Iga Świątek przestała się hamować. Nowa postać dała pozwolenie
Heroiczna postawa Polek dała im w Billie Jean King Cup historyczny półfinał. Takiego wyniku nasza kadra nie osiągnęła… nigdy dotąd. Jak Świątek się za coś bierze, to nie ma zmiłuj. Sceny z wycieńczoną wiceliderką rankingu WTA obiegły świat, a po jej występach w Maladze można wyciągnąć już wnioski. Jeden jest zupełnie oczywisty: minęła zaledwie chwila…
Heroiczna postawa Polek dała im w Billie Jean King Cup historyczny półfinał. Takiego wyniku nasza kadra nie osiągnęła… nigdy dotąd. Jak Świątek się za coś bierze, to nie ma zmiłuj. Sceny z wycieńczoną wiceliderką rankingu WTA obiegły świat, a po jej występach w Maladze można wyciągnąć już wnioski. Jeden jest zupełnie oczywisty: minęła zaledwie chwila od rozstania z Tomaszem Wiktorowskim, a już widać ważną zmianę. Taką, którą pokochają kibice na całym świecie, bo przecież jej najbardziej oczekiwali.
Mówi się, że wszystko, co dobre, szybko się kończy, tymczasem Polki w Billie Jean King Cup Finals grały w mojej opinii nadspodziewanie długo. Mało tego, miały szanse nawet na zwycięstwo w całym turnieju, ale półfinał to i tak nasz najlepszy start w historii.
Polki przyleciały do Malagi “na galowo”. W Hiszpanii stawiły się wszystkie nasze najlepsze tenisistki z Igą Świątek na czele i to jej poświęcę tutaj lwią część uwagi. Wiceliderka rankingu WTA i liderka naszej reprezentacji przez ostatnie sześć dni dała z siebie wszystko, a biorąc pod uwagę realia ostatnich tygodni, to nawet trochę więcej.
— Jestem tak zmęczona, że w ogóle nie jestem w stanie ogarnąć tego, co się dzieje. Głównie jestem zadowolona z tego, co pokazałam i co pokazaliśmy jako drużyna. Mieliśmy okazje do tego, by ten dzień się inaczej potoczył, ale z drugiej strony wiem, że wszystkie dałyśmy z siebie 100 proc. i każda z nas może opuścić kort bez żalu. Towarzyszą mi więc pozytywne emocje. Przyjeżdżając tu, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Tenisowo wyszło dobrze, a atmosfera była super — oceniła Świątek na konferencji prasowej.
Istnieje spora szansa na to, że nasze tenisistki zameldowałyby się nawet w finale, ale zdecydowanie zabrakło lepszej postawy Magdy Linette w meczu z Lucią Bronzetti. 32-latce trzeba oddać z kolei, że bez jej zwycięstwa po trwającym 3 godz. 51 minut horrorze z Sarą Sorribes Tormo Polki mogłyby nie przebrnąć starcia z Hiszpankami.
Iga Świątek wróciła po przerwie. Bezcenne występy w Rijadzie i w Maladze
Jak wszyscy doskonale wiemy, Świątek zrobiła sobie dwumiesięczną przerwę, w międzyczasie zatrudniła nowego trenera, z którym na dobrą sprawę pracowała kilkanaście dni. To zdecydowanie zbyt mało, by oczekiwać zauważalnych efektów. Jej postawa w WTA Finals, a następnie w Maladze to raczej efekt resetu fizycznego i psychicznego niż wpływ Wima Fissette’a na jej grę. Mimo wszystko, porównując jej występy do US Open i po nim, da się zauważyć pewne różnice.
Co zwróciło moją uwagę szczególnie? Przede wszystkim serwis. Iga nie wstrzymuje ręki. Stara się zdobywać punkty bezpośrednio po podaniu, ale popełnia też więcej błędów.
Świątek od stycznia do września, czyli do przegranego meczu z Pegulą na twardej nawierzchni zagrała 37 spotkań, podczas których zdobyła 85 asów (2,3 asa na mecz).
Po powrocie w Rijadzie i w Maladze do swojego dorobku dorzuciła jeszcze sześć spotkań (plus dwa w deblu). Jak pod względem serwisowym wypadła w tych spotkaniach?
23-latka zaserwowała łącznie 28 asów, co daje 4,7 punktu zdobytego bezpośrednio po własnym podaniu na mecz.
