Czegoś takiego w kadrze nie było od 20 lat. “Oni nie wiedzą, co się dzieje”
Czy po najsłabszych od lat miesiącach reprezentacji koszykarzy jej selekcjoner Igor Milicić słyszy głosy o tym, że kadrze potrzebna jest zmiana trenera, bo formuła się wyczerpała? – Absolutnie się z tym nie zgadzam. Ludzie, którzy tak uważają, nie wiedzą, co dzieje się w środku reprezentacji. Ja wiem, co zrobiłem dla polskiej koszykówki, dla reprezentacji –…
Czy po najsłabszych od lat miesiącach reprezentacji koszykarzy jej selekcjoner Igor Milicić słyszy głosy o tym, że kadrze potrzebna jest zmiana trenera, bo formuła się wyczerpała? – Absolutnie się z tym nie zgadzam. Ludzie, którzy tak uważają, nie wiedzą, co dzieje się w środku reprezentacji. Ja wiem, co zrobiłem dla polskiej koszykówki, dla reprezentacji – mówi trener w rozmowie ze Sport.pl.
Od początku 2024 roku reprezentacja Polski koszykarzy ma bilans 1-7 – pod względem wyników w meczach o punkty tak źle nie było od 20 lat, kiedy na przełomie 2004 i 2005 roku Biało-Czerwoni spadli do europejskiej Dywizji B i też mieli bilans 1-7. Ostatnio Polacy szybko odpadli z kwalifikacji olimpijskich i zajęli ostatnie miejsce w grupie eliminacyjnej do EuroBasketu. W mistrzostwach zagrają, bo są ich współgospodarzem, ale nie da się ukryć, że ostatnie miesiące to dla Biało-Czerwonych pasmo porażek, z których niektóre były bardzo bolesne. Ale ostatni rok był bolesny także dla samego Igora Milicicia – w lutym 2024 roku jego Napoli zdobyło Puchar Włoch, jednak w końcówce sezonu nie zdołało awansować do play-off, a obecne rozgrywki zaczęło od bilansu 0-8 i Milicić został zwolniony.
Łukasz Cegliński: Poukładał pan już sobie w głowie to, co się stało w ostatnich meczach eliminacji, kac po Litwie i Macedonii minął?
Igor Milicić: Na pewno wszystko przeanalizowaliśmy, wzięliśmy pod uwagę okoliczności, które tym meczom towarzyszyły. Ale nie chodzi tylko o te dwa mecze. One były częścią całego etapu, czyli eliminacji do EuroBasketu. Mając pewny awans, mogliśmy przede wszystkim testować. Konkretnych ludzi, konkretne pomysły i to, jak i czy w ogóle kadra będzie funkcjonować bez swoich liderów. W ostatnich dwóch meczach zagraliśmy bez kilku kluczowych graczy. Czy to wytłumaczenie przegranych? Z jednej strony – tak, ale z drugiej – wymagam od siebie i zespołu wysokiej jakości. Kluczowe w tym wszystkim jest jednak to, że te eliminacje to proces, który trwa.
Mateusz Ponitka powiedział po meczu z Litwą, że bolesne porażki są dla nas odpowiedzią, w którym kierunku mamy iść, a w którym nie. To w skali całych eliminacji, które skończyliśmy bilansem 1-5 – czego się pan dowiedział o tej reprezentacji, jakie są te odpowiedzi – gdzie iść, gdzie nie iść?
– Generalnie potwierdza się to, że te okienka reprezentacyjne w trakcie sezonu są trudne: sporo zawodników przyjeżdża na nie w różnej formie, z drużynami klubowymi są na fali lub pod nią, te wszystkie rzeczy mają wpływ na naszą formę, bo mamy tylko dwa dni, żeby się zgrać. Gdy pracujemy przed dużym turniejem, zawsze jest czas na ustabilizowanie wszystkich graczy i to, by byli w tej samej energii. Koszykarskiej, ludzkiej.
