Robert Kubica triumfuje w Le Mans! Historyczne zwycięstwo Polaka w 93. edycji legendarnego wyścigu
Robert Kubica – wspólnie z Philem Hansonem i Yifeiem Ye w barwach AF Corse Ferrari z numerem 83 – zwyciężył w 93. edycji wyścigu 24h Le Mans! To bezprecedensowy sukces dla polskiego kierowcy, który jako pierwszy w historii z naszego kraju stanął na najwyższym stopniu podium w klasyfikacji generalnej tej kultowej imprezy. To osiągnięcie, które śmiało można postawić obok jego jedynej wygranej w Formule 1 – w Grand Prix Kanady 2008.
Ferrari w napięciu do samego końca
Choć na godzinę przed końcem wyścigu w garażu Ferrari zaczęły pojawiać się pierwsze uśmiechy, to nikt nie pozwalał sobie jeszcze na świętowanie. Mechanicy poklepywali się po plecach, ale kierownictwo zespołu natychmiast przypominało, że jeszcze nic nie jest przesądzone. Ostatnie 48 minut członkowie ekipy spędzili w napięciu – w skupieniu, niemal jak na modlitwie. Tymczasem na torze panował spokój i pełna kontrola sytuacji. Kubica dowiózł auto do mety z zimną krwią i bezbłędnie – z przewagą 14,084 sekundy nad Porsche Penske z numerem 6. To największy triumf w jego karierze.
Na podium stanęły:
1. miejsce – AF Corse Ferrari #83 (Kubica, Hanson, Ye)
2. miejsce – Porsche Penske #6 (Estre, Vanthoor, Campbell)
3. miejsce – Ferrari #51 (Calado, Giovinazzi, Pier Guidi)
Promowany jak gwiazda – Kubica twarzą Le Mans
Już przed startem Robert Kubica był jednym z faworytów – jego wizerunek dominował na plakatach promujących wyścig. Obok znajdował się co prawda Valentino Rossi, legendarny motocyklista startujący w kategorii LMGT3, ale to Polak był twarzą wydarzenia.
Jednak początek weekendu nie był dla załogi numer 83 łatwy. Choć Ferrari AF Corse prezentowało znakomite tempo w testach i treningach, w sesji Hyperpole ich kierowca Yifei Ye nie zdołał wywalczyć miejsca w czołówce – skończyli dopiero na 13. pozycji. Sytuacja zaczęła się poprawiać tuż po starcie – Phil Hanson szybko przebił się na 10. miejsce, ale Robert Kubica przejął auto na 12. lokacie i rozpoczął popis jazdy.
Polak ruszył jak natchniony – jechał agresywnie, wyprzedzał rywali z determinacją, przypominając wszystkim swoje najlepsze dni z Formuły 1. Już po pierwszym stincie Ferrari numer 83 włączyło się do walki o podium.
Nocna jazda, neutralizacja i nerwy
Załoga objęła prowadzenie w nocy, gdy za kierownicą siedział Ye. Ferrari #83 wyszło na prowadzenie po pit stopach i trzymało przewagę. Kubica kontynuował świetną jazdę, a rywale zaczęli popełniać błędy i otrzymywać kary. Około godziny 3:00 przewaga ich samochodu przekroczyła dwie minuty.
Sytuacja jednak nagle się skomplikowała – po wypadku auta LMP2 wyjechał samochód bezpieczeństwa. Różnice czasowe się zatarły, a Ferrari #83 wyjechało z boksu na trzeciej pozycji. Szybko jednak odzyskało drugą lokatę, a potem przystąpiło do pogoni za liderującym Porsche.
Wkrótce największym zagrożeniem stało się inne Ferrari – z numerem 51. Doszło do bratobójczej walki, w której nie zabrakło emocji. Phil Hanson został wyprzedzony, a Antonio Giovinazzi z załogi #51 nie zamierzał ułatwiać życia ekipie Kubicy – mimo wcześniejszej pomocy z ich strony. Kubica publicznie skrytykował takie podejście Włocha, podkreślając, że „gdyby był kierowcą fabrycznym Ferrari, wykonywałby wszystkie polecenia zespołu”. Jego słowa miały odniesienie – Ferrari #51 popełniło błędy w alei serwisowej i ostatecznie wypadło z walki o zwycięstwo.
Zemsta po latach. Kubica kończy to, czego nie udało się w 2021 roku
Końcówka wyścigu to emocje nie tylko strategiczne, ale i osobiste. W 2021 roku Kubica był o włos od zwycięstwa w Le Mans – awaria czujnika przepustnicy w końcówce zabrała mu wygraną. Teraz wrócił silniejszy. Tym razem to on sam dowiózł auto do mety, po 387 okrążeniach, jako pierwszy.
Na trybunach wybuchła euforia. Zespół wpadł sobie w ramiona, a polscy kibice w końcu doczekali się chwili, na którą czekali od dekad.
Polskie święto w Le Mans – triumf Inter Europol Competition
Le Mans 2025 to nie tylko sukces Roberta Kubicy. W kategorii LMP2 ponownie błysnął polski zespół Inter Europol Competition. Załoga z numerem 43 (Tom Dillmann, Nick Yelloly i Jakub Śmiechowski) po raz drugi w historii zwyciężyła w tej klasie, a jednocześnie po raz trzeci z rzędu stanęła na podium w Le Mans.
To weekend, który na trwałe zapisze się w historii polskiego motorsportu. Dwóch polskich zwycięzców w jednym z najważniejszych wyścigów świata – tego jeszcze nie było.
Ferrari pisze historię, Kubica dopisuje najważniejszy rozdział
Zespół Ferrari świętuje trzeci z rzędu triumf w Le Mans. Tym razem zabrakło im jedynie pełnego podium – ten wyczyn ostatni raz udał się Audi w 2012 roku. Ale to nie zdominuje narracji. W centrum uwagi jest Robert Kubica – człowiek, który po latach walki, po kontuzji, po dramatycznej porażce w 2021 roku, zdobył Le Mans.
I zrobił to jako lider, jako twarz całego wyścigu, jako mistrz.