Katastrofa polskich skoczków. Koniec tajemnic. Oto cała prawda o kadrze
Thomas Thurnbichler powoli traci kontrolę nad tym, co się dzieje z polskimi skoczkami. Nic dziwnego, w końcu jego zawodnicy mu nie ufają. Na porażkę kadry, którą obserwujemy od półtora roku, składa się wiele czynników. Jednak to, że Austriak nie potrafi reagować na wiele sytuacji w odpowiedni sposób, jest jednym z najważniejszych. Po pierwszej części Turnieju…
Thomas Thurnbichler powoli traci kontrolę nad tym, co się dzieje z polskimi skoczkami. Nic dziwnego, w końcu jego zawodnicy mu nie ufają. Na porażkę kadry, którą obserwujemy od półtora roku, składa się wiele czynników. Jednak to, że Austriak nie potrafi reagować na wiele sytuacji w odpowiedni sposób, jest jednym z najważniejszych.
Po pierwszej części Turnieju Czterech Skoczni Polacy są tłem dla rywalizacji o Złotego Orła. Jesteśmy w trakcie kolejnej zimy, podczas której wyniki są rozczarowujące i nie potrafią zaspokoić oczekiwań. Tak było już w trzech z czterech ostatnich sezonów i coraz trudniej być przekonanym, że to na pewno się zmieni. Jednak w kraju, który uważa się za potęgę świata skoków, zawsze chciałoby się mieć zawodników w czołówce. I choć nie da się w niej utrzymywać bez końca, to trzeba przyznać, że obecny kryzys trwa za długo. I są przesłanki, żeby myśleć, że wcale nie musiało tak być.
Thurnbichler jakby nie widział, co robią zawodnicy. Ma tylko jednego “swojego” skoczka
Kolejne wypowiedzi zawodników podczas Turnieju Czterech Skoczni sprawiają, że w kontekście polskiej kadry wraca temat tego, czy skoczkowie ufają swojemu trenerowi. Słychać to już nie tylko starszyzny kadry jak rok temu – w wywiadach pojawia się coraz więcej uwag, zwłaszcza o tym, w jaki sposób pracuje się nad usprawnianiem elementów, gdy te już zaczną nieźle działać. – Jak skok jest dobry, to kontynuujmy, zamiast mówić: “Ale zrób to inaczej” – mówił Eurosportowi Aleksander Zniszczoł. I choć w jego wypowiedzi tak naprawdę nie było wiele kontrowersji, po prostu zauważenie, jak coś funkcjonuje, to podobno i tak dostało mu się za nią od sztabu.
Słowa o tym, że to, ile trenerzy chcą zmieniać w skokach Polaków, przeszkadza im w skupieniu się na najważniejszych elementach na skoczni, słyszymy już od zeszłej zimy. Teraz pojawia się ich więcej i więcej, z różnych stron. W dodatku Polacy nie są przekonani do swojego sprzętu, uważają go za słaby i widzą, że sztab nie ma pomysłu na to, jak poradzić sobie z tym problemem. To wszystko stawia pod znakiem zapytania ich przekonanie do obecnego kształtu współpracy z Thomasem Thurnbichlerem i układu w kadrze.
A Thurnbichler jakby tego nie widział. Akceptuje to i mówi swoje: od kilku miesięcy powtarza w kółko, że stara się przekazywać jak najprostsze komunikaty. Tylko że jeśli takie uwagi pojawiają się bez przerwy i to od różnych zawodników, to przestaje wyglądać tak, jakby Thurnbichler umiał zapanować nad tym problemem. Nie potrafi nawet w odpowiednio mocny sposób odpowiedzieć swoim zawodnikom, pokazać, że jest przekonany o tym, że to on myśli słusznie. To jeden z wielu słabych punktów trenera Polaków.
Obecnie Thomas Thurnbichler ma w kadrze w zasadzie jednego “swojego” skoczka. To Paweł Wąsek, którego wprowadził na stałe do Pucharu Świata i pomógł osiągnąć najlepsze wyniki w karierze. I on powoli się rozwija. To jeden z sukcesów Austriaka od początku jego pobytu w Polsce. Czego nie można powiedzieć o pozostałej części kadry.
Maciusiak wrócił dla Zniszczoła. To on pomógł mu osiągnąć największe sukcesy zeszłej zimy
Wiosną Thurnbichler sprowadził do swojego zespołu nowego asystenta Macieja Maciusiaka, który wcześniej był trenerem kadry B. Gdy w 2022 i 2023 roku musieli współpracować, nie mógł się porozumieć z Austriakiem, ale nagle sytuacja miała się magicznie zmienić: trener przekonywał, że wszystko sobie wyjaśnili i potrafią współpracować. Wygląda to dziwnie, ale powiedzmy, że kupimy te wyjaśnienia, bo w trakcie sezonu nie widać pomiędzy nimi dużo złej krwi. Warto się jednak zastanowić, czemu właściwie Thurnbichler chciał u siebie Maciusiaka i Grzegorza Sobczyka, który ostatecznie nie został trenerem kadry B.