Sześć meczów jeszcze o niczym nie świadczy, ale to może być jasny sygnał, że Fissette dał jej zielone światło na podejmowanie większego ryzyka przy własnym podaniu bez względu na konsekwencje. O tym świadczyłyby z kolei podwójne błędy serwisowe, których Świątek we wspomnianych 37 meczach na hardzie popełniła 60 (1,6 podwójnego błędu serwisowego na mecz), a w WTA Finals i w finałach Billie Jean King Cup 19 (3,2 na mecz).
Po występach Igi Świątek są też minusy. Na wymierne efekty trzeba poczekać
Minusy? Drugi serwis Polki i forhend. Drugie podanie Igi było na tyle nieefektywne, że rywalki regularnie potrafiły returnem przejść z defensywy do ofensywy. To z kolei wymagało od Świątek błyskawicznego ruchu do piłki, co szczególnie z forhendu często kończyło się błędem.
Niewiele zmieniło się w grze Świątek w kontekście przestojów. Te były łudząco podobne do tych, które pamiętamy sprzed dwumiesięcznej przerwy. Różnica polegała na tym, że teraz Polka potrafiła z nich wychodzić, co w ostatnich miesiącach nie było wcale takie pewne.
— Dziś w drugim secie wyraźnie brakowało mi energii. Odzyskałam ją w trzecim, choć nie jestem pewna jak. Ale po prostu czułam wtedy, że jestem w stanie więcej zdziałać — tłumaczyła Świątek jej powrót w meczu z Paolini, gdy przegrywała w setach, ale odrodziła się w połowie drugiego seta i ostatecznie wygrała mecz.
Po Rijadzie i Maladze jednak trudno przyczepić się do Igi o cokolwiek, bo na efekty pracy z Fissette’em przyjdzie nam poczekać przynajmniej do zakończenia Australian Open, a pełnego obrazu tej współpracy powinniśmy doświadczyć po trzech miesiącach 2025 r.
Na razie można się jedynie cieszyć, że Iga po powrocie do tenisa rozegrała jeszcze sześć meczów. To z pewnością bezcenny materiał szkoleniowy dla Fissette’a. Z drugiej strony można żałować, że Belg przez ostatni tydzień pełnił rolę kapitana drużyny narodowej podczas baraży Billie Jean King Cup w Chinach.
Jego obecność i oglądanie Świątek w akcji przez dodatkowy tydzień w momencie, gdy już za miesiąc Polka rozpoczyna nowy sezon, z pewnością by nie zaszkodziła. Teraz przed Igą urlop, okazja do podładowania baterii, a później powrót do pracy z Fissette’em.
Heroiczna postawa Polek dała im w Billie Jean King Cup historyczny półfinał. Takiego wyniku nasza kadra nie osiągnęła… nigdy dotąd. Jak Świątek się za coś bierze, to nie ma zmiłuj. Sceny z wycieńczoną wiceliderką rankingu WTA obiegły świat, a po jej występach w Maladze można wyciągnąć już wnioski. Jeden jest zupełnie oczywisty: minęła zaledwie chwila od rozstania z Tomaszem Wiktorowskim, a już widać ważną zmianę. Taką, którą pokochają kibice na całym świecie, bo przecież jej najbardziej oczekiwali.
Mówi się, że wszystko, co dobre, szybko się kończy, tymczasem Polki w Billie Jean King Cup Finals grały w mojej opinii nadspodziewanie długo. Mało tego, miały szanse nawet na zwycięstwo w całym turnieju, ale półfinał to i tak nasz najlepszy start w historii.
Polki przyleciały do Malagi “na galowo”. W Hiszpanii stawiły się wszystkie nasze najlepsze tenisistki z Igą Świątek na czele i to jej poświęcę tutaj lwią część uwagi. Wiceliderka rankingu WTA i liderka naszej reprezentacji przez ostatnie sześć dni dała z siebie wszystko, a biorąc pod uwagę realia ostatnich tygodni, to nawet trochę więcej.
— Jestem tak zmęczona, że w ogóle nie jestem w stanie ogarnąć tego, co się dzieje. Głównie jestem zadowolona z tego, co pokazałam i co pokazaliśmy jako drużyna. Mieliśmy okazje do tego, by ten dzień się inaczej potoczył, ale z drugiej strony wiem, że wszystkie dałyśmy z siebie 100 proc. i każda z nas może opuścić kort bez żalu. Towarzyszą mi więc pozytywne emocje. Przyjeżdżając tu, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Tenisowo wyszło dobrze, a atmosfera była super — oceniła Świątek na konferencji prasowej.
