Dortmund nie czeka na Roberta Lewandowskiego. Został zapomniany
Nie ma się co dziwić, że od wczesnych godzin przedpołudniowych z niemal każdej uliczki odchodzącej od Kampstrasse dobiega polski język. W dniu meczu Borussii z FC Barcelona nasi rodacy wręcz opanowali Dortmund. Myliłby się jednak ten, kto stwierdziłby, że Polacy przybyli do Zagłębia Ruhry głównie ze względu na Roberta Lewandowskiego. I myliłby się ten, kto…
Nie ma się co dziwić, że od wczesnych godzin przedpołudniowych z niemal każdej uliczki odchodzącej od Kampstrasse dobiega polski język. W dniu meczu Borussii z FC Barcelona nasi rodacy wręcz opanowali Dortmund. Myliłby się jednak ten, kto stwierdziłby, że Polacy przybyli do Zagłębia Ruhry głównie ze względu na Roberta Lewandowskiego. I myliłby się ten, kto stwierdziłby, że Niemcy czekali na napastnika Dumy Katalonii z otwartymi rękoma. Pod hotelem Barcelony byliśmy świadkami przykrej sceny z udziałem bezdomnego. Wróciły obrazki z Euro 2024.
Samoloty zmierzające w środę z Polski do Dortmundu były wypełnione po brzegi mężczyznami, którzy mieli jeden cel: mecz Borussia Dortmund — FC Barcelona. Do symptomatycznej sceny doszło po wylądowaniu jednej z maszyn na tutejszym lotnisku. — Pierwszy raz widzę kolejkę do męskiego — rzuciła jedna z Polek na widok zatłoczonej toalety przeznaczonej dla płci przeciwnej.
Całe Niemcy śmiały się z Roberta Lewandowskiego. Powód wyszedł na jaw po latach
Myliłby się jednak ten, kto twierdziłby, że wszyscy przyjechali do Dortmundu “na Lewandowskiego”. Znakomita większość polskich kibiców miała przywdziane żółto-czarne barwy. Część z nich sympatyzuje Borussią jeszcze sprzed czasów tzw. tria z Dortmundu.
Nie ma w tym przypadku. Potęgę tego klubu w ciągu wielu lat tworzyli przecież kolejni polscy piłkarze. A do tego wielu naszych rodaków wyjechało za chlebem właśnie do Zagłębia Ruhry. Duża część z nich osiedliła się w Dortmundzie i okolicach, gdzie — nie będzie to zbytnio obrazoburcze — nie ma zbyt wiele do roboty poza kibicowaniem Borussii.
Wszak sam Juergen Klopp już kiedyś powiedział, że Hamburg ma plaże, Kolonia coroczne festiwale, a Dortmund ma futbol.
Myliłby się też ten, kto twierdziłby, że powrót Lewandowskiego na stare śmieci to temat numer 1 w tutejszych mediach. Wręcz przeciwnie. Dość powiedzieć, że jego ponowna obecność w Dortmundzie pozostała właściwie niezauważona w “Bildzie”. Największa niemiecka gazeta zamieściła jego nazwisko tylko raz — w prognozowanych składach. W ramach zapowiedzi przedmeczowej można za to zapoznać się z artykułem o rywalizacji młodych gwiazd obu drużyn: Jamie’ego Gittensa i Lamine’a Yamala.
Trochę miejsca Lewandowski otrzymał za to w “Ruhr Nachrichten”. Wychodząca w Dortmundzie gazeta poświęciła mu trzy “michałki” w sekcji liczb. Jest w nich wzmianka o przekroczeniu bariery 100 bramek w Lidze Mistrzów, 103 golach w barwach Borussii Dortmund i 27 trafieniach w 26 meczach przeciwko BVB w barwach Bayernu Monachium.
Mylili się też ci, którzy niemal od rana okupowali okolice hotelu, pod którym zatrzymała się cała delegacja FC Barcelona. Bez rezerwacji nie można było podejść nawet w okolice wejścia. Nie było więc mowy o otrzymaniu autografu czy zrobieniu zdjęcia. Kibice musieli zadowolić się więc pomachaniem ręką przez Joana Laportę, gdy ten wyjeżdżał na lunch z oficjelami Borussii.
Nie ma to oczywiście związku z tym, jak Barcelona została “przywitana” przez miejscowych fanów w nocy z wtorku na środę. Pod jej hotelem urządzono istny pokaz fajerwerków. W takiej aurze na pewno nie dało się spokojnie zasnąć. Ceniący sobie chodzenie spać o ustalonej porze Robert Lewandowski musiał się zdenerwować.
W dniu meczu można było stać się świadkiem innych przykrych scen pod hotelem Barcelony. Pod pobliskim wiaduktem łatwo można się natknąć na dobytek pozostawiony przez jednego z bezdomnych. Iście dojmujący widok.
To zresztą szerszy problem, który było widać jak na dłoni już podczas Euro 2024. Od zakończenia turnieju minęło niespełna pięć miesięcy i — jak widać — nasi zachodni sąsiedzi niespecjalnie się nim zajęli. Osoby zmagające się z kryzysem bezdomności “witają” także podróżnych przybywających na dworzec główny w Dortmundzie. Podobnie jak w przypadku hotelu Barcelony nieopodal zaczyna się inny świat. Wystarczy przejść kilkaset kroków i zaczyna się jarmark bożonarodzeniowy na Kampstrasse.
