Koniec bajki Szczęsnego w Barcelonie. Jedno jest już pewne
“Wrócimy tu w przyszłym sezonie” – zapowiedział Hansi Flick chwilę po tym, jak Barcelona odpadła z Ligi Mistrzów. Ale czy wróci z Wojciechem Szczęsnym między słupkami? Czy to była tylko pierwsza szansa, czy może jedyna i niepowtarzalna? Sezon jak z bajki właśnie zyskał dramatyczny wątek. Na opis tego dwumeczu brakuje słów, więc przemówią liczby. Wynik…
“Wrócimy tu w przyszłym sezonie” – zapowiedział Hansi Flick chwilę po tym, jak Barcelona odpadła z Ligi Mistrzów. Ale czy wróci z Wojciechem Szczęsnym między słupkami? Czy to była tylko pierwsza szansa, czy może jedyna i niepowtarzalna? Sezon jak z bajki właśnie zyskał dramatyczny wątek.
Na opis tego dwumeczu brakuje słów, więc przemówią liczby. Wynik układał się następująco: 0:1, 0:2, 1:2, 2:2, 2:3, 3:3, 3:4, 3:5, 4:5, 5:5, 6:5, 6:6, 6:7. Szaleństwo. Absolutne, nieopisane szaleństwo. Wymiana ciosów zakończyła się dopiero w dogrywce drugiego spotkania. Gdy Inter zadał ostatni cios, kamery uchwyciły trybuny – część kibiców płakała ze szczęścia, inni z rozpaczy. Jedni klękali z euforii, drudzy z bezsilności. Jedni chwytali się za głowy, drudzy śmiali się przez łzy. Emocje sięgały zenitu. Wśród tłumu wyróżniał się jeden kibic. Stał nieruchomo, z nieobecnym wzrokiem wbitym w murawę. Nad głową trzymał karton z napisem: “GRAZIE”. I rzeczywiście – podziękowania należały się obu drużynom. To był dwumecz epicki. Brutalny i piękny zarazem.
Z jednej strony precyzyjny, niemal maszynowy Inter. Z drugiej – Barcelona, natchniona i ciągnięta przez zjawiskowego Lamine Yamala. Wydarzenia tak niesamowite, że w filmie uznano by je za przesadzone, tu były esencją futbolu – nieprawdopodobne zwroty akcji, kilka równoległych historii, bohaterowie oczywiści i ci zupełnie niespodziewani. Jak 37-letni Francesco Acerbi, który na ostatnie sekundy gry pojawił się w polu karnym Barcelony i wyrównał wynik, doprowadzając do dogrywki. To był jego moment – po latach walki z alkoholizmem, żałobie po śmierci ojca i chorobie nowotworowej.
Granica między zwycięstwem a porażką była niemal niewidoczna. Barcelona prowadziła zaledwie przez sześć minut, ale od finału dzieliło ją zaledwie kilkadziesiąt sekund. W 92. minucie wygrywała 3:2, a gdyby Yamal zamiast strzelać, przytrzymał piłkę przy linii bocznej, dogrywka mogła w ogóle się nie wydarzyć. Ale znów dała o sobie znać cecha, która już tyle razy oczarowała kibiców – młodzieńcza brawura, nieustępliwość, pęd do przodu bez kalkulacji. Yamal trafił jednak w słupek. Inter odpowiedział i nie zmarnował swojej szansy. Finał był jego.
“Grazie” – ukłon w stronę zwycięzców. Chwała pokonanym. Barcelona ma czas. Szczęsny go nie ma. Czy to była jego jedyna okazja?
W tej historii były też polskie wątki – Szymon Marciniak jako sędzia, Piotr Zieliński i Robert Lewandowski wchodzący z ławki na ostatnie minuty, a przede wszystkim Wojciech Szczęsny – bramkarz Barcelony. Po meczu Zieliński pocieszał kolegów, a Szczęsny, mimo kontrowersyjnych decyzji sędziego, odmówił szukania wymówek. W rozmowie z Canal+ mówił z dumą o młodszych kolegach, dla których to był dopiero pierwszy półfinał Ligi Mistrzów:
– Dla nich to dopiero początek. Dziś przegrali, wszyscy czujemy żal, ale jestem przekonany, że ten puchar jeszcze nie raz trafi w ich ręce. Świat się nie kończy – mówił spokojnie.
A co z nim? Jego historia przecież nierozerwalnie splata się z historią tego sezonu Barcelony. Latem był na emeryturze, planował spędzać czas z rodziną i uczyć syna gry w golfa. Tymczasem nagle wylądował w jednym z największych klubów świata, zdobył dwa trofea, a do wtorku był o krok od zdobycia kolejnych dwóch. Poczwórna korona już nieosiągalna, ale triumf we wszystkich krajowych rozgrywkach wciąż możliwy. A to w Hiszpanii – gdzie o puchary bijesz się z Realem – nie jest byle czym.
I to właśnie Real typowano na faworyta. Klub, który w końcu sprowadził Kyliana Mbappe, który miał gotowy projekt, tego samego trenera, stabilność i wyremontowany stadion. Barcelona była odwrotnością – z nowym trenerem, stadionem w remoncie, zawirowaniami kadrowymi i młodymi, często niedoświadczonymi zawodnikami. A mimo to, to jej kibice przez długi czas żyli nadzieją na sezon życia. Rozczarowanie przyszło dopiero w maju.
Ale jest różnica między Szczęsnym a klubem. Barcelona ma przyszłość. On – niekoniecznie. Nawet jeśli podpisze nowy kontrakt, to czy Flick postawi na niego jako podstawowego bramkarza? Czy będzie dzielił rozgrywki między niego a wracającego do zdrowia ter Stegena? Czy Wojtek dostanie Ligę Mistrzów? A nawet jeśli – czy ta historia będzie równie piękna? Bez opowieści o niespodziewanym powrocie z emerytury, odrdzewieniu, spóźnieniu Iñakiego Peñi, o szybkiej nauce gry wysoko ustawioną linią obrony, o roli talizmanu i ulubieńca kibiców. Bez bajkowego szlifu.
Wojciech Szczęsny zdobywał już trofea krajowe. To Liga Mistrzów była jego marzeniem.
To o niej marzył najbardziej. Mistrzostwo Włoch zdobywał trzykrotnie, miał też puchary Anglii i Włoch. Ale Liga Mistrzów zawsze mu umykała. Tak jak teraz. W dodatku po dwumeczu, który trudno zaliczyć do jego najlepszych. Wpuścił siedem bramek, choć przy większości nie miał nic do powiedzenia – taki był poziom rywalizacji. Po drugiej stronie był bowiem bohater – Yann Sommer. Bramkarz Interu dokonywał cudów. Według statystyk uratował swojej drużynie w rewanżu aż 1,44 gola (xGOT). Obronił m.in. piekielnie mocne uderzenie Erica Garcii i wyciągnął się do perfekcyjnego niemal strzału Yamala.
To on – Sommer – był postacią z bajki. Szczęsny był tym razem tylko pięknym rozdziałem w niesamowitej książce o Barcelonie 2024/25. Rozdziałem, który może się już nie powtórzyć.