Druga sprawa: nasi czołowi zawodnicy w okienkach często są po prostu niedostępni i to dla nas duża strata. Nie mamy dużego wachlarza koszykarzy, którzy mogą nam dać oczekiwany wynik, dlatego sprawdzamy różne opcje i zawodników, którzy mogliby brać odpowiedzialność za wynik na swoje barki. To dla nich cenne doświadczenie, tym bardziej że w klubach walczących o najwyższe cele niewielu reprezentantów ma ważne role. Walka o utrzymanie czy w środku tabeli, to coś zupełnie innego niż występy w kadrze, gdzie gra się jak o mistrzostwo. Te doświadczenia trzeba przeżyć i trzeba mentalnie dorosnąć, by w reprezentacji każdy mecz grać z przekonaniem, że to być może najważniejszy mecz w karierze. W tym aspekcie nasze doświadczenie rośnie.
Generalnie, jak spojrzę w szerszej perspektywie na nasze mecze w okienkach od jesieni 2021 roku, to widzę, że choć zawsze gramy w niepełnym składzie, to jesteśmy przygotowani, walczymy, a na koniec brakuje jakości. Czytałem ostatni wywiad Mateusza Ponitki – mówił o braku fizyczności, ale nie czysto atletycznej, lecz takiej wynikającej z doświadczenia i pewności siebie. To prawda. Tak jak ostatnio w meczu z Litwą – byliśmy taktycznie gotowi na ten mecz, mieliśmy przygotowane pewne rozwiązania, ale nie byliśmy w stanie zagrać na miarę naszych oczekiwań.
Mówi pan o tym, że niewielu reprezentantów gra w ważnych rolach o najwyższe cele w klubach, ale przecież ostatnio miał pan w składzie Michała Michalaka i Luke’a Petraska z Anwilu, Jakuba Schenka i Jarosława Zyskowskiego z Trefl oraz Aleksandra Dziewę z Kinga. To drużyny z czołówki polskiej ligi, które mają mistrzowskie lub medalowe ambicje. I to ich czołowi gracze.
– Kilku graczy przyjechało na to zgrupowanie całkowicie bez formy pod względem mentalnym i fizycznym, było to widać gołym okiem już nawet podczas poprzedzającego okienko turnieju o Puchar Polski. To nie jest ich wina, to kwestia tego, że każdy w swoim sezonie ma wzloty i spadki. A na kadrze w dwa dni nie jesteśmy w stanie ich odbudować.
Do tego doszło też przekonanie, że nie walczymy z Litwą i Macedonią na śmierć i życie, bo wiadomo, że i tak mamy awans na EuroBasket jako gospodarz. Słowem: mentalnie było bardzo trudno wejść w te mecze. Nie powiem, że nie mieliśmy chęci czy zaangażowania. Mieliśmy, ale na pułap reprezentacji to za mało. I owszem, mamy kilku graczy w czołowych rolach w polskiej lidze, ale pułap międzynarodowy, czy to zespołowy czy kadrowy, to najwyższy level. Grając w okrojonym składzie, mieliśmy tym samym spore problemy. Widać to było w meczu z Macedonią, która miała w składzie dwóch graczy z Euroligi, ta dodatkowa jakość była widoczna. Granie na szczycie w Polsce nie jest wystarczające.
Weźmy na przykład Andrzeja Plutę i Łukasza Kolendę. Obaj to utalentowani strzelcy, gracze obwodowi, w Polsce są kluczowymi graczami swoich klubów, ale póki co nie doprowadzili swoich zespołów do złotych medali, a co dopiero mówić o tym, by mieli mieć wiedzę, jak się gra o najwyższe cele na arenie międzynarodowej. Mają bardzo duży talent, mają moje wsparcie, w polskiej lidze są dla mnie brylancikami, ale muszą się nauczyć tego, co potrzeba, by kierować silnym zespołem.
Kibice to wszystko wiedzą, podobnie jak to, że w eliminacjach wyniki się dla nas nie liczyły, że brakowało kluczowych graczy. Ale i tak wszyscy mamy w głowie – to nie powinno tak wyglądać.
– Jasne, ja też chciałem, żeby to wyglądało inaczej. Ale patrzę na te mecze bardziej szczegółowo i widzę, że przećwiczyliśmy w nich kilka rzeczy, które pomogą nam na EuroBaskecie. W pierwszej połowie meczu z Litwą i we fragmentach spotkania z Macedonią były elementy taktyczne, z których jestem zadowolony. Choć oczywiście wyniki były poniżej oczekiwań wszystkich, także nas samych.