Nie ma się co dziwić, że od wczesnych godzin przedpołudniowych z niemal każdej uliczki odchodzącej od Kampstrasse dobiega polski język. W dniu meczu Borussii z FC Barcelona nasi rodacy wręcz opanowali Dortmund. Myliłby się jednak ten, kto stwierdziłby, że Polacy przybyli do Zagłębia Ruhry głównie ze względu na Roberta Lewandowskiego. I myliłby się ten, kto stwierdziłby, że Niemcy czekali na napastnika Dumy Katalonii z otwartymi rękoma. Pod hotelem Barcelony byliśmy świadkami przykrej sceny z udziałem bezdomnego. Wróciły obrazki z Euro 2024.
Samoloty zmierzające w środę z Polski do Dortmundu były wypełnione po brzegi mężczyznami, którzy mieli jeden cel: mecz Borussia Dortmund — FC Barcelona. Do symptomatycznej sceny doszło po wylądowaniu jednej z maszyn na tutejszym lotnisku. — Pierwszy raz widzę kolejkę do męskiego — rzuciła jedna z Polek na widok zatłoczonej toalety przeznaczonej dla płci przeciwnej.
Całe Niemcy śmiały się z Roberta Lewandowskiego. Powód wyszedł na jaw po latach
Myliłby się jednak ten, kto twierdziłby, że wszyscy przyjechali do Dortmundu “na Lewandowskiego”. Znakomita większość polskich kibiców miała przywdziane żółto-czarne barwy. Część z nich sympatyzuje Borussią jeszcze sprzed czasów tzw. tria z Dortmundu.
Nie ma w tym przypadku. Potęgę tego klubu w ciągu wielu lat tworzyli przecież kolejni polscy piłkarze. A do tego wielu naszych rodaków wyjechało za chlebem właśnie do Zagłębia Ruhry. Duża część z nich osiedliła się w Dortmundzie i okolicach, gdzie — nie będzie to zbytnio obrazoburcze — nie ma zbyt wiele do roboty poza kibicowaniem Borussii.
Wszak sam Juergen Klopp już kiedyś powiedział, że Hamburg ma plaże, Kolonia coroczne festiwale, a Dortmund ma futbol.
Myliłby się też ten, kto twierdziłby, że powrót Lewandowskiego na stare śmieci to temat numer 1 w tutejszych mediach. Wręcz przeciwnie. Dość powiedzieć, że jego ponowna obecność w Dortmundzie pozostała właściwie niezauważona w “Bildzie”. Największa niemiecka gazeta zamieściła jego nazwisko tylko raz — w prognozowanych składach. W ramach zapowiedzi przedmeczowej można za to zapoznać się z artykułem o rywalizacji młodych gwiazd obu drużyn: Jamie’ego Gittensa i Lamine’a Yamala.
Trochę miejsca Lewandowski otrzymał za to w “Ruhr Nachrichten”. Wychodząca w Dortmundzie gazeta poświęciła mu trzy “michałki” w sekcji liczb. Jest w nich wzmianka o przekroczeniu bariery 100 bramek w Lidze Mistrzów, 103 golach w barwach Borussii Dortmund i 27 trafieniach w 26 meczach przeciwko BVB w barwach Bayernu Monachium.
Mylili się też ci, którzy niemal od rana okupowali okolice hotelu, pod którym zatrzymała się cała delegacja FC Barcelona. Bez rezerwacji nie można było podejść nawet w okolice wejścia. Nie było więc mowy o otrzymaniu autografu czy zrobieniu zdjęcia. Kibice musieli zadowolić się więc pomachaniem ręką przez Joana Laportę, gdy ten wyjeżdżał na lunch z oficjelami Borussii.
Nie ma to oczywiście związku z tym, jak Barcelona została “przywitana” przez miejscowych fanów w nocy z wtorku na środę. Pod jej hotelem urządzono istny pokaz fajerwerków. W takiej aurze na pewno nie dało się spokojnie zasnąć. Ceniący sobie chodzenie spać o ustalonej porze Robert Lewandowski musiał się zdenerwować.
W dniu meczu można było stać się świadkiem innych przykrych scen pod hotelem Barcelony. Pod pobliskim wiaduktem łatwo można się natknąć na dobytek pozostawiony przez jednego z bezdomnych. Iście dojmujący widok.
To zresztą szerszy problem, który było widać jak na dłoni już podczas Euro 2024. Od zakończenia turnieju minęło niespełna pięć miesięcy i — jak widać — nasi zachodni sąsiedzi niespecjalnie się nim zajęli. Osoby zmagające się z kryzysem bezdomności “witają” także podróżnych przybywających na dworzec główny w Dortmundzie. Podobnie jak w przypadku hotelu Barcelony nieopodal zaczyna się inny świat. Wystarczy przejść kilkaset kroków i zaczyna się jarmark bożonarodzeniowy na Kampstrasse.