Chce radykalnie ściąć 800 plus. Nowy kandydat w wyborach prezydenckich
Piotr Szumlewicz dołącza do wyścigu o Pałac Prezydencki. To dziennikarz i publicysta, od lat zaangażowany w działalność związków zawodów. Założyciel i lider Związkowej Alternatywy. W 2015 roku startował do Sejmu z list Zjednoczonej Lewicy, ale jako kandydat bezpartyjny. Teraz zapowiedział, że powalczy o najważniejszy urząd w państwie. – W najbardziej ambitnej wersji pomysł jest taki,…
Piotr Szumlewicz dołącza do wyścigu o Pałac Prezydencki. To dziennikarz i publicysta, od lat zaangażowany w działalność związków zawodów. Założyciel i lider Związkowej Alternatywy. W 2015 roku startował do Sejmu z list Zjednoczonej Lewicy, ale jako kandydat bezpartyjny. Teraz zapowiedział, że powalczy o najważniejszy urząd w państwie.
– W najbardziej ambitnej wersji pomysł jest taki, by zostać prezydentem. Takim, który często korzysta z inicjatywy ustawodawczej, i chce zrealizować wizję kraju korzystną dla zdecydowanej większości Polek i Polaków – mówi Interii Szumlewicz.
– Mój kluczowy postulat to wyższa jakość usług publicznych i sprawne państwo. Rozumiem przez to m.in. znacznie wyższe wynagrodzenia dla pracowników całego sektora publicznego i przekierowanie środków pieniężnych ze świadczeń pieniężnych na usługi publiczne. Chcę radykalnie ograniczyć 800 plus, babciowe, arbitralne prezenty dla rolników, górników czy księży. Te pieniądze przeznaczyłbym na opiekę zdrowotną, posiłki w szkołach, transport publiczny. Bliska mi agenda to też zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn na poziomie 65 lat wraz ze skróceniem tygodnia pracy i wydłużeniem długości życia w zdrowiu – wylicza kandydat.
Wybory prezydenckie 2025. Nowy kandydat w stawce
– Liczę na poparcie elektoratu Lewicy, ale też Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i Konfederacji. W PiS i PSL elektorat jest bardzo konserwatywny, przywiązany do PiS-owskiego modelu polityki społecznej opartego na świadczeniach pieniężnych, więc tu trudniej będzie o poparcie – przekonuje Szumlewicz.
Nowy człowiek w grze był dotąd kojarzony ze środowiskiem lewicowym. Co ciekawe, lewicowych kandydatów może być nawet kilku, bo 15 grudnia Nowa Lewica ma przedstawić nazwisko swojego pretendenta (nieoficjalnie najczęściej mówi się o Magdalenie Biejat – red.), startować może Adrian Zandberg z Razem, a także Waldemar Witkowski z Unii Pracy. Szumlewicz przekonuje jednak, że nie walczy o ten sam elektorat, bo wyróżnia się na tle tej trójki.
– Nie jestem kandydatem lewicy, ale postępowych związków zawodowych – zaznacza nasz rozmówca.
– Jestem krytyczny wobec agendy Biejat, Zandberga i Witkowskiego, którzy licytują 800 plus do 1000 plus i mnożą kolejne programy rozdawania pieniędzy. W przeciwieństwie do nich jestem odpowiedzialny i umiem liczyć. Propozycje Zandberga to wzrost deficytu budżetowego o kolejne 200 mld zł. Nie jestem populistą. Dlatego moim zdaniem trzeba radykalnie obciąć różne programy pieniężne i przekierować je na usługi publiczne. Ich zasada, za Włodzimierzem Czarzastym, brzmi: nic, co dane, nie zostanie zabrane. A moim zdaniem część wprowadzonych przez PiS rozwiązań należy zabrać, bo są po prostu złe – przekonuje.
Piotr Szumlewicz chce radykalnie ściąć 800 plus
Najbardziej wyrazistym postulatem Szumlewicza jest radykalne ograniczenie programu 800 plus. To pomysł, który dla zdecydowanej większości polityków w Polsce byłby końcem ich politycznej kariery. Szumlewicz ma ten komfort, że nie jest zawodowym politykiem.
