Cała Polska to słyszała. W końcu wyjawiła bolesną prawdę
Krzyk Aleksandry Jareckiej tuż po zakończeniu pełnego dramaturgii pojedynku o brązowy medal olimpijski w Paryżu pamięta cała Polska. W kluczowym momencie rywalizacji z Chinkami 29-latka wykazała się stalowymi nerwami, dzięki czemu drużyna szpadzistek wywalczyła historyczny krążek. A sama Jarecka trudną walkę musiała stoczyć też przed igrzyskami. Emocjonalny krzyk mówił o tej walce wiele i został…
Krzyk Aleksandry Jareckiej tuż po zakończeniu pełnego dramaturgii pojedynku o brązowy medal olimpijski w Paryżu pamięta cała Polska. W kluczowym momencie rywalizacji z Chinkami 29-latka wykazała się stalowymi nerwami, dzięki czemu drużyna szpadzistek wywalczyła historyczny krążek. A sama Jarecka trudną walkę musiała stoczyć też przed igrzyskami. Emocjonalny krzyk mówił o tej walce wiele i został nominowany do Momentów Roku w plebiscycie Sport.pl.
W plebiscycie Sport.pl wybieramy Moment Roku 2024 w polskim sporcie. Głosowanie na jedno z dziesięciu nominowanych przez nas wydarzeń – w sondażu pod tym tekstem. Ogłoszenie wyników – 31 grudnia.
– Mnie tu miało nie być – te słowa zapłakanej Aleksandry Jareckiej wybiły się najmocniej w mediach po wywalczeniu przez polskie szpadzistki olimpijskiego brązu w Paryżu. Przypominały o wyboistej drodze, którą – za sprawą działaczy – musiała pokonać, by wystąpić w tej imprezie. Do niej należało też ostatnie słowo w rozstrzygniętym po dogrywce 32:31 dreszczowcu w Chinkami. A jej przejmująca reakcja tuż po zadaniu decydującego trafienia stała się dla nas jednym z symboli tych igrzysk.
Zobacz wideo Kacper Stokowski z drugim brązowym medalem mistrzostw świata. “Nie był to perfekcyjny wyścig”
Sędziowska kontrowersja i stoicki spokój Jareckiej. Krzyk i łzy
Cztery i pół sekundy do zakończenia pojedynku z Chinkami – to właśnie wtedy nastąpił dramatyczny zwrot akcji. Chwilę wcześniej zawodniczki Bartłomieja Języka prowadziły 31:30, ale sędziowie po trafieniu zadanym przez Sihan Yu uznali, że wynik powinien być odwrotny. Przez dwie minuty tłumaczyli, że to efekt ponownej analizy wcześniejszej sytuacji, w której mieli błędnie przyznać punkt Polkom. Chaos przy planszy, a na trybunach robiącego duże wrażenie Grand Palais – ogromne emocje. Jarecka okazała się idealną opcją na taką sytuację.
Momentalnie doprowadziła do wyrównania, a w dogrywce miała priorytet, co oznaczało, że to Yu musi w ciągu minuty skutecznie zaatakować, bo inaczej przegra. 29-latka z Krakowa jednak nie zamierzała czekać na to, co zrobi rywalka. Po 14 sekundach to ona zadała trafienie na wagę brązowego medalu. Pierwszego w historii olimpijskiego krążka w kobiecej szpadzie dla Polski.
– Pierwszy raz w życiu aż tyle emocji we mnie było. Najpierw krzyknęłam, gdy jeszcze miałam maskę na twarzy. Potem pomyślałam, że mogę ją ściągnąć, bo to już koniec krzyku. Ale zobaczyłam radość dziewczyn, a było we mnie jeszcze tyle emocji, że musiałam je z siebie wyrzucić – opowiadała Jarecka miesiąc później w Kanale Sportowym.
Właśnie wtedy, gdy zrzucała z głowy maskę, operator skierował na nią kamerę. A ona krzyczała, zaciskając pięści i patrząc na skaczące w pobliżu w euforii Renatę Knapik-Miazgę, Martynę Swatowską-Wenglarczyk i Alicję Klasik. Po chwili, wciąż krzycząc, osunęła się na kolana, pochyliła i zaczęła płakać. – Pierwszy raz popłakałam się ze szczęścia – przyznała obecnym we Francji dziennikarzom.
“Jakby to powiedzieć cenzuralnie? Ma jaja”. Wielkie emocje w Grand Palais
Emocje wciąż były w niej, gdy dziękowała Yu za walkę, ale następna większa fala nadeszła, gdy po chwili na planszy dołączyli do niej koleżanki z drużyny i trener. Leżąca Jarecka znów płakała i krzyczała, a Knapik-Miazga przykucnęła przy niej i rzuciła: “Mamy to!”.
To właśnie utytułowana 36-latka zainicjowała, by bohaterkę tego dreszczowca znieść na rękach z planszy. – Nasza drużyna jest jak sztafeta – oddajemy sobie pałeczkę. Zaproponowałam, byśmy zniosły Olę na rękach, bo to, co zrobiła – przy niekorzystnym wyniku na cztery sekundy do końca – dobór działań, wygrana walka w priorytecie w tak trudnej w sytuacji – świadczy po prostu… Jakby to powiedzieć cenzuralnie? Świadczy o tym, że ma jaja, no – podsumowała Knapik-Miazga, wywołując wtedy śmiech w strefie wywiadów.
