Magdalena Fręch po walce odpada z Roland Garros. Marketa Vondrousova zbyt mocna
Magdalena Fręch zakończyła swój udział w tegorocznym Roland Garros na drugiej rundzie, przegrywając po trzysetowym boju z Marketą Vondrousovą 0:6, 6:4, 3:6. Choć na trybunach miała ogromne wsparcie polskich kibiców, nie wystarczyło to, by pokonać doświadczoną Czeszkę. W dwóch momentach meczu Fręch dała upust emocjom, co rzadko zdarza się w jej przypadku – dwukrotnie rzuciła rakietą.
Vondrousova – specjalistka od wielkich turniejów
Marketa Vondrousova to nie tylko triumfatorka Wimbledonu 2023, ale też bardzo wszechstronna zawodniczka. Ma na koncie olimpijskie srebro z Tokio i finał Roland Garros z 2019 roku. Dla niej zmiana nawierzchni nie stanowi problemu. Jej największym rywalem w ostatnich miesiącach były jednak kontuzje – wtorkowe zwycięstwo nad Rebeką Masarovą było jej pierwszym meczem wygranym od trzech miesięcy, a ogólnie w 2024 roku zagrała zaledwie dziesięć spotkań.
W zupełnie innej sytuacji była Magdalena Fręch. Gra regularnie w najważniejszych turniejach, a tegoroczny Roland Garros rozpoczęła jako rozstawiona z numerem 25 – po raz pierwszy w karierze.
Katastrofalny początek meczu
Pierwszy set był dla Fręch bardzo trudny. Już na początku została przełamana i nie potrafiła znaleźć sposobu na rozpędzoną Czeszkę, która świetnie poruszała się po korcie i bezbłędnie odczytywała jej skróty. Fręch, która zazwyczaj imponuje urozmaiconą grą i zmianami tempa, tym razem była bezradna. Czwarty gem był tego idealnym przykładem – Polka zagrała znakomitego dropszota, ale Vondrousova nie tylko go dosięgła, lecz także odpowiedziała perfekcyjnym zagraniem na linię. Przy stanie 0:5 Fręch, sfrustrowana i bezsilna, rzuciła rakietą – co rzadko się jej zdarza.
Polskie trybuny, francuski kort
Choć wynik nie sprzyjał, Magdalena mogła liczyć na doping z trybun. Kort numer sześć w Paryżu zamienił się w małą Łódź – słychać było głównie język polski i głośne okrzyki: „Magda! Magda!”, „Dajesz, Magda!”. Vondrousova nie miała podobnego wsparcia, co nadawało spotkaniu wyjątkowej atmosfery.
I rzeczywiście – pojawiła się nadzieja, że to jeszcze nie koniec. Fręch w przeszłości potrafiła wracać do gry nawet po przegranym do zera pierwszym secie. Sama przyznaje, że najlepiej czuje się w drugich i trzecich partiach. I tym razem nie było inaczej.
Powrót i świetna gra w drugim secie
Fręch rozpoczęła drugiego seta od przełamania rywalki. Grała odważniej, częściej uderzała po linii, poprawiła serwis i przejmowała inicjatywę w wymianach. Po jednym z efektownych zagrań kibice nagrodzili ją skandowaniem nazwiska. Przypominało to sytuację sprzed dwóch dni, kiedy Polka ograła Ons Jabeur 7:6, 6:0.
Komentator Eurosportu, Tomasz Wiktorowski, zwracał uwagę na jakość uderzeń Fręch, porównując jej forhend do stylu Igi Świątek – grany z wyskoku, nad głową, z odwagą. Choć Vondrousova próbowała odrobić straty i doprowadziła do remisu 4:4, Fręch nie zwolniła tempa. Zmotywowana przez trenera Andrzeja Kobierskiego, przyspieszyła i odważnie zakończyła seta 6:4.
Frustracja w decydującym secie
Trzecia partia mogła rozpocząć się znakomicie dla Polki – w dwóch pierwszych gemach serwisowych rywalki miała aż trzy break pointy. Niestety, żadnego nie udało się wykorzystać. Po jednej z niewymuszonych pomyłek Fręch znów rzuciła rakietą. Na trybunach zapadła cisza, a trener Kobierski starał się ją uspokoić. Chwilę później doszło do przełamania i Czeszka wyszła na prowadzenie 4:2.
W końcówce spotkania Vondrousova jeszcze raz przełamała Polkę. Przy piłce meczowej popisała się efektownym lobem i zakończyła mecz wynikiem 6:0, 4:6, 6:3. Po ostatniej akcji złapała się za głowę – to było zwycięstwo nie tylko nad przeciwniczką, ale też nad atmosferą, którą stworzyli na trybunach polscy kibice.
W trzeciej rundzie Roland Garros Vondrousova zmierzy się z jedną z Amerykanek – Ann Li lub Jessicą Pegulą. Magdalena Fręch żegna się z turniejem, ale po raz kolejny pokazała, że potrafi walczyć do końca i nie boi się wyzwań.