Bolała go szyja, a w ustach miał dziwny posmak. Obudził się z paraliżem połowy twarzy
Kiedy trafił do szpitala z podejrzeniem udaru, w trakcie godzin spędzonych w oczekiwaniu na wyniki, widział śmierć dwóch osób. Zaledwie rok wcześniej przeżywał najpiękniejsze chwile w swojej karierze, spełniając marzenia o występie w Serie A i zdobyciu kwalifikacji olimpijskiej. Kilkanaście miesięcy później zastanawiał się, czy w ogóle będzie miał szansę na występ w Paryżu. Anton…
Kiedy trafił do szpitala z podejrzeniem udaru, w trakcie godzin spędzonych w oczekiwaniu na wyniki, widział śmierć dwóch osób. Zaledwie rok wcześniej przeżywał najpiękniejsze chwile w swojej karierze, spełniając marzenia o występie w Serie A i zdobyciu kwalifikacji olimpijskiej. Kilkanaście miesięcy później zastanawiał się, czy w ogóle będzie miał szansę na występ w Paryżu. Anton Brehme przeżył trudne chwile, choć już wcześniej, bo w wieku 23 lat rozważał zakończenie kariery. Kariery, w której istotną rolę odgrywa najlepszy polski trener młodego pokolenia Michał Winiarski, prowadzący siatkarską reprezentację Niemiec.
Obudził się z paraliżem połowy twarzy. Dzień wcześniej wieczorem oglądał film i nie wiedział, że zbliża się coś niepokojącego. Co prawda odczuwał ból w szyi, a w ustach miał dziwny posmak – jak po wypiciu herbaty, ale wszystko to dało się wytłumaczyć wysiłkiem podczas treningu. Wszystko, ale nie to, co zobaczył w lustrze po przebudzeniu. Lewa strona twarzy wyglądała na bezwładną. Opadająca powieka i kącik ust sprawiły, że w lustrze zobaczył jakby kogoś innego. Od lekarza kadry Anton Brehme usłyszał, że te symptomy nie zwiastują niczego dobrego.
25-letni siatkarz przebywał wtedy w Manili, gdzie wraz z reprezentacją Niemiec rywalizował w turnieju Ligi Narodów. Sama droga do szpitala na badania przez korki w 24-milionowej stolicy zajęła aż półtorej godziny.
— Musieliśmy działać szybko, a całe oczekiwanie było najgorsze. W szpitalu spędziliśmy długie godziny, a w tym czasie na sąsiednich łóżkach zmarło dwóch ludzi. Musiałem na to patrzeć i to było straszne – mówi Brehme i aż wzdryga się na samo wspomnienie trudnych chwil.
Stracił smak i miał problemy ze słuchem
Badanie rezonansem magnetycznym wykluczyło udar, ale po powrocie do Niemiec Anton przeszedł dalsze badania. Diagnoza: zapalenie nerwu trójdzielnego twarzy. Wciąż tylko nie wiadomo, co dokładnie było tego przyczyną. – Mógł to być wzmożony stres, ale przecież wtedy miałem go tyle, co zawsze. Mogło też chodzić o przeciążenie dalekimi lotami – wspomina Anton.
W efekcie stracił smak i miał problemy z lewym uchem. Początki były najgorsze, bo nie chodziło o utratę słuchu, ale jego zwiększoną wrażliwość. Tak jakby ktoś przekręcił gałkę z głośnością do maksimum. – Po tygodniu przerwy wróciłem do treningów i każde uderzenie piłki o parkiet czy okrzyk po ataku słyszałem chyba sześć razy mocniej niż normalnie – opowiada Anton.
Problemy neurologiczne zaczęły się w drugiej połowie czerwca, pięć tygodni przed igrzyskami. Kiedy cała kadra miała tydzień wolnego po zakończeniu udziału w Lidze Narodów, on trenował z młodzieżową drużyną, wciąż mając nadzieję, że nie ucieknie mu olimpijski debiut. Zresztą dla całej niemieckiej siatkówki było to ogromne wydarzenie, bo tamtejsza kadra 12 lat czekała, by ponownie zagrać w igrzyskach.
Obawa Antona dotycząca braku powołania do olimpijskiej dwunastki była naturalna w obliczu problemów zdrowotnych, lecz kluczowe było zaufanie selekcjonera. Michał Winiarski, który od dwóch lat z powodzeniem prowadzi Niemców, zaprosił Antona na rozmowę, gdy zbliżał się termin wysłania do MKOl-u ostatecznych składów. Upływał on 8 lipca, czyli 18 dni przed ceremonią otwarcia igrzysk w Paryżu.
— Nie byłem w stu procentach pewien, czy do igrzysk moja sytuacja się unormuje, ale trener powiedział, że umieścił mnie na liście i spróbujemy. W kadrze mamy bardzo dobrych środkowych, więc jestem mu ogromnie wdzięczny za to, że w takim momencie mi zaufał – mówi Brehme o Winiarskim. Zresztą polski szkoleniowiec minionego lata sam długo zmagał się z kłopotami zdrowotnymi — z przewlekłym kaszlem, a objawy nie ustawały przez długie tygodnie.
