Brutalna dominacja Świątek. Switolina próbowała wszystkiego, ale to za mało na królową Paryża. Polka znów pisze historię Roland Garros
Komentatorzy Eurosportu Marek Furjan i Dawid Celt nie kryli zdumienia po pierwszym secie. – Brutalna sytuacja – mówili, gdy Iga Świątek zakończyła inauguracyjną partię meczu z Eliną Switoliną wynikiem 6:1. Ukrainka próbowała niemal wszystkiego, nawet tenisowego szaleństwa, lecz to nie wystarczyło. Choć druga partia przyniosła kibicom Polki chwilę niepokoju, ostatecznie liderka rankingu WTA wygrała 6:1, 7:5 i awansowała do półfinału Roland Garros, gdzie w czwartek zmierzy się z Aryną Sabalenką.
Odrodzona Świątek. Zupełnie inna niż w Rzymie
Ci, którzy pamiętają niepewną i spiętą Igę z meczu trzeciej rundy w Rzymie, mogli przecierać oczy ze zdumienia, oglądając wtorkowy ćwierćfinał. Na korcie znów pojawiła się ta Świątek, którą kochają paryscy kibice – spokojna, skupiona, cierpliwa i nieustępliwa. To była ta sama zawodniczka, która cztery razy sięgała tu po tytuł i która na ceglanej mączce zamienia się w maszynę do wygrywania.
Brak litości. Switolina bezradna wobec dominacji
Obie tenisistki przystąpiły do meczu po heroicznych bojach w 1/8 finału. Świątek wyszła z dużych opałów w starciu z Jeleną Rybakiną, a Switolina odwróciła losy meczu z Jasmine Paolini, broniąc trzech piłek meczowych. Wydawało się więc, że emocji nie zabraknie. Ale rzeczywistość szybko zweryfikowała te oczekiwania.
Ukrainka walczyła, próbowała odważnych returnów, a nawet zagrywek zupełnie niecharakterystycznych dla siebie. W szóstym gemie pierwszego seta zdecydowała się na atak po returnie i błyskawiczny marsz do siatki. Furjan podsumował to słowami: “tenisowe szaleństwo”. Jednak i to nie pomogło. Świątek przetrwała długi, trwający ponad 12 minut gem, a potem dopełniła dzieła. Po każdym punktowym zagraniu zaciskała pięść, a po wygranym secie wykrzyczała swoje słynne: “Jazda!”
Powrót forhendowej broni
Komentatorzy wielokrotnie zwracali uwagę na jakość forhendu Świątek, który znów funkcjonuje na najwyższym poziomie. Wojciech Fibak w rozmowie ze Sport.pl zauważył, że ta broń powróciła dopiero teraz po długim okresie wahania. – Gdy forhend działa, nikt nie ma z Igą szans w Paryżu – ocenił były finalista turnieju w deblu z 1977 roku. I właśnie ta broń przyniosła Polce mnóstwo punktów w pierwszym secie.
Kryzys i reakcja. Drugi set nie był łatwy
Początek drugiej partii przyniósł lekkie załamanie w grze liderki rankingu. Spadła jakość serwisu, pojawiły się błędy, a Switolina objęła prowadzenie 3:1. Komentatorzy zareagowali emocjonalnie: “Nie, nie, nie!” – padło po serii niewymuszonych błędów Polki, która traciła punkt za punktem – raz przez błąd serwisowy, innym razem przez zepsuty drive-wolej czy bekhend.
Jednak Świątek nie pozwoliła przeciwniczce odskoczyć i od razu odrobiła stratę. Switolina walczyła dalej, nawet objęła prowadzenie 5:4, ale w decydujących momentach to Iga zachowała zimną krew. Kluczowe było przełamanie przy stanie 5:5, do którego doprowadziły m.in. błędy serwisowe Ukrainki. Polka wykorzystała okazję i zamknęła mecz, kończąc kolejne spotkanie na swoją korzyść.
Świątek rekordzistką Open Ery. Półfinał z Sabalenką
To już 26. zwycięstwo z rzędu Świątek na kortach Roland Garros – żaden inny tenisista w Erze Open nie może pochwalić się taką serią w tym turnieju. Bilans Igi w Paryżu to obecnie oszałamiające 40 zwycięstw przy zaledwie dwóch porażkach.
Teraz przed nią największe wyzwanie tegorocznego turnieju – półfinał z Aryną Sabalenką, która prezentuje w Paryżu równie imponującą formę. Białorusinka pokonała w ćwierćfinale Qinwen Zheng i stanie na drodze Świątek do pierwszego finału od roku. To nie będzie tylko starcie dwóch najlepszych zawodniczek świata, ale także rywalizacja o mentalną przewagę przed zbliżającymi się igrzyskami olimpijskimi, które również odbędą się w Paryżu.
Jedno jest pewne – jeśli Świątek utrzyma poziom z meczu ze Switoliną, to nikt nie odbierze jej szans na piąty tytuł mistrzyni Roland Garros.