Kamil Stoch przerwał milczenie. Odniósł się do braku powołania na mistrzostwa świata
Kamil Stoch nie pojechał na mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym do Trondheim. Odkąd Thomas Thurnbichler wraz ze sztabem podjął tę trudną decyzję, nasz wielki mistrz nie zabierał głosu. Teraz jednak, kiedy wraca do rywalizacji w Pucharze Świata, opowiedział w rozmowie z Interia Sport o tym, co czuł, kiedy Austriak uznał, że nie zabierze 37-latka na…
Kamil Stoch nie pojechał na mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym do Trondheim. Odkąd Thomas Thurnbichler wraz ze sztabem podjął tę trudną decyzję, nasz wielki mistrz nie zabierał głosu. Teraz jednak, kiedy wraca do rywalizacji w Pucharze Świata, opowiedział w rozmowie z Interia Sport o tym, co czuł, kiedy Austriak uznał, że nie zabierze 37-latka na czempionat. – Ktoś musiał zostać w domu. I padło na mnie – powiedział Stoch.
Wszystko to, co działo się na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Trondheim, zostało przyćmione przez aferę z norweskimi kombinezonami. Kamil Stoch, który nie występował w czempionacie, nie chce jednak zbierać głosu na ten temat.Jest za to pełen podziwu dla Domena Prevca, który został mistrzem świata na dużej skoczni. – Z pół godziny mi zeszło, zanim pozbierałem szczękę z podłogi po jego wyczynach – przyznał Stoch w rozmowie z Interia Sport.
37-latek, który jest legendą tego sportu, już wskazał swój najbliższy główny cel.
Afera w skokach. “Nie przyćmiła mi tego, co zrobił Domen”Tomasz Kalemba, Interia Sport: Mistrzostwa świata dostarczyły wielu emocji. Szkoda, że finał był tak smutny i wielki sukces Domena Prevca został przyćmiony przez to, co zrobili Norwegowie, którzy oficjalnie przyznali się do tego, że oszukiwali.Kamil Stoch: – Emocji rzeczywiście było mnóstwo. I tych sportowych, i tych pozasportowych. Nie było mnie na miejscu, więc nie chcę się wypowiadać na temat Norwegów. Nie znam sprawy na tyle dobrze, by zabierać w niej głos. Mnie akurat to, co się stało w sobotę, absolutnie nie przyćmiło tego, co zrobił Domen Prevc. Z pół godziny mi zeszło, zanim pozbierałem szczękę z podłogi po jego wyczynach. Przegranym absolutnie się nie poczułem, ale – owszem – poczułem żal. Każdy na moim miejscu poczułby to samo. Ktoś musiał zostać w domu i padło na mnie. Zaakceptowałem to i tyle. Sezon trwa jednak dalej. W środę wyjeżdżam na zawody. To, co mogło się wydarzyć, jest już historią. Nie ma co do tego wracać, bo już nigdy tego nie zmienimy. W tym momencie wolę się skupić na tym, co jest przede mną. A teraz otwierają się kolejne możliwości dla mnie, które chciałbym wykorzystać~ Kamil Stoch dla Interia SportDomen Prevc w Trondheim skakał rzeczywiście znakomicie, choć w całym tym sezonie różnie z tym było. W pierwszej części sezonu niemal nie istniał. Pokazał, że Prevcowie mają skoki w genach.- Zdecydowanie. Domen potrafił pokazywać w różnych sezonach bardzo dobre skoki. Miał jeden taki sezon (2016/2017 – przyp. TK), kiedy do połowy nikt nie był mu w stanie podskoczyć. Tego, co jest w naszym ciele – jak widać – się nie zapomina. Po drodze po prostu człowiek się jednak trochę gubi i trudno mu wówczas pokazać ten potencjał, jakim dysponuje. Jeśli potrafisz oddawać znakomite skoki, to jest z tym, jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina. Nikt ci tego nie zabierze. Po drodze jednak dzieje się wiele różnych rzeczy, które cię blokują.
Nawiązujesz trochę do siebie?- A dlaczego nie.Wracasz do rywalizacji w Pucharze Świata i – jak słyszę w głosie – cały czas wierzysz w to, że wciąż możesz pokazać swoje dobre skoki. Zresztą mówisz o tym od wielu miesięcy. Wciąż jednak nie możesz przełożyć tego na zawody. Masz jednak ogromne doświadczenie, które rozumiem, podpowiada ci, że jeszcze może być pięknie?- Jest jakaś granica wieku, którą jeśli przekroczysz, to nie będziesz w stanie zrobić fizycznie wielu rzeczy. Dopóki jednak czujesz się fizycznie dobre, jak ja teraz, to znaczy, że blokada leży gdzie indziej. Najpewniej w głowie. Tutaj trzeba zatem szukać klucza, by otworzyć sobie drogę do dobrych skoków.
