Robert Lewandowski napisał niebywałą historię. A my to lekceważymy
Setny gol Lewandowskiego: codzienność mistrza czy wydarzenie wyjątkowe? Umówmy się – nie robimy z tego wielkiej tajemnicy. Czy setny gol Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów rzeczywiście wywołał w nas aż tak ogromne emocje, jakich moglibyśmy oczekiwać? Być może nie, choć na pewno doceniamy wagę tego osiągnięcia. Dziś mamy tendencję, by przechodzić obok jego sukcesów z…
Setny gol Lewandowskiego: codzienność mistrza czy wydarzenie wyjątkowe?
Umówmy się – nie robimy z tego wielkiej tajemnicy. Czy setny gol Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów rzeczywiście wywołał w nas aż tak ogromne emocje, jakich moglibyśmy oczekiwać? Być może nie, choć na pewno doceniamy wagę tego osiągnięcia. Dziś mamy tendencję, by przechodzić obok jego sukcesów z pewnym spokojem – czy to dlatego, że przyzwyczailiśmy się do jego wybitnych wyczynów?
A przecież nie zawsze tak było. Pamiętamy czasy, gdy sukces polskiego piłkarza na europejskiej scenie wydawał się marzeniem nieosiągalnym. Wyczekiwaliśmy nocnych skrótów Ligi Mistrzów, by zobaczyć, jak nasi reprezentanci radzą sobie w tych prestiżowych rozgrywkach. Marzenia o Polaku seryjnie strzelającym gole w Champions League brzmiały wtedy jak bajka. A jednak Robert Lewandowski, krok po kroku, zmienił tę narrację.
26 listopada – data szczególna
Dla Roberta Lewandowskiego data 26 listopada zawsze będzie miała szczególne znaczenie. To właśnie tego dnia, w 2022 roku, na mundialu w Katarze, zdobył swoją upragnioną, pierwszą bramkę na mistrzostwach świata. Był to gol szczególny – nie tylko ze względu na sportowe okoliczności, ale i na emocje, które towarzyszyły temu momentowi. Łzy w oczach i ekspresja radości napastnika, jakiej wcześniej nie widzieliśmy, mówiły więcej niż słowa.
Dwa lata później, dokładnie tego samego dnia, Robert Lewandowski ponownie zapisał się w historii. W meczu Ligi Mistrzów przeciwko Brest osiągnął magiczną liczbę 100 goli w tych elitarnych rozgrywkach. Osiągnięcie, które udało się przed nim jedynie dwóm zawodnikom: Leo Messiemu i Cristiano Ronaldo. Tym razem jednak emocje Lewandowskiego były bardziej stonowane. Dlaczego?
Od „wow” do codzienności
Odpowiedź leży być może nie tylko w samym zawodniku, ale i w nas – kibicach. Przyzwyczailiśmy się do regularności, z jaką Lewandowski zdobywa bramki. Jego fenomen stał się dla nas codziennością. W meczu z Brestem Polak zdobył swojego setnego gola w Lidze Mistrzów w sposób charakterystyczny – strzałem z rzutu karnego, który perfekcyjnie zmylił bramkarza. Nie było przewrotki ani spektakularnej akcji, ale była skuteczność, która definiuje Lewandowskiego jako zawodnika.
Drugi gol w tym meczu, ustalający wynik na 3:0, był z kolei nagrodą za walkę w środkowej strefie boiska i wyczucie podania od Alejandro Balde. Lewandowski po raz kolejny pokazał, że jest nie tylko wybitnym strzelcem, ale i graczem kompletnym, który potrafi dostosować swoją grę do potrzeb drużyny.
Dlaczego brak euforii?
To, że sami nie wpadamy w nadmierną euforię, nie wynika z braku szacunku dla osiągnięć Lewandowskiego. Wręcz przeciwnie – zdajemy sobie sprawę z ich wielkości. Polak w Lidze Mistrzów nie tylko zdobył już ponad 100 bramek, ale uczynił to w rekordowym tempie. Jego średnia goli na mecz wynosi 0,81 – lepsza niż u Messiego czy Ronaldo. Potrzebował na to zaledwie 451 strzałów, co jest wynikiem imponującym w porównaniu do 527 strzałów Messiego i 793 Ronaldo.
Mimo to sukcesy Lewandowskiego stały się dla nas czymś normalnym. Gdy od 13 lat regularnie strzela w Lidze Mistrzów, przywykliśmy do tego, że kolejna bramka to po prostu… kolejny dzień w jego pracy. Być może docenimy ten wyczyn bardziej za kilka lat, gdy znów będziemy wyczekiwać na polskiego piłkarza, który miałby szansę dołączyć do grona najlepszych.
Kolejna setka rozpoczęta
Choć emocje towarzyszące setnemu golowi były umiarkowane, nie zmienia to faktu, że Robert Lewandowski napisał kolejny rozdział w swojej wyjątkowej karierze. Napoczął drugą setkę i zapewne jeszcze nie raz dostarczy nam powodów do dumy. Jednak jego wyczyny nabiorą pełni blasku dopiero z perspektywy czasu. A wtedy przypomnimy sobie, jak wielkim skarbem był dla polskiego futbolu.