W pojedynku z Chinkami sytuacja zmieniała się wcześniej kilka razy. Po trzech walkach Polki prowadziły 9:7, ale po kolejnej było już 12:14 i wtedy to one musiały odrabiać straty. Robiły to stopniowo, a przed ostatnią walką był remis 25:25 i wszystko było w rękach Jareckiej.
Mecz o brąz nie był pierwszym dreszczowcem Polek 30 lipca. Ćwierćfinał z Amerykankami wygrały 31:29, choć przed ostatnią walką przegrywały 24:25. Tym razem tą, która dała awans, była Swatowska-Wenglarczyk. Półfinał z Francuzkami, przy szalejącej i ceniącej szermierkę publiczności, zaczął się obiecująco – Jarecka dała prowadzenie 5:3. Potem jednak coraz mocniej do głosu dochodziła ekipa gospodarzy, która ostatecznie zwyciężyła 45:39.
Kontrowersyjne zachowanie działaczy. Rehabilitacja kobiety od zadań specjalnych
Być może krzyk Jareckiej wyrażał jedynie emocje związane z trudem walki o pierwszy od 2008 roku olimpijski medal dla polskiej szermierki, ale w naturalny sposób jest łączony ze wspomnianymi wcześniej słowami 29-latki. Można się teraz zastanawiać, czy bez krakowianki, która na co dzień jest mamą małego Maksa i prawniczką, Biało-Czerwone przywiozłyby z Paryża historyczny krążek.
Trzy lata temu na igrzyska do Tokio Polki też leciały z nadziejami na sukces, ale skończyło się na szóstym miejscu i łzach rozczarowania. Teraz do stolicy Francji udały się jako ubiegłoroczne mistrzynie świata, ale dobrą atmosferę psuło zamieszanie wokół krajowego systemu kwalifikacji i wyboru składu drużyny.
Jarecka jeszcze w maju nie była pewna występu, a dziennikarze opisywali kontrowersyjną sytuację. Późniejsza bohaterka drużyny z Paryża zaszła w ciążę na początku 2022 r. i po przerwie macierzyńskiej musiała mozolnie odbudowywać swoją pozycję w kadrze. Treningi wznowiła w sierpniu ubiegłego roku, a miesiąc później zadzwoniła do trenera kadry z pytaniem, czy może wrócić.
– Odpowiedziałem, że oczywiście, ale musi to być poparte wynikami sportowymi. Znam ją od 20 lat i zawsze była wojowniczką – wspominał w Paryżu Bartłomiej Język.
Jarecka do rywalizacji wróciła w październiku i spisywała się bardzo dobrze. Ale musiała wtedy zmagać się nie tylko z rywalkami podczas zawodów i korespondencyjnie z krajowymi przeciwniczkami, by wyprzedzić je w krajowych kwalifikacjach. Zgodnie z przyjętymi zasadami pewność startu w igrzyskach miały pierwsza i druga zawodniczka z tego wewnętrznego rankingu, a obsada dwóch pozostałych miejsc była uzależniona od wyboru trenera i akceptacji dyrektora sportowego i zarządu Polskiego Związku Szermierczego. Jarecka była w rankingu trzecia.
Na antenie Kanału Sportowego opowiadała potem, że trener zarekomendował jej występ zarówno indywidualnie, jak i w drużynie. Zabrakło jednak akceptacji działaczy dla jej startu indywidualnego i przy wyznaczeniu trzeciej, ostatniej zawodniczki do startu indywidualnego postawiono na czwartą Swatowską-Wenglarczyk, która miała o punkt mniej. Do wyłonienia składu drużyny zarządzono zaś dogrywkę między Jarecką a utytułowaną, ale tracącą do niej wówczas sporo punktów Ewą Trzebińską.
– To było wbrew regulaminowi. Najpierw dyrektor sportowy przekazał, że decyzja dotycząca nas dwóch zostanie podjęta na podstawie oceny naszej postawy sportowej. Było to bardzo niejasne. Potem w mediach pojawiły się informacje, że kluczowe będą dwa Puchary Świata, ale wciąż panował chaos – opowiadała Jarecka.
Po podsumowaniu wspomnianych występów w PŚ finalnie zapadła decyzja, że to ona, a nie drużynowa mistrzyni świata uzupełni skład Polek. We wrześniowej rozmowie ze Sport.pl nie kryła jednak, że jej przykro z powodu braku szansy na indywidualny występ.
– Uważam, że choć Martyna również jest świetną zawodniczką, to skoro na naszej krajowej liście ja zajmowałam trzecie miejsce, a ona czwarte, to po prostu to ja powinnam startować w Paryżu indywidualnie – zaznaczyła.
Knapik-Miazga po wywalczeniu brązu w Paryżu mówiła, że podziwia koleżankę, która do samego końca walczyła o miejsce w składzie drużyny na igrzyska. – Wiedziałam, że da radę. To kobieta od zadań specjalnych – podsumowała.
Jarecka zaś podkreślała, jak wiele znaczyło dla mniej wsparcie koleżanek. Trener Język z kolei przypomniał z uśmiechem, że gdy kiedyś Polki walczyły o brązowy medal, to Jarecka w walce o brąz popełniła błąd i skończyło się przegraną. W Paryżu w pełni się zrehabilitowała.