Istnieje spora szansa na to, że nasze tenisistki zameldowałyby się nawet w finale, ale zdecydowanie zabrakło lepszej postawy Magdy Linette w meczu z Lucią Bronzetti. 32-latce trzeba oddać z kolei, że bez jej zwycięstwa po trwającym 3 godz. 51 minut horrorze z Sarą Sorribes Tormo Polki mogłyby nie przebrnąć starcia z Hiszpankami.
Iga Świątek wróciła po przerwie. Bezcenne występy w Rijadzie i w Maladze
Jak wszyscy doskonale wiemy, Świątek zrobiła sobie dwumiesięczną przerwę, w międzyczasie zatrudniła nowego trenera, z którym na dobrą sprawę pracowała kilkanaście dni. To zdecydowanie zbyt mało, by oczekiwać zauważalnych efektów. Jej postawa w WTA Finals, a następnie w Maladze to raczej efekt resetu fizycznego i psychicznego niż wpływ Wima Fissette’a na jej grę. Mimo wszystko, porównując jej występy do US Open i po nim, da się zauważyć pewne różnice.
Co zwróciło moją uwagę szczególnie? Przede wszystkim serwis. Iga nie wstrzymuje ręki. Stara się zdobywać punkty bezpośrednio po podaniu, ale popełnia też więcej błędów.
Świątek od stycznia do września, czyli do przegranego meczu z Pegulą na twardej nawierzchni zagrała 37 spotkań, podczas których zdobyła 85 asów (2,3 asa na mecz).
Po powrocie w Rijadzie i w Maladze do swojego dorobku dorzuciła jeszcze sześć spotkań (plus dwa w deblu). Jak pod względem serwisowym wypadła w tych spotkaniach?
23-latka zaserwowała łącznie 28 asów, co daje 4,7 punktu zdobytego bezpośrednio po własnym podaniu na mecz.
Sześć meczów jeszcze o niczym nie świadczy, ale to może być jasny sygnał, że Fissette dał jej zielone światło na podejmowanie większego ryzyka przy własnym podaniu bez względu na konsekwencje. O tym świadczyłyby z kolei podwójne błędy serwisowe, których Świątek we wspomnianych 37 meczach na hardzie popełniła 60 (1,6 podwójnego błędu serwisowego na mecz), a w WTA Finals i w finałach Billie Jean King Cup 19 (3,2 na mecz).
Po występach Igi Świątek są też minusy. Na wymierne efekty trzeba poczekać
Minusy? Drugi serwis Polki i forhend. Drugie podanie Igi było na tyle nieefektywne, że rywalki regularnie potrafiły returnem przejść z defensywy do ofensywy. To z kolei wymagało od Świątek błyskawicznego ruchu do piłki, co szczególnie z forhendu często kończyło się błędem.
Niewiele zmieniło się w grze Świątek w kontekście przestojów. Te były łudząco podobne do tych, które pamiętamy sprzed dwumiesięcznej przerwy. Różnica polegała na tym, że teraz Polka potrafiła z nich wychodzić, co w ostatnich miesiącach nie było wcale takie pewne.
— Dziś w drugim secie wyraźnie brakowało mi energii. Odzyskałam ją w trzecim, choć nie jestem pewna jak. Ale po prostu czułam wtedy, że jestem w stanie więcej zdziałać — tłumaczyła Świątek jej powrót w meczu z Paolini, gdy przegrywała w setach, ale odrodziła się w połowie drugiego seta i ostatecznie wygrała mecz.
Po Rijadzie i Maladze jednak trudno przyczepić się do Igi o cokolwiek, bo na efekty pracy z Fissette’em przyjdzie nam poczekać przynajmniej do zakończenia Australian Open, a pełnego obrazu tej współpracy powinniśmy doświadczyć po trzech miesiącach 2025 r.
Na razie można się jedynie cieszyć, że Iga po powrocie do tenisa rozegrała jeszcze sześć meczów. To z pewnością bezcenny materiał szkoleniowy dla Fissette’a. Z drugiej strony można żałować, że Belg przez ostatni tydzień pełnił rolę kapitana drużyny narodowej podczas baraży Billie Jean King Cup w Chinach.
Jego obecność i oglądanie Świątek w akcji przez dodatkowy tydzień w momencie, gdy już za miesiąc Polka rozpoczyna nowy sezon, z pewnością by nie zaszkodziła. Teraz przed Igą urlop, okazja do podładowania baterii, a później powrót do pracy z Fissette’em.