Wielka Iga Świątek w finale Wimbledonu! Zdominowała Bencić i idzie po tytuł
To, co jeszcze kilka tygodni temu było tylko marzeniem, teraz stało się faktem – Iga Świątek awansowała do wielkiego finału Wimbledonu! W czwartek zagrała fenomenalny mecz, w którym wręcz zmiażdżyła Belindę Bencić, wygrywając 6:2, 6:0. – Ona jest tu nie do zatrzymania! – zachwycali się brytyjscy dziennikarze po jednostronnym półfinale.
Iga Świątek się nie zatrzymuje
Z meczu na mecz Polka gra coraz lepiej. Z każdym kolejnym występem na londyńskiej trawie nabiera większej pewności siebie, pokazuje dojrzałość taktyczną i imponuje odpornością psychiczną. Co prawda, w półfinale trudnych momentów było jak na lekarstwo – najwięcej emocji pojawiło się na początku drugiego seta, gdy Świątek przegrywała 15:40, ale i wtedy potrafiła obronić serwis. Pierwszy set był pod jej pełną kontrolą od pierwszej do ostatniej piłki. Nawet niespodziewana przerwa w grze nie wybiła jej z rytmu.
Chaotyczny Wimbledon. Problemy z upałem i przerwana gra
W czwartek do Londynu wróciły upały, a temperatury w cieniu sięgały 30 stopni Celsjusza. Na trybunach kortu centralnego panowały iście saunowe warunki. Już w pierwszym półfinale – między Aryną Sabalenką a Amandą Anisimową – mecz musiał być dwukrotnie przerywany z powodu omdleń kibiców. Również spotkanie Świątek zostało przerwane po trzecim gemie, gdy jedna z osób na trybunach źle się poczuła. Służby zareagowały błyskawicznie – miejsce zostało osłonięte parasolami, a pomoc medyczna przystąpiła do działania. Nawet sędzia zszedł z wieżyczki, by upewnić się, czy sytuacja nie wymaga dodatkowej interwencji.
Po kilku minutach gra została wznowiona. Kibice robili, co mogli, by choć trochę się schłodzić – jedni używali wachlarzy, inni miniwentylatorów, a część po prostu polewała się wodą. Osoby siedzące w pełnym słońcu miały jednak wyjątkowo trudne warunki – bez kapelusza, kremu z filtrem i butelki wody można było łatwo przypłacić to zdrowiem.
Świątek odporna na wszystko – i upał, i presję
W piekielnych warunkach lepiej radziła sobie Iga. Bencić kompletnie nie mogła złapać rytmu, jej gra się rozsypywała, a Świątek dominowała pod każdym względem. Przełamywała serwis rywalki z łatwością, imponowała returnami i siłą uderzeń. Piłki posyłane przez Polkę były zbyt mocne, zbyt precyzyjne – Szwajcarka nie miała na nie żadnej odpowiedzi.
Gdy przewaga Świątek stała się oczywista, w obozie Bencić pojawiły się nerwy. Już po pierwszym secie jej sztab zaczął gorączkowo dyskutować. – To jest deklasacja – mówili brytyjscy dziennikarze siedzący na trybunach. Po jednym z efektownych bekhendów Polki zachwyceni komentowali: – Ona jest nie do zatrzymania! To gigantka tenisa. – Jeśli utrzyma ten poziom i wytrzyma presję finału, wygra Wimbledon – analizowali tuż po zakończeniu spotkania.
Mecz trwał zaledwie godzinę i 11 minut i był najłatwiejszym dla Świątek na całym turnieju. Co ciekawe, więcej nerwów przyniosły jej wcześniejsze rundy, ale to tylko pokazuje, w jak wielkiej formie znajduje się obecnie liderka światowego rankingu.
Finał z Anisimową. Gra o tytuł i 3 miliony funtów
W sobotnim finale Iga Świątek zmierzy się z Amandą Anisimową, która po emocjonującym i widowiskowym meczu pokonała numer jeden światowego rankingu 6:4, 4:6, 6:4. To największa sensacja tegorocznego Wimbledonu i rywalka, z którą Polka jeszcze nie mierzyła się w głównym cyklu WTA. Finał zaplanowano na sobotę o godzinie 17:00 czasu polskiego. Wtedy rozstrzygnie się, która z zawodniczek wzniosie najcenniejsze trofeum w tenisowym świecie i zgarnie 3 miliony funtów.