Iga Świątek wzięła lek o 3:00. Rano nagle do drzwi zapukał kontroler
Jeździła do Francji, żeby badać włosy. Przebukowywała bilety lotnicze do Chin, licząc, że dostanie zgodę na bronienie prowadzenia w rankingu. A przez cały ten czas nie mogła zdradzić, że toczy się postępowanie antydopingowe w związku z pozytywnym wynikiem jej testu. Teraz gdy ogłoszono, że Iga Świątek została zawieszona na miesiąc, możemy przedstawić kulisy całej sytuacji….
Jeździła do Francji, żeby badać włosy. Przebukowywała bilety lotnicze do Chin, licząc, że dostanie zgodę na bronienie prowadzenia w rankingu. A przez cały ten czas nie mogła zdradzić, że toczy się postępowanie antydopingowe w związku z pozytywnym wynikiem jej testu. Teraz gdy ogłoszono, że Iga Świątek została zawieszona na miesiąc, możemy przedstawić kulisy całej sytuacji.
Jest 12 września – osiem dni wcześniej Iga Świątek przegrywa w ćwierćfinale US Open z Jessiką Pegulą. Polka nie chce robić przerwy, mimo że słyszy takie podpowiedzi. Szykuje się do turniejów w Azji, gdzie chce bronić numeru jeden w światowym rankingu. Ale tego dnia dostaje maila, po przeczytaniu którego rozumie, że czeka ją dużo ważniejsza batalia. Po informacji o pozytywnym wyniku badania antydopingowego Świątek rozumie, że teraz będzie musiała bronić swojego dobrego imienia. Początkowo nie ma pojęcia, jak się za to zabrać, bo kompletnie nie wie, w jaki sposób zakazana substancja mogła znaleźć się w jej organizmie.
ITIA, International Tennis Integrity Agency, czyli Międzynarodowa Agencja ds. Integralności Tenisa, informuje tylko, że w jej organizmie wykryto trimetazydynę i że miało to miejsce 12 sierpnia w próbce pobranej w Cincinnati.
Świątek nawet nie wie, co to jest trimetazydyna. Ona i jej cały sztab analizują, jakie przyjmowała leki i odżywki. Sprawdzają wszystko, choć Iga przypomina sobie przede wszystkim o tym, że w nocy 12 sierpnia nie mogła zasnąć. Około godziny trzeciej połknęła tabletkę leku z melatoniną w składzie. Używa go od lat, z rekomendacji lekarza. Dawno temu zapewniono ją, że to bezpieczne, że w składzie leku nie ma żadnych niedozwolonych substancji. Ale tę fiolkę Iga oddaje do badań i okazuje się, że akurat cała partia, z której pochodzi fiolka, została fabrycznie zanieczyszczona trimetazydyną.
Ekspertyzy i szereg niezależnych testów potwierdzają jednoznacznie: kontakt z substancją zakazaną był całkowicie nieintencjonalny, przypadkowy i bez wpływu na formę tenisistki. Ale zanim udaje się to ustalić ponad wszelką wątpliwość, mija tyle czasu, że Iga przez zawieszenie na czas postępowania nie może zagrać w turniejach w Seulu, Pekinie i Wuhan. Zawodniczka ma nadzieję, że zdąży chociaż na ostatni z wymienionych. Kilka razy przebukowuje bilety lotnicze, czeka do ostatniej chwili, ale najpóźniej 4 października musi potwierdzić swoją obecność organizatorom. Ostatecznie odwołuje swój przyjazd, bo wciąż jest zawieszona. Odwieszona zostaje dzień później, a informację o tym dostaje niedługo po tym, jak można było ostatecznie zgłosić się do gry w Wuhan.
Rozdzielanie włosa na czworo pomogło Idze Świątek
To nie pierwszy i nie ostatni wyścig z czasem, jaki Świątek prowadziła w ostatnich tygodniach. Funkcjonariusze antydopingowi przesłuchiwali ją wiele razy. Nie odpuszczali nawet wtedy, gdy już dostała zgodę na powrót do gry – na Billie Jean King Cup w Maladze tenisistka była przepytywana przez ponad trzy godziny. Brakowało czasu na porządny trening – wszystko działo się dzień przed pierwszym meczem Polek z Hiszpankami. Ale i Iga, i ludzie z jej zespołu powtarzają, że żadne niedogodności nie miały znaczenia, skoro na szali było dobre imię.
Żeby je obronić Świątek poleciała do Francji na testy antydopingowe z włosa. Bo to we włosach najdłużej utrzymują się ślady dopingu i po analizie włosa – można by rzecz po rozdzielaniu włosa na czworo – naukowcy potrafią poznać czy ktoś jest winny, czy nie.
