Iga Świątek złożyła nagłą obietnicę. Tuż przed meczem ważne wieści dla Polski
Spędziła na korcie około sześć godzin, a i tak było jej mało! Tuż po meczu zmęczenie jeszcze nie dotarło do Igi Świątek, która niespodziewanie złożyła Polakom obietnicę. Zapowiedziała, że w razie potrzeby znów zagra dwa mecze z rzędu i wystąpi w deblu. Przed Polkami otwiera się historyczna szansa, jakiej jeszcze nie było. Do epokowego sukcesu…
Spędziła na korcie około sześć godzin, a i tak było jej mało! Tuż po meczu zmęczenie jeszcze nie dotarło do Igi Świątek, która niespodziewanie złożyła Polakom obietnicę. Zapowiedziała, że w razie potrzeby znów zagra dwa mecze z rzędu i wystąpi w deblu. Przed Polkami otwiera się historyczna szansa, jakiej jeszcze nie było. Do epokowego sukcesu zostały dwa kroki, a pierwszy z nich postawić trzeba już w poniedziałek.
Już teraz polskie tenisistki mogą pochwalić się największym sukcesem w historii polskiego tenisa. Nigdy wcześniej nasza kobieca kadra nie dotarła do półfinału rozgrywek reprezentacyjnych. Przed turniejem pojawiła się szansa, bo nasza drużyna jest najmocniejsza w historii dyscypliny w naszym kraju. Nasze czołowe rakiety grają jak z nut i to przynosi efekty na korcie.
To nie musi być wcale koniec. Polskim tenisistkom pozostały już tylko dwa kroki. A co ważne, w każdym ze spotkań będą zdecydowanymi faworytkami. Wszystko w rękach naszych reprezentantek, które walczą o spełnienie marzeń. Teraz cel numer jeden to starcie z Włoszkami. A to drużyna, która rok temu grała w finale, ale teraz ma niespodziewane kłopoty. Polki będą chciały je wykorzystać.
Już mecz ćwierćfinałowy z Japonią udowodnił, że Włoszki da się zaskoczyć. Kłopotem jest brak drugiej rakiety o klasie równej Jasmine Paolini. Finalistka Rolanda Garrosa i Wimbledonu notuje najlepszy sezon w karierze, ale w drużynie naszych kolejnych rywalek brakuje drugiej tenisistki, na której mogłyby tak polegać. Zarówno Elisabetta Cocciaretto, jak i Lucia Bronzetti to zawodniczki, które nie byłyby faworytkami ani z Magdaleną Fręch, ani z Magdą Linette.
To oznacza, że Biało-Czerwone będą faworytkami obu swoich spotkań singlowych. Kluczowe jest, by wygrać je oba i nie doprowadzić do debla. Bo w nim, podobnie zresztą jak mówiono przed meczem z Czeszkami, mogą pojawić się kłopoty. Jasmine Paolini i Sara Errani to czołowe deblistki świata i niedawne uczestniczki WTA Finals. To tu leży największa szansa tenisistek z Italii, a w naszym interesie leży to, by nie doprowadzić do decydującej rywalizacji w grze podwójnej.
A kto może zagrozić Polsce w przypadku ewentualnego pokonania Włoszek i awansu do finału? W niedzielę obejrzeliśmy dwa ćwierćfinały i stało się jasne, że o finał zagrają Brytyjki i Słowaczki. Tu najgroźniejsze wydają się te pierwsze, które dysponują niebezpiecznym duetem: Katie Boulter i Emmą Raducanu.
Ale nie możemy zapominać też o tym, co wydarzyło się w Billie Jean King Cup Finals przed rokiem. Wtedy sensacyjnie to Kanada została triumfatorem całego turnieju, choć w jej składzie była tylko jedna tenisistka z TOP150 kobiecego rankingu. Kanadyjki pokonały choćby Polki, nie przegrywając po drodze żadnego ze swoich spotkań. To pokazuje, że sam ranking wcale nie musi mieć znaczenia. Liczą się także decyzje kapitana, a one mają niebagatelne znaczenie. Przekonywał o tym zresztą sam Dawid Celt.
Dawid Celt zaskoczył tuż po meczu
“Przecierałem oczy ze zdumienia, jak dziewczyny zagrały. To był poziom rewelacyjny. Jedna mówi, że nie umie debla, druga — że może się poprawić, a wychodzą i grają tak, że ręce same składają się do oklasków” — powiedział tuż po zakończeniu starcia Polska — Czechy Dawid Celt.
Kapitan naszej reprezentacji musiał podjąć dwie trudne decyzje w starciu ćwierćfinałowym. Najpierw posłał do boju Magdalenę Fręch, choć przecież dzień wcześniej drugą polską rakietą w rywalizacji z Hiszpankami była Magda Linette. Poznanianka tym razem dostała czas na odpoczynek, a kapitan dał szanse łodziance. I choć ta przegrała, to zostawiła na korcie całe serce. I pokazała, że mimo wszystko warto było na nią postawić. Przy odrobinie większej dawce szczęścia wygrana Polek mogła rozstrzygnąć się już po dwóch meczach.
Drugim dylematem było to, kogo posłać do gry w deblu, biorąc pod uwagę spore zmęczenie Igi Świątek. Pozycja Katarzyny Kawy była niepodważalna, a choć Polka nie należy do ścisłej czołówki w grze podwójnej, to udowodniła, że zaufanie kapitana jest w pełni zasłużone. Uczyniła to, grając przeciwko najlepszej deblistce świata. Decyzja Celta znów okazała się słuszna.
