ITIA tłumaczy nam sprawę Świątek. O tym nie wiedziała
– Iga Świątek nie musiała milczeć – mówi Sport.pl przedstawiciel Międzynarodowej Agencji ds. Integralności Tenisa (ITIA) Adrian Bassett. Potwierdził również, co było głównym czynnikiem, który sprawił, że jego organizacja nałożyła na nią miesięczną dyskwalifikację, a Włocha Jannika Sinnera uniewinniła. Takiego zamieszania w ITIA nie było od dawna. Najpierw na organizację, która zajmuje się m.in. przypadkami…
– Iga Świątek nie musiała milczeć – mówi Sport.pl przedstawiciel Międzynarodowej Agencji ds. Integralności Tenisa (ITIA) Adrian Bassett. Potwierdził również, co było głównym czynnikiem, który sprawił, że jego organizacja nałożyła na nią miesięczną dyskwalifikację, a Włocha Jannika Sinnera uniewinniła.
Takiego zamieszania w ITIA nie było od dawna. Najpierw na organizację, która zajmuje się m.in. przypadkami pozytywnych wyników testów na doping w tenisie, spadła krytyka w związku ze sprawą lidera światowego rankingu Jannika Sinnera. Teraz nadeszła nowa fala krytyki – dotyczącej sprawy Igi Świątek. Przypadki te mają kilka elementów wspólnych i dlatego kibice dziwią się, że zapadły tu dwie różne decyzje.
Jedno słowo, które robi wielką różnicę. Zasada poufności obowiązująca tylko jedną stronę
Pierwsza bomba wybuchła pod koniec sierpnia – Sinner miał dwa pozytywne wyniki, którym został poddany w marcu. Wykryto u niego klostebol. Opinia publiczna dowiedziała się o tym dopiero, gdy ITIA poinformowała o zakończeniu postępowania. Na Włocha nie nałożono dyskwalifikacji – stwierdzono “brak winy lub zaniedbania”. W czwartek spadła bomba numer dwa – ITIA podała, że zakazaną trimetazydynę wykryto w próbce pobranej od Świątek w sierpniu. Agencja ogłosiła to, gdy Polka przyjęła miesięczne zawieszenie będące efektem “braku wyraźnej winy lub zaniedbania”.
W obu przypadkach kibice i dziennikarze nie szczędzili ITIA oraz ATP i WTA gorzkich słów dotyczących braku transparentności. Sugerowali, że znacznie lepszą opcją byłoby poinformowanie o sprawie od razu, gdy na zawodników nakładano tymczasowe zawieszenie, automatyczne po pozytywnym wyniku testu na doping. ITIA jednak tego zrobić nie mogła z powodu własnych zasad. W przepisach jest bowiem mowa o wyjątku – jeżeli zawodnik złoży odwołanie w ciągu 10 dni, to sprawa nabiera poufnego charakteru ze strony ITIA do czasu jej zakończenia. Milczała także Świątek. W siedmiominutowym nagraniu wideo, które opublikowała w czwartek, zaraz komunikacie ITIA, stwierdziła, że musiała.
– Dzisiaj chciałabym podzielić się z wami bardzo trudnym tematem, o którym nie mogłam rozmawiać przez ostatnie dwa i pół miesiąca. Ale w końcu mogę, więc mam nadzieję, że w tym filmiku wyjaśnię jak najwięcej, bo chciałabym być z wami transparentna i żebyście zrozumieli co mi się przytrafiło przez ostatni czas – tak 23-latka zaczęła swoją wiadomość skierowaną do fanów.
Team Świątek w przekazanym tego dnia dziennikarzom komunikacie również zapewniał, że tenisistka nie mogła informować o trwającym postępowaniu i komentować w jakikolwiek sposób przyczyny rezygnacji z trzech turniejów. Adrian Bassett jednak wyjaśnia, że sprawa wygląda inaczej.
– Zasada poufności odnosi się do ITIA, a nie do zawodnika – zaznacza przedstawiciel agencji.
Sportowcy mają więc prawo zdecydować, czy chcą poinformować o pozytywnym wyniku kontroli dopingowej. Przeważnie sami nie podają tej wiadomości od razu. Skupiają się wtedy raczej na ustaleniu planu działania, a nie sprzyja temu szum medialny. Zdarza się, że wymuszają to na nich właśnie dziennikarze, którzy publikują informacje na ten temat. Zarówno w przypadku Sinnera, jak i Świątek sprawa nie przedostała się wcześniej do mediów.
Przedstawiciel ITIA o Świątek: Mogła więc dokładniej przyjrzeć się produktowi
Przypadki Polki i Włocha są podobne także pod dwoma innymi względami. U obojga ITIA orzekła, że wykazali, iż nie przyjęli zabronionej substancji świadomie, a źródłem był lek. Tyle że zdobywczyni pięciu tytułów wielkoszlemowych sama zażyła tabletkę z melatoniną zanieczyszczoną trimetazydyną, a triumfator dwóch imprez tej rangi przekonywał, że klostebol trafił do jego organizmu przez kontakt “skóra do skóry”. Maść zawierającą tę substancję stosował na skaleczony palec jego fizjoterapeuta, który potem go masował. I to właśnie sprawiło, że ITIA ukarała Świątek, a Sinnera – nie.
– Trudno porównywać poszczególne przypadki, ale prawidłowym jest stwierdzenie, że fakt, iż Świątek sama przyjęła zakazaną substancję, to kluczowy czynnik – potwierdza Bassett.
Kara nałożona na Polkę ma charakter symboliczny. Uznano, że jej wina w całej tej sytuacji jest niewielka. Ważne również było to, iż stosowała lek, który jest regulowany w Polsce. Nie jest jednak regulowany w innych krajach, o czym jest mowa w raporcie ITIA. Zawodnikom zaleca się korzystanie ze środków znajdujących się na tzw. białej liście.
– Mogła więc dokładniej przyjrzeć się produktowi. Mogła znaleźć lek, który został wcześniej przebadany, oraz mieć receptę i plan leczenia od swojego lekarza – wylicza przedstawiciel ITIA.
W raporcie agencji wspomniano też, iż Świątek nie wymieniła stosowanego od dawna leku, który pomaga jej przy problemach z zasypianiem, przy okazji sierpniowego badania. Uznano jednak jej wytłumaczenie, iż zapomniała o tym z powodu zmęczenia.
O ile więc ITIA zauważyła pewne niedociągnięcia po stronie Polki, o tyle nie miała zastrzeżeń do działania Sinnera.
– Zdecydowaliśmy, że zawodnik nie mógł wiedzieć, iż członek jego sztabu miał produkt zawierający zakazaną substancję – dodaje Bassett.
Innego zdania jest Światowa Agencja Antydopingowa (WADA), która złożyła apelację ws. wyroku Włocha. To samo prawo przysługuje jej w przypadku Świątek. Na razie nie zapadła jeszcze decyzja w tej sprawie.