Stwierdzenie, że tegoroczny Wimbledon obfituje w niespodzianki, to zdecydowanie za mało powiedziane. Choć w turnieju mężczyzn również nie brakuje sensacyjnych wyników, to właśnie w rywalizacji kobiet obserwujemy istny pogrom faworytek. Już pierwsza runda przyniosła niespodziewane porażki wielu czołowych tenisistek, a druga tylko pogłębiła ten chaos. Takiej skali zaskoczeń w turnieju wielkoszlemowym nie widziano niemal nigdy w erze Open.
Gdy Iga Świątek pokonała w pierwszej rundzie Polinę Kudermietową 7:5, 6:1, mogliśmy przyjąć to zwycięstwo z satysfakcją, choć nie wzbudziło ono wielkich emocji. Polka, nawet na mniej lubianej trawie, powinna takie mecze wygrywać. Jak się jednak okazało – to właśnie ona dokonała czegoś rzadkiego na tegorocznym Wimbledonie: spełniła obowiązek. Bo w wielu przypadkach zawodniczki, które teoretycznie miały wygrać bez problemu, boleśnie zderzały się z rzeczywistością.
Początek dały Gauff i Pegula. Później posypało się jeszcze bardziej
Już po pierwszej rundzie z turniejem pożegnały się trzy z pięciu najwyżej rozstawionych zawodniczek. Turniejowa „piątka” Qinwen Zheng nie poradziła sobie z Kateriną Siniakovą (5:7, 6:4, 1:6). Jessica Pegula (nr 3), która zaledwie kilka dni wcześniej pokonała Świątek w finale w Bad Homburg, przegrała bez walki z Elisabettą Cocciaretto 2:6, 3:6. Coco Gauff, mistrzyni Roland Garros, znów potwierdziła, że trawa nie jest jej ulubioną nawierzchnią – przegrała 6:7(3), 1:6 z Ukrainką Dajaną Jastremską. Warto przypomnieć, że Amerykanka nigdy nie dotarła nawet do ćwierćfinału Wimbledonu.
Ale to jeszcze nie koniec. W drugiej rundzie z turniejem pożegnała się finalistka Wimbledonu 2024 – Jasmine Paolini. Włoszka przegrała 6:4, 4:6, 3:6 z Kamillą Rachimową, choć już w pierwszej rundzie była bliska odpadnięcia, gdy musiała odwracać losy meczu z Anastaziją Sewastową. Tym razem jednak nie dała rady – i to był kolejny mocny cios dla drabinki.
Sabalenka i nieliczne wyjątki. Takich statystyk Wimbledon nie widział od dekad
W efekcie z pięciu najwyżej rozstawionych zawodniczek w grze pozostała już tylko Aryna Sabalenka (nr 1). Nadal walczą także Madison Keys (nr 6), Mirra Andriejewa (nr 7) i Iga Świątek (nr 8). Keys i Sabalenka są już w III rundzie, natomiast Rosjanka i Polka muszą jeszcze o awans powalczyć – odpowiednio z Lucią Bronzetti i Caty McNally.
Takiego spustoszenia wśród ścisłej czołówki światowego tenisa Wimbledon nie widział od blisko 60 lat. Jak wyliczył portal OptaAce, tylko raz w historii ery Open (od 1968 roku) zdarzyło się, by cztery z pięciu najwyżej rozstawionych zawodniczek odpadły przed trzecią rundą turnieju wielkoszlemowego. Miało to miejsce podczas Wimbledonu 2018. Wówczas jedyną „ocaloną” z Top 5 była liderka Simona Halep – ale i ona odpadła w III rundzie. Z całej czołowej dziesiątki tylko Karolina Pliskova (rozstawiona z „7”) dotarła do IV rundy. Triumfatorką została natomiast Andżelika Kerber, rozstawiona z numerem 11.
Wniosek jest prosty: Wimbledon kocha niespodzianki. A w tym roku zaskakuje jak nigdy.