Należy jednak pamiętać: na EuroBaskecie zagramy na pewno w innym zestawieniu. Mateusz Ponitka, Jeremi Sochan, Olek Balcerowski, Michał Sokołowski nie po dwumiesięcznej przerwie, Igor Milicić junior, do tego bardzo liczę na obecność nowego gracza naturalizowanego. W eliminacjach testowaliśmy, na EuroBaskecie zagramy najmocniejszym składem.
Po pierwszej porażce z Litwą w Wilnie, mówił pan na konferencji tak: „Musimy odpowiedzieć sobie, dlaczego przeciwko takiej fizyczności, którą ma zespół Litwy, niektórzy nie są przygotowani na konfrontację. Czy poziom polskiej ligi jest wystarczający, żeby być do tego przyzwyczajonym?” Po tym, jak odbiliśmy się składem z polskiej ligi od Litwy i Macedonii zadam pańskie pytanie: czy poziom polskiej ligi jest wystarczający, żeby być do tego przyzwyczajonym?
– Nie, absolutnie nie jest. Widać to po wspomnianych wynikach polskich klubów w Europie. Oglądam mecze naszej ligi – szybkość i fizyczność grania odbiega mocno od mocnych europejskich lig, nie ma co się czarować.
Aleksander Dziewa, Michał Michalak, Jarosław Zyskowski, Jakub Schenk – czwórka reprezentantów z EuroBasketu w ostatnich latach wracała do Polski po grze zagranicą – jak pan na to patrzy z punktu widzenia selekcjonera?
– To są ich decyzje, nie można się w je wtrącać. Ja bym wolał, żebyśmy mieli jak najwięcej Mateuszów, Michałów i Olków, którzy grają na wysokim europejskim poziomie. Przebywanie w takim silnym środowisku daje ciągłą możliwość postępu pod każdym względem – indywidualnym, taktycznym, technicznym.
Czy polscy koszykarze są minimalistami, jeśli chodzi o myślenie o rozwoju swojej kariery?
– Nie, myślę, że są bardzo ambitni, natomiast trochę brakuje im pokierowania w kwestii wyboru najlepszej drogi. Nie szedłbym jednak w kierunku obwiniania koszykarzy – oni mają wpływ na swoje decyzje, ale to nieświadomość otoczenia jeśli chodzi o ich rozwój w młodym wieku jest największym problemem.
Którzy drugoplanowi gracze pozytywnie wykorzystali czas na ostatnich zgrupowaniach, którzy udowodnili, że zasługują na miejsce w kadrze na EuroBasket?
– Na pewno pozytywnym zaskoczeniem było pojawienie się młodych Kuby Piśli i Jakuba Szumerta, którzy bardzo fajnie funkcjonowali na treningach i wszystkich naszych zajęciach. Jestem pod wrażeniem tego, jak pracują, jak wszystko łapią, jak się odnaleźli w grupie. W tych ostatnich meczach sprawdziliśmy też kilku graczy w większym wymiarze czasowym i z większą odpowiedzialnością.
Pewnie na pan na myśli Plutę i Kolendę, o których pan już wspomniał. Czego im brakuje, by na europejskim poziomie grać tak, jak pan oczekuje?
– Uważam, że w kontekście tego, co Andrzej Pluta grał w ciągu ostatnich dwóch lat w reprezentacji, to polska koszykówka go wygrała. To zawodnik z ogromnym potencjałem, który może grać na wysokim poziomie jako rozgrywający. Właśnie jako rozgrywający, choć wiem, że o jego pozycji na boisku dużo się dyskutuje. To w kadrze Andrzej został jedynką i w mojej opinii się na tej pozycji rozwija. Z kolei Łukasz Kolenda jest jednym z nielicznych zawodników, którzy mają umiejętność przebojowego grania jeden na jednego, czego Polakom bardzo brakuje. Obaj jednak, Andrzej i Łukasz, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie: co ja robię, żeby zespół wygrał? Co muszę zrobić lepiej, aby grać lepiej dla zespołu?