Wtedy, gdy dokonywały się zmiany i kształtowano sztaby, dziwne wydawało się, że skoro po pierwszym sezonie Thurnbichler w roli usprawnienia kadr w Polsce widzial zagranicznego trenera – Czecha Davida Jiroutka – to znów może pójść w tym kierunku. Tymczasem Thurnbichler świadomy tego, że zaufania pewnych zawodników sobie nie kupi, chciał, żeby przyszli tu szkoleniowcy, którzy dobrze ich znają i którym będzie o to o wiele łatwiej. Krótko mówiąc: chciał zaspokoić ich potrzebę pracy z kimś, z kim układa im się współpraca, jednocześnie utrzymując posadę.
Maciusiak do kadry A trafił głównie jako wsparcie dla Aleksandra Zniszczoła. Bo to z jego planów treningowych i konsultacji skoczek korzystał w zeszłym sezonie, gdy pierwszy raz stawał na podium Pucharu Świata i wreszcie potrafił się przebić do czołówki zawodów. Oczywiście, Thurnbichler odgrywał rolę w jego przygotowaniu do zawodów, czy codziennej pracy. Ale jego relacja ze Zniszczołem popsuła się w samej końcówce 2022 roku, gdy nie powołał go do składu na Turniej Czterech Skoczni, choć mu to obiecał i mówił, że może się tą kwestią nie przejmować w trakcie grudniowych mistrzostw Polski. Po nich Zniszczoł dowiedział się, że na TCS jednak nie pojedzie. Od tamtego momentu już się z Thurnbichlerem w pełni dobrze nie rozumie.
Dlatego do zespołu Austriaka od kolejnej zimy musiał trafić Maciusiak. I musiał z niego odejść Wojciech Topór, kolejna osoba, z którą Zniszczoł nie złapał nici porozumienia. Ówczesnego asystenta Thurnbichlera przerzucono go do kadry B, gdy nie trafił do niej Sobczyk. On z kolei mógłby przejąć polskie zaplecze i jednocześnie być trenerem koordynującym pracę skoczkow na Podhalu – w tej rooli wspierającym też tych najstarszych, z którymi znał się z pracy jako asystent Stefana Horngachera i Michala Doleżala. A powrót Maciusiaka satysfakcjonował też wielu innych zawodników, którzy z nim pracowali i których potrafił wcześniej odbudować. Wszyscy uszczęśliwieni, tylko ten Thurnbichler bez większego wpływu na to, co się dzieje, prawda?
W tym wszystkim brakuje jeszcze jednego Polaka, który w tym sezonie potrafił skakać nieźle – Jakub Wolnego. Z jego wypowiedzi wynika, że idzie w tym samym kierunku, co sugerowany przez Thurnbichlera, ale to, co wykonał w tym sezonie – powrót do punktowania w Pucharze Świata i najwyższe pozycje w cyklu od pięciu lat – nie wydają się jego zasługą. Przecież Wolny nie zaczynał przygotowań do sezonu w kadrze A, a dopiero został do niej włączony po kilku miesiącach. Za zbudowanie jego bazy odpowiadał zatem kto inny. Decyzja o jego powrocie do głównej kadry też musiała mieć już swoje podłoże w postaci lepszych skoków, więc one pojawiły sie wcześniej. Wolnemu Thurnbichler nie okazał na tyle dużo zaufania wiosną, żeby wcielić go do swojego zespołu od początku. Pewnie chodziło o pokłosie sytuacji z zeszłego sezonu, gdy Wolny “zwolnił” trenera kadry B Davida Jiroutka. Długofalowym skutkiem jego mocnych wypowiedzi na temat Czecha było pożegnanie się z nim wiosną przez związek. A to był transfer Thomasa Thurnbichlera, do samego końca broniony przez Austriaka. I jego nastawienie do Wolnego jeszcze można zrozumieć. Ale Thurnbichler obdarzył swoim zaufaniem Tomasza Pilcha, Jana Habdasa i Kacpra Juroszka. I gdzie teraz są oni, niepotrafiący sobie radzić nawet na poziomie Pucharu Kontynentalnego, a gdzie Wolny?
Kubacki zarzucił Thurnbichlerowi, że to nie dzięki niemu osiągnął ogromne sukcesy
Tajemnicą nie jest już fakt, że zrozumienia z Thurnbichlerem nie potrafi złapać Dawid Kubacki. Sprawa dotyczy przede wszystkim strategii jeżdżenia na zawody, którą Polak ma zupełnie inną niż jego trener. Uważa, że lepiej startować w zawodach niż wycofywać się z Pucharu Świata. Zeszłej zimy sam potrafił przekonać Thurnbichlera do swojej wersji. Teraz jest już stawiany przed podjętymi decyzjami sztabu, czy się z nimi zgadza czy nie. To dobrze, ale i tak nieporozumień w tej kwestii było już co najmniej o kilka za dużo. Choćby ostatnia dotycząca narracji ws. decyzji o wycofaniu zawodnika z zawodów PŚ w Engelbergu.