Druga Szeremeta, 21-letnia Polka ze złotym medalem. Nowa gwiazda kadry wychodzi z cienia
Barbara Marcinkowska: „Julka pokazała nam, że możemy sięgać po wielkie rzeczy” Gdy Julia Szeremeta zdobyła srebro w Paryżu, w kobiecej reprezentacji Polski zapanowała nowa fala wiary w sukces. – Trenowałyśmy razem, wykonywałyśmy te same ćwiczenia, a potem ona sięgnęła po olimpijski medal. To daje do myślenia: skoro jej się udało, to może kolejna będę ja…
Barbara Marcinkowska: „Julka pokazała nam, że możemy sięgać po wielkie rzeczy”
Gdy Julia Szeremeta zdobyła srebro w Paryżu, w kobiecej reprezentacji Polski zapanowała nowa fala wiary w sukces. – Trenowałyśmy razem, wykonywałyśmy te same ćwiczenia, a potem ona sięgnęła po olimpijski medal. To daje do myślenia: skoro jej się udało, to może kolejna będę ja – mówi w rozmowie z Interią Barbara Marcinkowska. I rzeczywiście – 21-latka z Torunia wróciła z brazylijskiego Pucharu Świata ze złotym medalem. To największy sukces w jej dotychczasowej karierze i jeden z dwóch triumfów polskiej ekipy. Poznajmy ją bliżej.
Artur Gac, Interia: W boksie adrenalina towarzyszy każdemu wejściu na ring. Ale teraz doświadczasz chyba innego rodzaju „skoku” – popularności i zainteresowania?
Barbara Marcinkowska: Zdecydowanie tak. Najbardziej widzę to w mediach społecznościowych. Myślę, że to też efekt sukcesu Julki Szeremety – jej medal przyciągnął uwagę ludzi do kobiecego boksu, a nasze kolejne sukcesy ten trend tylko wzmacniają.
Z jednej strony Julia ściągnęła uwagę mediów i kibiców, ale z drugiej – wasze sukcesy rozkładają teraz presję na całą kadrę.
To prawda i uważam, że to dobrze. Dzięki temu Julka nie dźwiga wszystkiego sama, a dla nas to szansa, by wejść na ring z innej pozycji. Doświadczenie presji może pomóc nam rozwinąć się jeszcze bardziej.
Czy złoto w Brazylii przekroczyło twoje oczekiwania?
Nie do końca. Przed tym turniejem bardzo mocno się przygotowywałam. Wcześniej nie przykładałam się aż tak bardzo, ale tym razem – między obozami jeździłam do trenera kadry, praktycznie cały wolny czas poświęcałam na trening. To była świadoma decyzja. Chciałam sprawdzić, co się stanie, jeśli naprawdę dam z siebie wszystko. I teraz widzę, że to miało sens. To ogromna motywacja.
Jak przedstawiłabyś się osobom, które znają tylko Julię? Jakie są twoje atuty, a nad czym jeszcze musisz pracować?
Zdecydowanie wyróżniają mnie warunki fizyczne – jestem wysoka i mam bardzo mocną lewą rękę, szczególnie lewy prosty, na którym opieram swój styl. Boksuję głównie z kontry. A słabe strony? Coraz częściej przechodzę do ataku, ale wiem, że mam tu jeszcze rezerwy. Pracuję nad tym, by być trudniejszą rywalką – to kwestia detali: pozycji ciała, płynności ruchów. Jest jeszcze wiele do poprawy, ale jestem tego świadoma i razem z trenerami nad tym pracujemy.
Czy te braki to bardziej kwestia techniki, taktyki, czy psychiki?
Trochę wszystkiego. Na treningach bywa, że boksujemy w sparingach po 22 minuty bez przerwy i trzymamy poziom. Ale na zawodach dochodzi stres, presja, adrenalina i wtedy bywa trudniej. Przeniesienie tego, co robisz na treningu, do realnej walki to proces, który wymaga doświadczenia.
Wasza kadra właśnie wróciła z Brazylii z siedmioma medalami. Było jakieś większe świętowanie?
Niestety nie. Po powrocie byliśmy w domach tylko cztery dni, a potem znów obóz i przygotowania do kolejnego Pucharu Świata, tym razem w Warszawie. Świętowanie ograniczyło się do wspólnej kolacji. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, ale nie było szaleństw.