– Program 800 plus wkomponowałbym w system pomocy społecznej. Powinien służyć przede wszystkim ograniczeniu ubóstwa. Ściąłbym tę kwotę do 500 zł, a podstawą otrzymania byłoby surowe kryterium dochodowe. Byłby to program przeznaczony dla najbardziej potrzebujących. Obecnie kosztuje 70 mld zł, a po tej zmianie szacuję jego wartość na 25 mld zł – wylicza.
100 tys. podpisów problemem Szumlewicza?
Za Szumlewiczem nie stoi żadna siła polityczna, co z jednej strony może być jego atutem, a z drugiej przeszkodą – głównie w zakresie spraw organizacyjnych i finansowych. Pierwszym wyzwaniem będzie zebranie 100 tys. podpisów pod jego kandydaturą.
– W Związkowej Alternatywnie jest nas ok. 12 tys. osób. To nie jest partia, ale rozmawiałem o moim pomyśle ze związkowcami. Reakcja naszych związków była bardzo pozytywna. Chcę przyciągnąć w prekampanii nowych ludzi i ich zaangażować. Nie mamy takich pieniędzy jak PiS, PO czy Lewica, ale mamy ludzi, którzy są odważni, kompetentni i zdeterminowani. Jeśli kampania będzie długa, to dość dużo czasu będzie na zbieranie podpisów. Myślę, że nam się uda – podkreśla.
– Startuję w tych wyborach jako lider związku. Reprezentuję moich ludzi, chcę nagłośnić ich problemy, chcę też tym startem – niezależnie od wyniku – wywołać większy nacisk na pracodawców, stronę rządową i samorządową. Chodzi więc też o wzmocnienie Związkowej Alternatywy – mówi Szumlewicz. – Jeżeli projekt wypali, to liczę na trzecie miejsce w wyborach. A być może nawet i drugie, jeśli panu Nawrockiego powinie się noga, a już się zaczął plątać – dodaje.
Kandydat, który zarabia 6,5 tys. zł miesięcznie. “Nie jestem milionerem”
Piotr Szumlewicz zdaje sobie sprawę, że nie będzie miał wielkich funduszy na kampanię.
– Nie jestem milionerem. Zarabiam 6,5 tys. zł i nie mam żadnych oszczędności. To będzie kampania niskokosztowa, ale liczę, że znacznie zwiększymy rozpoznawalność i przekonam do swoich postulatów wiele tysięcy osób, które wesprą moją kampanię.
Szumlewicz jest pierwszym kandydatem w tych wyborach spoza świata aktywnej polityki. W przeszłości takich przykładów było więcej, a podobną drogą szli m.in. Paweł Kukiz czy Szymon Hołownia.
– Przykład Kukiza jest smutny, bo strasznie zmarnował swój potencjał. W przeciwieństwie do świeżynek w polityce, czyli Biedronia, Kołodziejczaka, Kukiza, Petru czy Hołowni, jesteśmy zdecydowanie za jawnością płac i jawnością finansów organizacji zaufania publicznego. Jeśli będę robił zbiórkę, to będę mówił, skąd te pieniądze są. Mówię publicznie, ile zarabiam – jako lider związku mam 6,5 tys. zł na rękę finansowane w całości z dobrowolnych składek członków Związkowej Alternatywy. Mam postulaty jawnościowe, nie idę śladem Kukiza, Biedronia czy Hołowni – przekonuje.
Dodaje z przekąsem, że jego Związkowa Alternatywa nie zabiega o poparcie znanych osobistości ze świata polityki. – My się z politykami nie lubimy. Nie lubimy zakulisowych rozmów i gierek. Nie potrzebujemy więc wsparcia politycznego. Chcę być sobą, kandydatem oddolnym i niezależnym – deklaruje Szumlewicz.
Łukasz Szpyrka
Pozytywna strona “chwilówek”? Szejna: Zwiększa się konsumpcja/RMF24.pl/RMF