarcie uległa bowiem w półfinale Jelenie Rybakinie.
Spektakularna Iga Świątek! Nikt nie mógł jej zagrozić
To, co stało się jednak później, było już absolutnie spektakularne. Świątek wygrała trzy turnieje z rzędu! Najpierw okazała się najlepsza w WTA 1000 w Madrycie, gdzie w epickim finale ograła Aryną Sabalenkę, a dwa tygodnie później świętowałą w Rzymie. W stolicy Włoch nie oddała nawet seta i w decydującym starciu znów okazała się mocniejsza od Białorusinki, tym razem gromiąc ją 6:2, 6:3.
Po wygranych w Hiszpanii i Włoszech przyszedł natomiast czas na ukochany Paryż i korty im. Ronalda Garrosa. Tam, po raz kolejny zresztą, na Polkę nie było mocnych. Po triumfie w drugiej rundzie nad Naomi Osaką, która miała meczbola i była o krok od sensacyjnego wyeliminowana obrończyni tytułu i wielkiej faworytki, żadna z pozostałych rywalek nie miała już ze Świątek większych szans i 23-latka po raz czwarty w karierze zwyciężyła we French Open.
I choć trudno to uwierzyć, to uskrzydlona i rozpędzona Polka właśnie wtedy świętowała swoje ostatnie wielkie zwycięstwo w kończącym się sezonie.
Nieudany Wimbledon. I ten upragniony złoty medal IO…
Po miesiącu przerwy przyszedł bowiem czas na Wimbledon. Najbardziej nielubiany Wielki Szlem po raz kolejny nie został odczarowany i Iga zakończyła go już na 1/16 finału, przegrywając z Julią Putincewą. To jednak nie rywalizacja na świętej trawie była najważniejszym z celów na tę część roku. Tym były bez wątpienia igrzyska olimpijskie w Paryżu i walka o złoty medal na kortach Roland Garros.
Niestety, mimo że do półfinału wszystko szło zgodnie z planem, w walce o finał doskonały występ zaliczyła Qinwen Zheng i pozbawiła naszą reprezentantkę marzeń o upragnionym złocie. W pomeczowej rozmowie z Eurosportem Polka nie kryła rozczarowania tym rezultatem, a w pewnym momencie nie była nawet w stanie kontynuować rozmowy.
Polka, choć była to dla niej najbardziej bolesna porażka w całej karierze, zdołała się jednak podnieść i w meczu o brązowy krążek nie dała szans Annie Karolinie Schmiedlovej.
Po igrzyskach przyszedł czas powrotu na korty twarde i zmagania w Stanach Zjednoczonych. W Cincinnati zakończyło się na półfinale i przegranej z Sabalenką, a w US Open już na ćwierćfinale, gdzie lepsza okazała się Jessica Pegula. Wówczas mało kto spodziewał się, że kolejny raz na korcie Świątek pojawi się dopiero blisko dwa miesiące później, na początku listopada.
Seria wycofań, zmiana trenera i utrata pozycji liderki rankingu. Tak wyglądał koniec sezonu Igi Świątek
Tak jednak się stało. Polka wycofywała się z kolejnych turniejów, całkowicie rezygnując m.in. z występów w Azji. To kosztowało ją utratę prowadzenia w rankingu WTA na rzecz Sabalenki. Ponadto podjęła szokującą decyzję o rozstaniu się z trenerem Tomaszem Wiktorowskim, pod którego wodzą osiągała największe sukcesy w karierze.
Tuż przed WTA Finals poinformowała za to o rozpoczęciu współpracy z Wimem Fissettem — belgijskim szkoleniowcem, który w przeszłości z sukcesami prowadził m.in. Naomi Osakę, Angelique Kerber, Kim Clijsters czy Simonę Halep.
Tuż przed WTA Finals poinformowała za to o rozpoczęciu współpracy z Wimem Fissettem — belgijskim szkoleniowcem, który w przeszłości z sukcesami prowadził m.in. Naomi Osakę, Angelique Kerber, Kim Clijsters czy Simonę Halep.
Zobacz również: Żyła złota Igi Świątek! Tyle zarobiła w 2024 r. Astronomiczna kwota
Niestety, jej początek nie jest wymarzony. Świątek, mimo że wygrała w Rijadzie dwa mecze — najpierw z Barborą Krejcikovą, a następnie kompletnie rozbiła Darię Kasatkinę, nie zdołała awansować do półfinału. Należy jednak podkreślić, że do tego zabrakło jej bardzo niewiele. Trzeba też pamiętać, że Polka pozostawała bez gry przez wiele tygodni.
To oraz słowa naszej tenisistki po rozgromieniu Kasatkiny mogą budzić optymizm. 23-latka tuż po tym, jak pokonała Rosjankę, obruszyła się bowiem na prośbę o podsumowanie swojego sezonu. — Nie pytajcie mnie o to, bo ja tu jeszcze mam zamiar jutro zagrać z Aryną — mówiła, dając w ten sposób wyraźny sygnał, że znów czuje się mocna i pewna siebie. I choć ostatecznie nie dostanie tej szansy, to przecież jest to znakomity prognostyk przed Billie Jean King Cup, a przede wszystkim przed sezonem 2025, w którym Iga Świątek ponownie będzie grać o najwyższe cele.