Magdalena Fręch przetrwała burzę i rozegrała mecz życia w Madrycie. Awansowała do trzeciej rundy!
Początek był dramatyczny. Jessica Bouzas Maneiro nie miała litości dla Magdaleny Fręch – po zaledwie piętnastu minutach prowadziła już 4:0. Kamery co chwilę pokazywały trenera Polki, Andrzeja Kobierskiego, którego mina mówiła wszystko – jakby nie mógł patrzeć na to, co dzieje się na korcie. A jednak ta historia miała niespodziewany zwrot – zamiast jednostronnego starcia kibice obejrzeli trwający niemal trzy godziny tenisowy thriller. Fręch pokonała Hiszpankę 5:7, 7:6(2), 6:4 i zameldowała się w trzeciej rundzie prestiżowego turnieju WTA 1000 w Madrycie.
Jeszcze przed meczem niewielu wierzyło w Polkę. Przypominano, że Fręch znajduje się w głębokim dołku formy – przegrała 10 z 14 spotkań od początku sezonu. Co więcej, to nie ona, lecz sklasyfikowana niżej w rankingu Bouzas Maneiro (69. WTA) była uważana za faworytkę. Hiszpanka miała za sobą bardzo solidny sezon i coraz częściej pokazywała się na wielkich scenach. W ubiegłym roku zachwyciła m.in. na Wimbledonie, pokonując broniącą tytułu Marketę Vondrousovą. W ostatnich tygodniach triumfowała nad renomowanymi rywalkami – jak Sakkari, Haddad Maia czy Noskova.
Bolesny początek i dramatyczna końcówka seta
Początek spotkania zwiastował szybki koniec. Fręch grała pasywnie, zbyt krótko, zbyt zachowawczo. Pozwalała Hiszpance dominować, jakby czekała, aż ta się pomyli. Po pierwszym kwadransie było 4:0 dla Bouzas Maneiro i komentator Canal+, Maciej Zaręba, nie krył zaniepokojenia. Trener Kobierski wyglądał na przybitego, ale nie przestawał podpowiadać swojej zawodniczce. I to przyniosło efekt – Polka zaczęła grać agresywniej, głębiej, z większą rotacją. Wyrównała na 4:4 i miała szansę na prowadzenie, lecz znów zagrała zbyt ostrożnie. Potem Hiszpanka sama się pogubiła, ale Fręch nie potrafiła tego wykorzystać. Przy stanie 5:5 oddała serwis, a przy 5:6 popełniła kilka prostych błędów. Bouzas Maneiro pewnie zamknęła seta – 7:5.
Huśtawka emocji i wielki powrót w drugim secie
Początek drugiego seta – znów fatalny. Fręch przegrała gema serwisowego do zera i zaraz było 0:2. Jednak po raz kolejny zaczęła odrabiać straty. Od stanu 1:3 grała odważniej, mocniej, skuteczniej. Wyszła na prowadzenie 4:3, ale znów pozwoliła sobie na cofnięcie się do defensywy. Bouzas Maneiro objęła prowadzenie 5:4 i serwowała na mecz, lecz ponownie nie wytrzymała nerwowo – przegrała gema do zera. Tie-break rozegrała już Fręch idealnie – 7:2 i doprowadziła do decydującego seta.
Ostatni akt – pokaz charakteru Fręch
Trzeci set był prawdziwą wojną nerwów. Fręch rozpoczęła go odważnie, ale raz jeszcze w decydujących momentach brakowało jej konsekwencji w grze ofensywnej. Gdy Hiszpanka prowadziła 3:2, wydawało się, że może odzyskać kontrolę nad spotkaniem. Jednak Polka wróciła – znów zagrała bardziej agresywnie i przełamała rywalkę, wychodząc na 5:3. Bouzas Maneiro nie rezygnowała – zbliżyła się na 4:5, lecz Fręch nie wypuściła już okazji z rąk. Serwując na mecz, zachowała zimną krew i zakończyła spotkanie przy drugim meczbolu.
Po blisko trzech godzinach gry Fręch uniosła ręce w górę – wygrała 5:7, 7:6(2), 6:4. To dla niej największy sukces w Madrycie i ogromny zastrzyk pewności siebie. W trzeciej rundzie zmierzy się z Mirrą Andriejewą lub Marie Bouzkovą.
Jeśli zagra z takim hartem ducha jak dziś, nie musi się bać nikogo.