A Iga Świątek tuż po meczu obiecała kibicom, że jeśli będzie trzeba, przeciwko Włoszkom znów rozegra dwa spotkania z rzędu. To piękne słowa, ale najlepiej byłoby… wcale nie dopuścić do debla, wygrywając oba mecze singlowe. Właśnie taki scenariusz byłby najlepszy, bo dałby Polkom szansę na szybszą regenerację przed spotkaniem finałowym. A to może okazać się bezcenne.
Spędziła na korcie około sześć godzin, a i tak było jej mało! Tuż po meczu zmęczenie jeszcze nie dotarło do Igi Świątek, która niespodziewanie złożyła Polakom obietnicę. Zapowiedziała, że w razie potrzeby znów zagra dwa mecze z rzędu i wystąpi w deblu. Przed Polkami otwiera się historyczna szansa, jakiej jeszcze nie było. Do epokowego sukcesu zostały dwa kroki, a pierwszy z nich postawić trzeba już w poniedziałek.
Już teraz polskie tenisistki mogą pochwalić się największym sukcesem w historii polskiego tenisa. Nigdy wcześniej nasza kobieca kadra nie dotarła do półfinału rozgrywek reprezentacyjnych. Przed turniejem pojawiła się szansa, bo nasza drużyna jest najmocniejsza w historii dyscypliny w naszym kraju. Nasze czołowe rakiety grają jak z nut i to przynosi efekty na korcie.
To nie musi być wcale koniec. Polskim tenisistkom pozostały już tylko dwa kroki. A co ważne, w każdym ze spotkań będą zdecydowanymi faworytkami. Wszystko w rękach naszych reprezentantek, które walczą o spełnienie marzeń. Teraz cel numer jeden to starcie z Włoszkami. A to drużyna, która rok temu grała w finale, ale teraz ma niespodziewane kłopoty. Polki będą chciały je wykorzystać.
Już mecz ćwierćfinałowy z Japonią udowodnił, że Włoszki da się zaskoczyć. Kłopotem jest brak drugiej rakiety o klasie równej Jasmine Paolini. Finalistka Rolanda Garrosa i Wimbledonu notuje najlepszy sezon w karierze, ale w drużynie naszych kolejnych rywalek brakuje drugiej tenisistki, na której mogłyby tak polegać. Zarówno Elisabetta Cocciaretto, jak i Lucia Bronzetti to zawodniczki, które nie byłyby faworytkami ani z Magdaleną Fręch, ani z Magdą Linette.
To oznacza, że Biało-Czerwone będą faworytkami obu swoich spotkań singlowych. Kluczowe jest, by wygrać je oba i nie doprowadzić do debla. Bo w nim, podobnie zresztą jak mówiono przed meczem z Czeszkami, mogą pojawić się kłopoty. Jasmine Paolini i Sara Errani to czołowe deblistki świata i niedawne uczestniczki WTA Finals. To tu leży największa szansa tenisistek z Italii, a w naszym interesie leży to, by nie doprowadzić do decydującej rywalizacji w grze podwójnej.
A kto może zagrozić Polsce w przypadku ewentualnego pokonania Włoszek i awansu do finału? W niedzielę obejrzeliśmy dwa ćwierćfinały i stało się jasne, że o finał zagrają Brytyjki i Słowaczki. Tu najgroźniejsze wydają się te pierwsze, które dysponują niebezpiecznym duetem: Katie Boulter i Emmą Raducanu.
Ale nie możemy zapominać też o tym, co wydarzyło się w Billie Jean King Cup Finals przed rokiem. Wtedy sensacyjnie to Kanada została triumfatorem całego turnieju, choć w jej składzie była tylko jedna tenisistka z TOP150 kobiecego rankingu. Kanadyjki pokonały choćby Polki, nie przegrywając po drodze żadnego ze swoich spotkań. To pokazuje, że sam ranking wcale nie musi mieć znaczenia. Liczą się także decyzje kapitana, a one mają niebagatelne znaczenie. Przekonywał o tym zresztą sam Dawid Celt.
Dawid Celt zaskoczył tuż po meczu
“Przecierałem oczy ze zdumienia, jak dziewczyny zagrały. To był poziom rewelacyjny. Jedna mówi, że nie umie debla, druga — że może się poprawić, a wychodzą i grają tak, że ręce same składają się do oklasków” — powiedział tuż po zakończeniu starcia Polska — Czechy Dawid Celt.
Kapitan naszej reprezentacji musiał podjąć dwie trudne decyzje w starciu ćwierćfinałowym. Najpierw posłał do boju Magdalenę Fręch, choć przecież dzień wcześniej drugą polską rakietą w rywalizacji z Hiszpankami była Magda Linette. Poznanianka tym razem dostała czas na odpoczynek, a kapitan dał szanse łodziance. I choć ta przegrała, to zostawiła na korcie całe serce. I pokazała, że mimo wszystko warto było na nią postawić. Przy odrobinie większej dawce szczęścia wygrana Polek mogła rozstrzygnąć się już po dwóch meczach.
Drugim dylematem było to, kogo posłać do gry w deblu, biorąc pod uwagę spore zmęczenie Igi Świątek. Pozycja Katarzyny Kawy była niepodważalna, a choć Polka nie należy do ścisłej czołówki w grze podwójnej, to udowodniła, że zaufanie kapitana jest w pełni zasłużone. Uczyniła to, grając przeciwko najlepszej deblistce świata. Decyzja Celta znów okazała się słuszna.
A Iga Świątek tuż po meczu obiecała kibicom, że jeśli będzie trzeba, przeciwko Włoszkom znów rozegra dwa spotkania z rzędu. To piękne słowa, ale najlepiej byłoby… wcale nie dopuścić do debla, wygrywając oba mecze singlowe. Właśnie taki scenariusz byłby najlepszy, bo dałby Polkom szansę na szybszą regenerację przed spotkaniem finałowym. A to może okazać się bezcenne.