Iga Świątek miażdży Danielle Collins. Pokazała klasę, dominację i udowodniła, że ich mecze to czysty tenis
Iga Świątek miała rację – pojedynki z Danielle Collins to starcia czysto sportowe, bez niepotrzebnych spięć czy prowokacji. W trzeciej rundzie Wimbledonu polska liderka światowego rankingu pokazała pełnię swoich możliwości, dominując w każdym aspekcie gry i wygrywając z Amerykanką w dwóch setach: 6:2, 6:3. To był pokaz siły na wimbledońskiej trawie, który zapamiętają kibice na całym świecie. „To był nokaut!” – relacjonował z Londynu Dominik Wardzichowski ze Sport.pl.
Już przed meczem atmosfera wokół kortu centralnego była elektryzująca. Fani z ekscytacją mówili, że starcie Świątek z Collins to największy hit dnia. – Sinner i Djoković pewnie wygrają bez większej historii, ale mecz Igi to coś, na co czekamy – podkreślali kibice zbierający się przy All England Lawn Tennis and Croquet Club. Na szczęście sobotnie opady deszczu nie pokrzyżowały planów – kort centralny, tak jak i kort numer 1, jest zadaszony, więc mecze odbywały się bez zakłóceń. Brytyjczycy śmiali się: – Nasza deszczowa pogoda wróciła.
Na trybunach najpierw oglądano błyskawiczne zwycięstwo Jannika Sinnera nad Pedro Martinezem – 6:1, 6:3, 6:1. – Już po wszystkim?! – dziwili się widzowie. Chwilę później na kort weszły Świątek i Collins. – To powinno być widowisko – zapowiadała była tenisistka Alison Riske-Amritraj. I rzeczywiście, emocji nie brakowało – choć były one jednostronne. To Iga Świątek dyktowała warunki od początku do końca.
Pierwszy set był pełen intensywnych wymian, ale to Polka zyskiwała przewagę w każdej z nich. W przeciwieństwie do wcześniejszych rund, Świątek zachowała pełne skupienie i konsekwencję, eliminując niepotrzebne błędy. Efekt? Dominacja od pierwszych piłek. Collins była momentami zupełnie zagubiona – w pewnej chwili źle zinterpretowała sytuację przy serwisie, myśląc, że Iga popełniła podwójny błąd, przeszła na drugą stronę kortu, choć gra jeszcze trwała. Rozbawiona publiczność zareagowała, a Collins – lekko zawstydzona – wróciła na swoje miejsce i przyznała się do pomyłki.
Przed meczem Świątek podkreślała: – Mam wrażenie, że wszystkie nasze spotkania toczyły się wokół tenisa. Wygrywała ta, która grała lepiej. I właśnie to się potwierdziło. Choć w przeszłości iskrzyło – głównie ze strony Collins, która m.in. podczas igrzysk w Paryżu zarzuciła Polce „fałszywość” – tym razem obyło się bez napięć. Na korcie nie było cienia prowokacji. Amerykanka skupiła się na grze, a po porażce z klasą podziękowała publiczności i zeszła do szatni.
Zagraniczni dziennikarze nie kryli podziwu. – Ona naprawdę oswoiła się z trawą! – komentowano zgodnie. Drugi set był niemal kopią pierwszego. Collins próbowała grać mocniej, odważniej, bez kalkulacji – ale to tylko zwiększało liczbę jej błędów. Świątek z kolei imponowała cierpliwością, precyzją i pełną kontrolą wydarzeń. Rezultat? 6:2, 6:3 i ósme zwycięstwo Igi nad Collins przy zaledwie dwóch porażkach. Ten bilans mówi wszystko.
Co najważniejsze – tym razem obyło się bez nerwów. Collins ani razu nie próbowała wytrącić Igi z równowagi. Nie było ani jednego spięcia, a ich relacja na korcie była profesjonalna i spokojna. – Możemy o tym zapomnieć – mówiła Amerykanka wcześniej. I wygląda na to, że słowa dotrzymała.
W IV rundzie na Świątek czeka już kolejne wyzwanie – 22-letnia Clara Tauson, sensacja tegorocznego Wimbledonu. Dunka w świetnym stylu wyeliminowała Jelenę Rybakinę 7:6(8), 6:3 i pokazała, że potrafi grać odważnie i skutecznie. Jednak patrząc na formę, jaką zaprezentowała Iga w sobotę, fani mogą się szykować na kolejne tenisowe święto.