Jest reakcja po katastrofie Polski na MŚ w Trondheim. “To mnie przeraziło”
Polskie skoczkinie zajęły 11. miejsce w konkursie drużynowym mistrzostw świata w Trondheim. Wynik? Katastrofa. Ale taka spodziewana, bo nikt niczego innego po nich nie oczekiwał. Jednocześnie trzeba pamiętać, jak niewiele brakowało do tego, żeby zawody oglądały w hotelu w telewizji, a nie w nich startowały. Polkom zabrakło aż 59,1 punktu, żeby awansować do drugiej serii…
Polskie skoczkinie zajęły 11. miejsce w konkursie drużynowym mistrzostw świata w Trondheim. Wynik? Katastrofa. Ale taka spodziewana, bo nikt niczego innego po nich nie oczekiwał. Jednocześnie trzeba pamiętać, jak niewiele brakowało do tego, żeby zawody oglądały w hotelu w telewizji, a nie w nich startowały.
Polkom zabrakło aż 59,1 punktu, żeby awansować do drugiej serii sobotnich zawodów. Tyle straciły do Amerykanek – ostatniej drużyny, która weszła do finału konkursu. Już po pierwszym skoku Joanny Kil na 57,5 metra było wiadomo, że jest po wszystkim i straty będą zbyt duże, a potencjał polskiej kadry jednak za mały, żeby je nadrobić. Jednak gdyby nie nagły zwrot akcji, to przecież nawet tego pierwszego skoku nie było w pierwotnych planach startów Polek na tych MŚ.
Polki wyprzedziły tylko Kazachstan. Ale miało ich nie być w tym konkursie
Polki przyjechały do Trondheim we trzy – w składzie znalazły się Anna Twardosz, Pola Bełtowska i Nicole Konderla. Nie było w nim czwartej skoczkini, która startowała w tym sezonie w Pucharze Świata, czyli Natalii Słowik, która zawiesiła karierę. Na ratunek Polkom ruszyła była skoczkini, obecnie startująca w kombinacji norweskiej kobiet, Joanna Kil. I, jak relacjonował dziennikarz Interii Tomasz Kalemba, pomimo zamknięcia zapisów Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) na zawody, udało się ją dopisać ręcznie do składu.
Wiadomo było jednak, że nawet z pomocą Kil Polki powinny zająć co najwyżej 11. miejsce – wyprzedzić tylko reprezentantki Kazachstanu. I tak stało się w sobotnim konkursie. Po 57,5 metra Kil, Pola Bełtowska uzyskała 77, Nicole Konderla 76,5, a Anna Twardosz 84,5 metra. Kazaszki uzbierały tylko 112,9 punktu. Różnica do Polek była zatem ogromna – wyniosła 126 punktów. Niestety tak jak różnica dzieląca kadrę naszych skoczkiń od najlepszych. Prowadzące po pierwszej serii Norweżki miały aż 206,4 punktu więcej.
I to właśnie zawodniczki gospodarzy mistrzostw świata zdobyły złoto. Anna Odine Stroem, Ingvild Synnoeve Midtskogen, Heidi Dyhre Traaserud i Eirin Maria Kvandal wyprzedziły Austriaczki i Niemki.
Kil uratowała polskie skoczkinie. To dzięki niej w ogóle mogły wystartować w drużynówce
– Nie spodziewałam się jakichś super skoków, ale te nie były najlepsze. Już w serii próbnej przeraziła mnie trochę belka, bo na treningach skakałyśmy z 33., więc 15 belek wyżej. Myślę, że samo to mnie przeraziło. Chciałam pomóc dziewczynom, ale za bardzo mi się nie udało. Choć i tak myślę, że dobrze, że ta drużynówka była i że miałyśmy możliwość oddania chociaż tego jednego skoku – mówi Joanna Kil, dzięki której Polki mogły wziąć udział w zawodach.
– Na pewno bym się bardziej cieszyła i na pewno sprawiłoby mi to większą radość, gdybym faktycznie mogła brać udział w tych zawodach. Mam na myśli to, że mogłabym podjąć walkę z dziewczynami i jakoś pomóc tej drużynie. Natomiast nie udało się, ale też wiem, że to nie są moje zawody i mam nadzieję, że jutro w swojej konkurencji pokażę się z lepszej strony na skoczni – przyznała Kil, którą w niedzielę czeka jeszcze rywalizacja indywidualna kobiet w kombinacji norweskiej: bieg na 5 kilometrów metodą Gundersena i skok na normalnym obiekcie.
– Dziewczyny przyjęły mnie bardzo dobrze. Cieszę się, że jakby mogłam z nimi rywalizować, sprawdzić się trochę w tych skokach, o ile mogę w ogóle tak powiedzieć – dodała zawodniczka. Pozostałe Polki były jej wdzięczne, że umożliwiła im start w drużynówce. – Fajnie, że mogłyśmy wystartować, ale niestety te skoki nie są takie fajne, żeby wszystko cieszyło – wskazała Pola Bełtowska.
Tak Polka oceniła 11. miejsce w drużynówce w Trondheim. Wystarczyły jej trzy słowa
Brutalnie występ Polek podsumowują słowa Nicole Konderli. Została zapytana o pozytywy z tego dnia i czy takim nie jest choćby fakt, że w ogóle wzięły udział w konkursie. – Nie wiem, nie ma pozytywów za wiele moim zdaniem – stwierdziła. Te trzy słowa – “nie ma pozytywów” – wystarczyły idealnie, żeby opisać to, co wydarzyło się w Trondheim.
W nieco lepszym nastroju była liderka polskiej kadry Anna Twardosz. Ona w dobrym stylu prezentowała się w trakcie całej przygody Polek z normalnym obiektem w Trondheim – przede wszystkim była 29. w konkursie indywidualnym. Sama narobiła sobie nadziei i oczekiwań na lepsze skoki, ale nim niestety nie sprostała. – Można było fajnie poskakać. Mam z tej skoczni teraz miłe wspomnienia, to były dobre skoki. Nie wszystkie, ale oddawałam takie i bardzo się cieszę – opisała skoczkini.
Tak Polka oceniła 11. miejsce w drużynówce w Trondheim. Wystarczyły jej trzy słowa
Brutalnie występ Polek podsumowują słowa Nicole Konderli. Została zapytana o pozytywy z tego dnia i czy takim nie jest choćby fakt, że w ogóle wzięły udział w konkursie. – Nie wiem, nie ma pozytywów za wiele moim zdaniem – stwierdziła. Te trzy słowa – “nie ma pozytywów” – wystarczyły idealnie, żeby opisać to, co wydarzyło się w Trondheim.
W nieco lepszym nastroju była liderka polskiej kadry Anna Twardosz. Ona w dobrym stylu prezentowała się w trakcie całej przygody Polek z normalnym obiektem w Trondheim – przede wszystkim była 29. w konkursie indywidualnym. Sama narobiła sobie nadziei i oczekiwań na lepsze skoki, ale nim niestety nie sprostała. – Można było fajnie poskakać. Mam z tej skoczni teraz miłe wspomnienia, to były dobre skoki. Nie wszystkie, ale oddawałam takie i bardzo się cieszę – opisała skoczkini.