Ależ zwrot w Madrycie! Było już 0:6, a potem Świątek zrobiła coś wielkiego
Z piekła do nieba! Świątek po fatalnym początku pokonała Keys i jest w półfinale turnieju w Madrycie Po zaledwie 20 minutach meczu Iga Świątek rzuciła jedno z najsłynniejszych polskich przekleństw, a zaraz potem – rakietą. Przegrywała wtedy z Madison Keys aż 0:5 i wydawało się, że w ćwierćfinale turnieju WTA 1000 w Madrycie nie ma…
Z piekła do nieba! Świątek po fatalnym początku pokonała Keys i jest w półfinale turnieju w Madrycie
Po zaledwie 20 minutach meczu Iga Świątek rzuciła jedno z najsłynniejszych polskich przekleństw, a zaraz potem – rakietą. Przegrywała wtedy z Madison Keys aż 0:5 i wydawało się, że w ćwierćfinale turnieju WTA 1000 w Madrycie nie ma już czego szukać. A jednak – mimo fatalnego startu i ogromnych nerwów – Polka dokonała rzeczy niezwykłej, triumfując 0:6, 6:3, 6:2!
Rok temu Świątek dwukrotnie gładko pokonała Keys – najpierw w półfinale Madrytu (6:3, 6:1), a dwanaście dni później w ćwierćfinale Rzymu – również 6:3, 6:1. Amerykanka po tamtych porażkach mówiła wprost: – Do bani! Tak, grać z Igą na mączce to istna męczarnia.
Tym razem jednak role się odwróciły – przynajmniej na początku meczu. Dlaczego? Bo w tym sezonie Świątek często walczy bardziej ze sobą niż z rywalkami, a Keys rozgrywa życiowy sezon – ma już na koncie pierwszy tytuł wielkoszlemowy (Australian Open) i imponujący bilans: 23 wygrane i tylko 4 porażki, w tym 5 zwycięstw z zawodniczkami z TOP 10.
Zaskakujące prognozy sztucznej inteligencji
Mimo to, sztuczna inteligencja dawała Świątek aż 72 proc. szans na zwycięstwo. Trudno się dziwić – to w końcu najlepsza zawodniczka ostatnich lat na kortach ziemnych. Ale Keys nie przegrała w tym turnieju ani jednego seta, a w ostatnim meczu między nimi – w półfinale Australian Open – to ona była górą (5:7, 6:1, 7:6).
I choć na mączce Iga pokonywała ją wcześniej trzy razy, to w Madrycie Polka prezentowała się nierówno – męczyła się zarówno z Ealą (trzy sety, 57 niewymuszonych błędów), jak i Sznajder (znów trzy sety, 56 błędów).
Keys uderzyła tam, gdzie boli
Amerykanka świadoma problemów Świątek z serwisem, zażyczyła sobie rozpoczęcia meczu od returnu. Plan był prosty – zaatakować od razu najbardziej zawodzący element gry Igi. I udało się – w pierwszym secie Polka nie wygrała żadnego gema, ani przy swoim podaniu, ani przy serwisie rywalki. Przegrała 0:6 w zaledwie 24 minuty. To był jej pierwszy przegrany set do zera od czterech lat!
Komentatorzy Canal+ Joanna Sakowicz-Kostecka i Bartosz Ignacik nie mieli wątpliwości – forhend Keys to obecnie jedna z najpotężniejszych broni w tourze. – Mocniejszy nawet niż u Aryny Sabalenki – ocenili zgodnie.
Świątek nie grała, tylko statystowała
I faktycznie – Iga w pierwszej partii była tylko cieniem samej siebie. Popełniła 10 niewymuszonych błędów, wygrała zaledwie 29% punktów po swoim serwisie (Keys – aż 75%). Zdobyła tylko 9 z 33 punktów rozegranych w secie. Trudno było wierzyć, że zdoła się jeszcze podnieść.
A jednak – po przerwie toaletowej po pierwszym secie – na kort wróciła zupełnie inna Świątek.
Przemiana, która zadziwiła wszystkich
Już na początku drugiego seta widać było napięcie – przy stanie 40:0 Polka wkurzyła się po błędzie, kopnęła w kort i wzbiła tumany mączki. Ale gema wygrała i… przejęła inicjatywę.
Keys jeszcze doprowadziła do 1:1, ale był to jej ostatni gem wygrany na dłuższy czas. Świątek podniosła poziom gry, zyskała pełną koncentrację (w przerwach chowała głowę pod ręcznik) i zaczęła wykorzystywać każdą okazję.
Przełamała Amerykankę do zera na 3:1, potem znów na przewagi – na 5:1. Wprawdzie pozwoliła Keys wrócić na 3:5, ale przy kolejnym swoim podaniu zakończyła seta 6:3. Różnica była kolosalna – w drugiej partii Świątek wygrała aż 63% punktów przy serwisie (w pierwszej – 29%).
Decydujący set i powrót królowej mączki
Na początku trzeciej partii Iga znów pokrzykiwała coś w stronę trenera Wima Fissette’a, ale ten zachowywał spokój. Najwyraźniej coś w jej serwisie udało się poprawić, bo Polka zaczęła grać pewniej, poruszała się z lekkością i wyglądała na w pełni zaangażowaną.
Przy stanie 2:2 Świątek przełamała Keys i już nie oddała inicjatywy. – Imponuje mi jej konsekwencja – mówiła Sakowicz-Kostecka. – Iga gra spokojnie, przemyślanie, bez pośpiechu – dodała.
Przy stanie 5:2 pokazano statystyki – w trzecim secie Świątek popełniła zaledwie 3 niewymuszone błędy, a Keys aż 13. To była ta sama Iga, którą znamy – opanowana, waleczna i skuteczna. Widać było, że ten mecz już jej nie ucieknie.
Jak ona to zrobiła? Nie wiemy. Ale wiemy, że trzeba mieć klasę
To była przemiana, jakiej dawno nie widzieliśmy. Po pierwszym secie nic nie wskazywało na zwycięstwo. A jednak Świątek wróciła – i to w wielkim stylu. Pokazała klasę i odporność psychiczną, której nie sposób nie docenić.
W czwartek Polka zagra o finał – jej rywalką będzie Mirra Andriejewa lub Coco Gauff. Spotkanie zaplanowano najpewniej na godzinę 16.