W przypadku Świątek to rozdzielanie włosa na czworo było tylko kropką nad i. Już w mailu od ITIA z 12 września dużo mówiły liczby – stężenie trimetyzadyny wynoszące zaledwie 0,05 ng/ml to stężenie śladowe. Z góry było wiadomo, że tymczasowe zawieszenie z urzędu nałożone na Igę ma dać jej czas na wykazanie, że jest niewinna, a nie że ma dać czas kontrolerom, żeby znaleźli obciążające tenisistkę dowody.
Świątek chciała ostrzec przed tym lekiem inne tenisistki. Nie mogła
Mocnym sygnałem niewinności Polki były też negatywne wyniki wszystkich pozostałych jej testów z całej kariery i z tego roku. A w tym roku było takich testów ponad 20. Wkrótce tymczasowe zawieszenie z Igi zostało zdjęte, dzięki czemu mogła zagrać w WTA Finals i w finałach Billie Jean King Cup. Ale tenisistce i jej zespołowi cały czas nie pozwalano informować o postępowaniu. O sprawie wszyscy mogą się wypowiadać dopiero od czwartku 28 listopada, czyli od dnia ogłoszenia przez ITIA, że postępowanie się skończyło i Polka wychodzi z niego z symbolicznym, miesięcznym zawieszeniem. Z czego 22 dni tego zawieszenia już za nią, a osiem pozostałych liczy się od teraz, a więc nie ma znaczenia, bo teraz nie odbywają się turnieje.
Można powiedzieć, że Świątek wychodzi z całej sytuacji obronną ręką, ale i olbrzymim stresem. Mierzy się z nim także teraz, czekając na reakcję opinii publicznej. W postępowaniach antydopingowych wyjątkowo łatwo przyczepia się sportowcom łatki dopingowiczów, oszustów. Każdy, kto chce poznać prawdę w przypadku Świątek, pozna ją – Iga i jej sztab wychodzą z jasnym przekazem.
Świątek w siedmiominutowym nagraniu wideo koncentruje się nie tylko na przedstawieniu swojej trudnej historii krok po kroku, ale też na emocjach. Wyraża nadzieję, że nie zostanie sama. Widać, że potrzebuje wsparcia, ludzkiego zrozumienia. Trudno go nie okazać, kiedy się wie, że:
zawodniczka w bardzo krótkim czasie przekazała do renomowanych laboratoriów zarówno próbki włosów, jak i wszystkie leki oraz suplementy, z których korzysta
dwa niezależne laboratoria potwierdziły obecność trimetazydyny w jednym ze stosowanych przez Igę leków, który w Polsce i innych krajach Unii Europejskiej jest zakwalifikowany jako “lek OTC”, czyli dostępny w obrocie aptecznym bez recepty. Ale Iga korzystała z niego z rekomendacji lekarza. Ten lek jest powszechnie dostępny i rekomendowany tenisistom i w ogóle sportowcom z uwagi na częste zmiany stref czasowych i wynikające z tego problemy z zasypianiem i jakością snu
zanieczyszczenie leku zostało potwierdzone także przez niezależne laboratorium akredytowane przez WADA – badanie to zostało zlecone niezależnie przez ITIA, aby potwierdzić wyniki badań dwóch niezależnych laboratoriów, w których analizowano próbki dostarczone przez zawodniczkę. Ponadto niezależne laboratorium potwierdziło zanieczyszczenie próbek leków pochodzących zarówno z opakowania, z którego korzystała Świątek, jak i ze zbadanej w celach porównawczych fabrycznie zamkniętej buteleczki tej samej partii. Zakup leku w zamkniętym fabrycznie opakowaniu, tej samej partii, i poddanie go badaniom laboratoryjnym były sprzyjającą okolicznością w opinii ITIA, ponieważ dowiodły fabrycznego zanieczyszczenia całej partii tego leku
Świątek wiedząc o zanieczyszczeniu całej partii tego leku chciała ostrzec inne tenisistki, o których wie, że stosują ten lek. Nie mogła tego jednak zrobić ze względu na poufny charakter postępowania
To był wyjątkowy pech
Na koniec ITIA została z analizą próbek włosów, która nie wykazała obecności jakiejkolwiek zakazanej substancji w organizmie Igi. To dowód, że Świątek nie przyjęła nawet najmniejszej terapeutycznej dawki substancji zabronionej. Czyli jest pewne, że nie stosowała żadnego dopingu, a substancja ta znalazła się w jej organizmie w sposób nieintencjonalny i przypadkowy. Lek, który Iga przyjęła o godzinie 3 w nocy 12 sierpnia był skażony na tyle, że prawdopodobnie test antydopingowy byłby negatywny, gdyby kontroler pobrał próbkę nie o godzinie siódmej, a już o ósmej czy tym bardziej dziewiątej.