Kamil Stoch: nie poczułem się przegrany, ale poczułem żalPoczułeś się przegranym tego sezonu, kiedy nie otrzymałeś nominacji na mistrzostwa świata? A może poczułeś żal?- Przegranym absolutnie się nie poczułem, ale – owszem – poczułem żal. Każdy na moim miejscu poczułby to samo. Ktoś musiał zostać w domu i padło na mnie. Zaakceptowałem to i tyle. Sezon trwa jednak dalej. W środę wyjeżdżam na zawody i w mojej głowie jest to, żeby oddawać przynajmniej takie skoki, jakie oddawałem w ubiegłym tygodniu na obozie.
Nie wiem, czy akurat musiałeś zostać w domu, bo przecież w Trondheim mogliście jechać w sześciu i tam walczyć o miejsce w składzie. – To, co mogło się wydarzyć, jest już historią. Nie ma co do tego wracać, bo już nigdy tego nie zmienimy. W tym momencie wolę się skupić na tym, co jest przede mną. A teraz otwierają się kolejne możliwości dla mnie, które chciałbym wykorzystać. Przede wszystkim chcę wykonać dobrą robotę. Jak zatem spędziłeś ten czas przed mistrzostwami świata i w czasie, gdy trwały?- Zaraz przed mistrzostwami świata skakałem w Pucharze Świata w Sapporo i tam chciałem, by było trochę lepiej. Nie poszły te zawody tak, jak planowałem. Popełniłem trochę błędów, ale to był najlepszy weekend tego sezonu dla mnie (22. i 16. miejsce – przyp TK). I to był promyk nadziei. Wlało się we mnie trochę optymizmu po tych zawodach i takiej dobrej energii. Teraz chciałbym to kontynuować. O tym, że nie jadę na mistrzostwa świata, dowiedziałem się jeszcze w drodze do domu z Sapporo. Wtedy razem z trenerem Michalem Doleżalem przygotowaliśmy plan na te najbliższe tygodnie. Chciałem jak najlepiej przygotować się do konkursów Pucharu Świata po mistrzostwach. Mieliśmy zatem jedno zgrupowanie w Wiśle, i jedno w Planicy. Jechałem po prostu normalnym cyklem do kolejnego startu.
Liczysz zatem na to, że uda się wyciągnąć coś więcej z twoich skoków w kolejnych konkursach Pucharu Świata?- Nie liczę na to, że to się uda. Jadę po prostu na najbliższe zawody z pewnymi założeniami technicznymi. Będę chciał wykonać swoją pracę najlepiej, jak potrafię. Wiem, że ten dobry skok jest we mnie. Teraz trzeba tylko zrobić w zawodach. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.Uda się już w najbliższych konkursach odblokować głowę, która – jak przyznałeś – jest kluczem?- Nie wiem, jak będzie pod tym względem. Tego nie przewidzę. Mogę obiecać wiele rzeczy, ale to jest domena polityków. Ja jestem sportowcem, więc wolę się skupić na działaniu. Naprawdę bardzo solidnie przepracowałem ostatnie tygodnie. Wiele rzeczy też przeanalizowałem. Razem z trenerem doszliśmy do pewnego schematu, jaki trzeba wykonać na skoczni, by skok wyglądał tak, jak chcemy. I to trenowaliśmy przez ostatnie tygodnie. Cały czas przygotowuję też głowę do tego wszystkiego. To ciągle trwa. To jest proces, który się odbywa. Przez długi czas coś się we mnie blokowało i tę blokadę sam wzmacniałem. Teraz potrzebuję trochę czasu, żeby coś we mnie puściło, żebym na nowo poczuł się pewnie i swobodnie w działaniu. Być może to się wydarzy już w najbliższych dniach, a może za kilka tygodni lub miesięcy. Cały czas jednak podtrzymuję to, że stać mnie na skoki na najwyższym światowym poziomie. I do tego dążę.
Wiele osób zastanawiało się po tym, jak nie znalazłeś się w składzie na mistrzostwa świata, co dalej? Czy Planica, jeśli tam pojedziesz, będzie dla ciebie końcem kariery, choć chyba zapowiadałeś, że projekt, który rozpocząłeś przed tym sezonem, ma trwać dwa lata?- Dokładnie nie sprecyzowałem tego, jak długo ten projekt będzie trwał. On jest przewidziany na ostatni etap mojej kariery. A ile ona potrwa? W planach mam start w zimowych igrzyskach olimpijskich. Teraz to jest mój główny cel. A co będzie potem? Zobaczymy.Na igrzyska pojedzie prawdopodobnie tylko trzech naszych skoczków. Będzie jeszcze trudniej o kwalifikację do reprezentacji.- Mnie nie chodzi o to, by się na igrzyska zakwalifikować, ale o to, by tam być w najlepszej możliwej dyspozycji, bym mógł walczyć o najwyższe cele.Rozmawiał – Tomasz Kalemba, Interia Sport