Na Instagramie widać, że czujesz się dobrze, pokazując się nie tylko jako sportsmenka, ale i kobieta. Sesje, relacje – to twój świat?
Lubię to. Staram się zachować równowagę między sportem a życiem prywatnym. Utrzymuję relacje z rodziną, znajomymi, a social media traktuję jako dodatek. Nie wrzucam regularnie – czasem znikam na dwa tygodnie, a potem wrzucam sporo rzeczy. Ale tak, dobrze się w tym czuję.
Spędzacie ze sobą mnóstwo czasu. Kto tworzy atmosferę w drużynie?
Atmosferę budujemy razem, ale trenerzy mają w tym duży udział. Trener Dylak pracuje z nami już ponad sześć lat, znamy się od dzieciaka. Jest luz, można pożartować, ale jak trzeba pracować – to wszyscy dają z siebie wszystko. Gramy razem w gry, chodzimy do kina. Niektórzy mówią, że czują się tu lepiej niż w domu.
A kiedy coś cię gryzie, z kim rozmawiasz?
Zazwyczaj dzwonię do trenera klubowego Kamila Gorząda. To też trener kadry młodszych grup. Zna mnie od początku, kiedy miałam 14 lat. Bywało, że pomagał mi w szkole, rozmawiał z nauczycielami. Przejął wręcz rolę rodzica i bardzo mu dużo zawdzięczam.
Kiedy zdecydowałaś się postawić wszystko na boks, a zrezygnować z edukacji?
Po liceum. Trudno pogodzić naukę z 220 dniami w roku poza domem. Niektórym dziewczynom się to udaje, nawet studiują dwa kierunki, ale ja wiedziałam, że to nie dla mnie. Nauka nigdy nie była moją pasją.
Jak trafiłaś na salę bokserską?
Miałam 14 lat. Ojczym chodził na treningi, a jego kolega był trenerem. Zaprowadził mnie i… tak już zostało. Wcześniej próbowałam różnych sportów – pływania, koszykówki – ale w boksie od razu poczułam, że to to. Dużo się działo, nie było monotonii i była świetna atmosfera.
Trener Dylak mówił, że długo brakowało ci złota, ale ten medal w Brazylii może być przełomem. Czujesz, że teraz jesteś mocniejsza psychicznie?
Tak. I znowu – wrócę do Julki. Gdy widzisz, że ktoś, z kim codziennie trenujesz, zdobywa medal olimpijski, to w głowie robi się klik. Myślisz: „czemu nie ja?”. To dodało nam skrzydeł, a grupowy sukces tylko utwierdza, że jesteśmy naprawdę mocne.
Wszyscy podkreślają, że Julia świetnie radzi sobie z popularnością. Ty obserwujesz to z bliska – naprawdę tak jest?
Zdecydowanie. Po igrzyskach było jej bardzo ciężko – ciągłe wywiady, sesje, reklamy, ludzie ją zaczepiali. Była zmęczona, było to po niej widać. Ale teraz trochę się to uspokoiło. Jeśli chodzi o hejt – radzi sobie świetnie, nie przejmuje się.
Macie między sobą swoje ksywki?
Ja mówię na nią „Szemrana”, od nazwiska. A ona do mnie najczęściej „Bacha”.
A jak spędzacie czas, kiedy jesteście tylko we dwie?
Szukamy czegoś ciekawego w okolicy – kino, restauracja, może park rozrywki. Chcemy oderwać się od rutyny. Dużo też rozmawiamy, szczególnie po dłuższej przerwie – wtedy pojawiają się „babskie ploteczki”.
Jakim trenerem jest Tomasz Dylak?
Bardzo ambitnym, ale też ludzkim. Gdy coś się dzieje, można z nim porozmawiać. Dba o atmosferę i dobiera odpowiednich trenerów – otwartych, radosnych. Dzięki temu czujemy się dobrze jako zespół.
Twoim długofalowym celem są igrzyska. Ale najpierw – mistrzostwa świata we wrześniu w Liverpoolu. Złoto z Brazylii podniosło twoją poprzeczkę?
Zawsze marzy się o złocie, ale wiem, że w sporcie wszystko się może zdarzyć. Zwłaszcza w boksie olimpijskim – tu wiele zależy od losowania i dnia. Ale cel jest jasny – dawać z siebie wszystko i nie przestawać wierzyć.