Brehme pojechał do Paryża i w wieku 25 lat zaliczył olimpijski debiut. Sytuacja reprezentacji Niemiec w stolicy Francji nie była łatwa od samego początku, choćby ze względu na terminarz ich spotkań, gdy z trzech meczów w fazie grupowej aż dwa rozgrywali o godz. 9.00 rano. Sztab szkoleniowy po 5.00 był już na nogach, a zawodników także czekały bardzo wczesne pobudki, by dotrzeć na czas do hali z wioski olimpijskiej. Nieprawdopodobnych emocji dostarczył jednak ćwierćfinał, w którym niemiecki zespół był o krok od wyeliminowania reprezentacji Francji, z którą prowadził już 2:0, lecz przegrał po tie-breaku. Gospodarze obronili później tytuł z Tokio, pokonując w finale Polaków 3:0.
Czytaj także: Był gwiazdą kadry, musiał “wznowić” karierę! 45-latek rezerwowym w PlusLidze
— Byłem dumny, że od początku tak postawiliśmy się Francji, ale później posypały się czerwone kartki w tie-breaku, pojawiło się mnóstwo emocji. Cieszę się, że mogłem zagrać w igrzyskach. Niesamowicie było rywalizować w hali wypełnionej po brzegi. Część sektora zawsze zajmowały nasze rodziny i bliscy, więc dobrze było ich widzieć i mieć wsparcie – opowiada Anton.
Dla niego najważniejsze było, że w Paryżu nie odczuwał już dolegliwości, choć na jego twarzy wciąż widać było skutki tego, co stało się na Filipinach. Problemy z mimiką lewej strony twarzy nie są dziś aż tak widoczne.
— W Paryżu nie odczuwałem już żadnych dolegliwości. Jednak nie było mi łatwo, bo niemieccy dziennikarze wciąż wracali do tego tematu i po każdym meczu pojawiały się pytania. To było dla mnie trudne – wspomina Anton. Do dziś codziennie staje przed lustrem, by wykonywać ćwiczenia na mięśnie twarzy. Efekty zapalenia nerwu może odczuwać nawet do roku, a – jak sam mówi – nie da się wykluczyć, że nie dojdzie do powtórki po prawej stronie.
Michał Winiarski idealnie pasuje do ich zespołu. Niemiec chwali polskiego trenera
W tamtym momencie istotne było jednak zaufanie od Winiarskiego. Zresztą jeszcze po igrzyskach wydawało się, że Polak rozstanie się z niemiecką kadrą, bo łączenie pracy w reprezentacji z europejskiej czołówki i klubie z Zawiercia walczącego w PlusLidze o najwyższe cele, stawało się dużym obciążeniem. Ostatecznie Winiarski zdecydował się przedłużyć umowę na kolejne cztery lata, chcąc kontynuować to, co rozpoczął dwa sezony wcześniej. Ku uciesze Antona.
Czytaj także: Obrazki po finale IO widział cały świat. Wreszcie doczekał się nagrody
— Gdyby nie pozostanie trenera Winiarskiego, nie wiem, czy grałbym dalej w kadrze. Nie jest łatwo podołać wysiłkowi, gdy sezony klubowy i kadrowy następują zaraz po sobie. Dodatkowo w Niemczech nie zarabiamy na reprezentowaniu kraju. Jednak obecność Michała Winiarskiego, który wykonał tak dużo znakomitej pracy z naszym zespołem zmotywowała mnie do pozostania. Według mnie to jeden z najlepszych trenerów obecnie. Idealnie pasuje do naszej drużyny – podkreśla Brehme. I przytacza przykłady sytuacji, które dobrze oddają charakter Winiarskiego.
— Potrafi stworzyć dobrą atmosferę i wprowadzić spokój, gdy podczas meczu robi się nerwowo. Tak było np. podczas kwalifikacji olimpijskich w ubiegłym roku, gdy przegrywaliśmy z Włochami. Powtarzał, żebyśmy się skupiali na kolejnej akcji i robili swoje. Dużo też żartujemy, robimy zakłady podczas treningów. Kiedyś trener powiedział, że jeśli trafię do kosza z odległości 10 metrów, to nie muszę trenować tego dnia. Trafiłem, ale i tak trenowałem – śmieje się Brehme.
W niedzielę spotka się z Winiarskim w hicie 15. kolejki PlusLigi, gdy jastrzębianie pojadą do Zawiercia.
Ojciec z dnia na dzień musiał porzucić treningi. Na przeszkodzie stanęła sytuacja polityczna
Środkowy miał zaledwie 17 lat, kiedy debiutował w reprezentacji Niemiec podczas spotkań towarzyskich i to w swoim rodzinnym Lipsku. Od kilku lat mówi się o nim, że jest jednym z największych talentów w niemieckiej siatkówce.