Magdalena Fręch pokonała mistrzynię olimpijską po 192 minutach gry. Thriller w Stuttgarcie
Magdalena Fręch po heroicznej walce melduje się w drugiej rundzie turnieju WTA 500 w Stuttgarcie! Polka pokonała Sarę Errani po ponad trzygodzinnej batalii Środa na turnieju WTA 500 w Stuttgarcie upłynęła pod znakiem ogromnych emocji z udziałem polskich tenisistek. Zanim na kort wyszła liderka światowego rankingu Iga Świątek, swoje spotkanie rozegrała inna reprezentantka naszego kraju…
Magdalena Fręch po heroicznej walce melduje się w drugiej rundzie turnieju WTA 500 w Stuttgarcie! Polka pokonała Sarę Errani po ponad trzygodzinnej batalii
Środa na turnieju WTA 500 w Stuttgarcie upłynęła pod znakiem ogromnych emocji z udziałem polskich tenisistek. Zanim na kort wyszła liderka światowego rankingu Iga Świątek, swoje spotkanie rozegrała inna reprezentantka naszego kraju – Magdalena Fręch. Łodzianka po raz pierwszy od blisko miesiąca wróciła do rywalizacji w głównym cyklu WTA i od razu została rzucona na głęboką wodę – jej przeciwniczką była niezwykle doświadczona Włoszka, Sara Errani.
Dla Fręch był to powrót na światowe korty po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją. Po występie w Miami, gdzie 20 marca odpadła już w pierwszej rundzie po porażce z Eleną-Gabrielą Ruse, Polka zmagała się z urazem prawego nadgarstka. Problem zdrowotny okazał się na tyle poważny, że zawodniczka musiała wycofać się zarówno z turnieju w Charleston, jak i z reprezentacyjnych występów w ramach Billie Jean King Cup w Radomiu. Przez kilka tygodni przechodziła rekonwalescencję, której efekty – jak się okazało – były wystarczające, by wrócić na kort w Stuttgarcie.
Turniej w Niemczech rozpoczął się dla Fręch nieco nietypowo. Wskutek swojej wysokiej – 28. – pozycji w rankingu WTA, łodzianka automatycznie znalazła się w głównej drabince turniejowej. W niedzielnym losowaniu trafiła na Rebeccę Sramkovą, jednak Słowaczka dzień później wycofała się z rywalizacji z powodu urazu łokcia. Tym samym Polka nieoczekiwanie trafiła na tzw. “lucky loserkę”, którą została Włoszka Sara Errani – przegrana w ostatniej rundzie eliminacji z Weroniką Kudiermietową, ale dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności dopuszczona do udziału w turnieju głównym.
Wydawało się, że będzie to idealna okazja dla Magdaleny Fręch, by przerwać niepokojącą serię pięciu porażek z rzędu i wreszcie odnieść zwycięstwo w cyklu WTA – pierwsze od lutowego turnieju w Austin. Choć Errani to utytułowana zawodniczka, olimpijska mistrzyni z Paryża w grze podwójnej i finalistka Roland Garros z 2012 roku, to obecnie znajduje się dopiero na 152. miejscu w rankingu – o 124 lokaty niżej niż Polka. Co więcej, był to jej pierwszy mecz w głównej drabince turnieju singlowego w tym sezonie. Wszystko wskazywało więc na to, że faworytką spotkania będzie zawodniczka z Łodzi.
Świetny początek i dramatyczny przebieg pierwszego seta
Fręch rozpoczęła spotkanie z dużą pewnością siebie, wygrywając swoje pierwsze podanie do zera. Początkowo wykorzystywała niepewność Włoszki, która popełniała sporo drobnych, acz kosztownych błędów. Polka grała agresywnie, konsekwentnie punktując przeciwniczkę i w pewnym momencie miała szansę na przełamanie przy stanie 3:0. Niestety, kilka niewymuszonych błędów sprawiło, że Errani zdobyła pierwszego gema. Od tej pory obraz gry uległ zmianie – Włoszka podniosła poziom, a Fręch musiała walczyć o każdy punkt. Choć udało się jej wyjść na prowadzenie 5:2, to przy serwisie na zakończenie seta zaczęły się kłopoty. Errani odrobiła stratę przełamania i wyrównała stan na 5:5. Gdy wydawało się, że dojdzie do tie-breaka, Fręch utrzymała podanie, a przy 6:5 miała kilka szans na zakończenie seta. W końcu, po długiej wymianie i błędzie Errani, to Polka zakończyła pierwszą partię zwycięstwem 7:5.
Problemy zdrowotne i powrót Włoszki – drugi set dla Errani
Początek drugiej partii był zgoła odmienny. Tym razem to Errani dyktowała warunki na korcie, szybko uzyskując przewagę. W piątym gemie przełamała Polkę po raz drugi i wyszła na prowadzenie 5:1. Wydawało się, że losy tego seta są przesądzone, ale Fręch pokazała hart ducha – obroniła setbola, przełamała rywalkę i zmniejszyła straty. Zdołała doprowadzić do stanu 5:4, ale Włoszka w decydującym momencie zachowała zimną krew i wygrała swój serwis do 15, doprowadzając do trzeciej partii. Po zakończeniu seta Fręch poprosiła o przerwę medyczną – fizjoterapeuta interweniował przy prawej nodze zawodniczki.
Decydujący set i wielki powrót Fręch w tie-breaku
Trzeci set rozpoczął się obiecująco – Polka wygrała swój gem serwisowy do zera. Niestety, w trzecim gemie popełniła prosty błąd, który kosztował ją przełamanie. Choć miała szanse, by natychmiast odrobić stratę (dwa break pointy), Errani zdołała się wybronić. Co więcej, przy stanie 3:1 Włoszka ponownie wyszła obronną ręką z trudnej sytuacji, choć Fręch prowadziła 40:15.
Kluczowy moment nastąpił w ósmym gemie. Polka ponownie miała break pointa i tym razem wykorzystała go perfekcyjnie – trafiając w samą linię. Chwilę później utrzymała serwis i wyszła na prowadzenie 5:4. Włoszka doprowadziła do wyrównania, a w jedenastym gemie miała aż trzy szanse na przełamanie przy serwisie Fręch. Polka znów pokazała charakter, broniąc wszystkie break pointy, choć ostatecznie gema przegrała. W decydującym momencie jednak znów wróciła do gry – przełamała Włoszkę do zera i doprowadziła do tie-breaka.
Decydująca rozgrywka dostarczyła niesamowitych emocji. Choć Fręch przegrywała już 2:5, nie poddała się. Zagrała agresywnie, skutecznie i z zimną krwią – wygrała pięć kolejnych punktów i cały mecz po 192 minutach heroicznej walki. Wynik końcowy brzmiał: 7:5, 4:6, 7:6(5).
Kolejna przeszkoda – Jessica Pegula
Po tym pełnym zwrotów akcji spotkaniu Magdalena Fręch melduje się w drugiej rundzie prestiżowego turnieju w Stuttgarcie, gdzie zmierzy się z rozstawioną z numerem trzecim Jessicą Pegulą. Amerykanka to obecnie jedna z czołowych zawodniczek światowego tenisa, dlatego przed Polką kolejne niełatwe zadanie. Po takim zwycięstwie, pełnym dramaturgii i pokazie siły mentalnej, możemy jednak mieć nadzieję, że Fręch ponownie nas zaskoczy – tym razem jeszcze większym sukcesem.