Sabalenka rządzi w kobiecym tenisie, ale znów nie wytrzymała presji. Wielki paradoks sezonu liderki rankingu
Aryna Sabalenka znów nie zdołała przebić się do finału Wimbledonu. W czwartek po zaciętym boju przegrała z Amandą Anisimovą 4:6, 6:4, 4:6 i po raz kolejny musiała obejść się smakiem. W sobotnim finale to Amerykanka zagra z Igą Świątek, która rozgromiła Belindę Bencic 6:2, 6:0. Choć Białorusinka wciąż pozostaje numerem jeden na świecie i gra jeden z najlepszych sezonów w karierze, nieustannie zmaga się z ogromnym paradoksem: dominuje w rankingu, ale przegrywa w kluczowych momentach.
Najrówniejsza, ale wciąż nie najlepsza
Z jednej strony Sabalenka prezentuje wyjątkową regularność. Od października przewodzi rankingowi WTA, a jej dorobek punktowy sięga imponujących 12,4 tys. – to więcej, niż kiedykolwiek miała Iga Świątek, nawet w swoim najlepszym okresie. W tym roku Białorusinka triumfowała w Brisbane, grała w finałach Australian Open, Indian Wells, Stuttgartu i Roland Garros, a także wygrała turniej w Miami i Madrycie. Dodatkowo dotarła do półfinału Wimbledonu.
Co więcej, od czerwca 2022, z wyjątkiem dwóch słabszych występów w lutym na Bliskim Wschodzie, Sabalenka nie schodzi poniżej ćwierćfinału w turniejach wielkoszlemowych. To aż 11 kolejnych Szlemów zakończonych co najmniej na etapie 1/4 finału. W Wimbledonie 2022 nie mogła wystąpić z powodu zakazu dla Białorusinów, a w 2024 roku wycofała się z powodu kontuzji. To wyniki, które dla większości tenisistek byłyby szczytem marzeń.
Świetne liczby, ale mniej trofeów
Mimo znakomitych statystyk Sabalenka nie potrafi domykać najważniejszych spotkań. W tym roku wygrała tylko dwa turnieje, co przy jej formie może wydawać się wręcz rozczarowujące. Dla porównania – Iga Świątek w swoim dominującym sezonie 2024 wygrała aż osiem turniejów, w tym dwa wielkoszlemowe. Właśnie ta różnica w skuteczności rozstrzygania finałów jest kluczowa. Bilans Polki w finałach to 22 zwycięstwa przy zaledwie pięciu porażkach, u Sabalenki – 20 wygranych i aż 17 przegranych.
Również obecny sezon podkreśla ten kontrast. Choć Białorusinka ma znakomity bilans 42-8, to jednak nie potrafiła wygrywać z rywalkami w decydujących momentach – przegrała m.in. z Madison Keys w półfinale Australian Open, z Coco Gauff w finale Roland Garros i teraz z Anisimovą w półfinale Wimbledonu.
Mentalna metamorfoza i… ograniczenia
Od wygranej w Australian Open w styczniu 2023 Sabalenka przeszła olbrzymią przemianę. Z zawodniczki niepewnej, chwiejnej i podatnej na presję, która potrafiła popełnić kilkanaście podwójnych błędów w jednym meczu, zmieniła się w jedną z najbardziej stabilnych tenisistek w tourze. Przestała przegrywać z niżej notowanymi rywalkami, a jej poziom gry – nawet przy słabszym dniu – nie spada poniżej przyzwoitego minimum.
Jednak mimo tej metamorfozy, Sabalenka wciąż nie jest zawodniczką, która potrafi z zimną krwią kończyć wielkie turnieje zwycięstwem. Właśnie wtedy, gdy stawka jest największa, coś w niej pęka. Po przegranej z Gauff w Paryżu sugerowała, że to nie Amerykanka zagrała świetnie, a ona sama popełniała błędy. Po meczu z Anisimovą była bardziej wyważona i pochwaliła rywalkę, ale nie obyło się bez kontrowersji.
Kontrowersyjne wypowiedzi i podwójne standardy
Po półfinale z Anisimovą Sabalenka została zapytana o sytuację z drugiego seta, gdy rywalka zaczęła świętować punkt jeszcze w trakcie wymiany. Białorusinka miała wtedy pretensje, że Amerykanka zbyt wcześnie się cieszyła. – Pomyślałam sobie: „No wiesz, to trochę za wcześnie”. Trochę mnie to wkurzyło – przyznała Sabalenka. – Ale potem byłam jej wdzięczna, bo to mnie zmotywowało.
Choć wypowiedź miała żartobliwy ton, znów wywołała dyskusję. Krytycy przypomnieli, że Sabalenka sama słynie z głośnych okrzyków na korcie – często wydawanych już po odbiciu piłki, co może rozpraszać rywalki. Temat ten wielokrotnie pojawiał się w mediach, a sędziowie wciąż nie mają wytycznych, jak reagować. – Gdyby były jasne zasady, można by z takimi zachowaniami coś zrobić – mówiła niedawno sędzia Gabriela Załoga.
W cieniu wielkiej dominacji
Sabalenka pozostaje postacią, która budzi emocje – zarówno swoim stylem gry, jak i tym, co mówi. Jest najlepszą tenisistką sezonu, ale nie odnosi największych sukcesów. Ma najlepsze liczby, ale nie najważniejsze trofea. W połowie sezonu jej sytuacja jest wyjątkowo niejednoznaczna: z jednej strony dominuje, z drugiej – przegrywa wtedy, gdy najbardziej liczy się wynik.
A przed nią trudne miesiące. W drugiej połowie sezonu będzie musiała bronić mnóstwa punktów, m.in. za zwycięstwo w US Open. To może być kolejna okazja do pokazania, czy rzeczywiście dojrzała do tego, by nie tylko być liderką rankingu, ale także mistrzynią najważniejszych imprez. Na razie pozostaje tenisistką, którą można podziwiać – ale wciąż nie do końca się jej ufa.