Medalista mundialu bezwzględnie krytykuje kadrę. „Obrona jak u trampkarzy”
Andrzej Klemba, Interia: Mirosław Bulzacki był jednym z bohaterów meczu na Wembley. We wtorek 51. rocznica tego wydarzenia, a do tego premiera książki “Nie tylko obrońca” poświęcona temu piłkarzowi. Pan mógł go podpatrywać w ŁKS. Marek Dziuba: Tak było, jestem kilka lat od niego młodszy. Kiedy włączyli mnie do pierwszej drużyny, miałem przyjemność trenowania nie…
Andrzej Klemba, Interia: Mirosław Bulzacki był jednym z bohaterów meczu na Wembley. We wtorek 51. rocznica tego wydarzenia, a do tego premiera książki “Nie tylko obrońca” poświęcona temu piłkarzowi. Pan mógł go podpatrywać w ŁKS.
Marek Dziuba: Tak było, jestem kilka lat od niego młodszy. Kiedy włączyli mnie do pierwszej drużyny, miałem przyjemność trenowania nie tylko z Mirkiem, ale było też kilku innych zawodników powoływanych do reprezentacji. Na pewno ta nauka nie poszła w las. Wręcz przeciwnie, pozwoliła mi wnieść się na wyżyny. Rozpocząłem karierę w pierwszej lidze w 1973 roku, gdy Mirek był już pełnoprawnym zawodnikiem.
Bulzacki, wówczas pański klubowy kolega zagrał w tym słynnym spotkaniu.
– Oglądałem go w telewizji, jak zresztą chyba wszyscy kibice w Polsce. Wielka satysfakcja, że tych, którzy nas lekceważyli i mieli głęboko w tyle, nasi reprezentanci pokarali.
Zapytam pana jako obrońcę o obecną kadrę. W każdym z ostatnich dziewięciu spotkań reprezentacja Polski straciła gola.
– Wzorując się na humorze Grześka Laty, powiedziałbym: wymieńcie tę obronę na tę, która była w mistrzostwach świata w 1974 czy 1982 roku. Na pewno tyle bramek byśmy nie tracili. Naszym reprezentantom nie przystoją takie kardynalne błędy, które popełniali w meczach z Chorwacją, czy z Portugalią. Ci zawodnicy są w naprawdę dobrych klubach, a popełniają trampkarskie błędy. A potem ciężko gonić wynik i wygrywać. Choć i tak, mecz z Chorwacją dał iskierkę nadziei, że będzie lepiej. I serdecznie jako starszy kolega życzę, żeby tak było. Obyśmy doczekali i mogli się jeszcze cieszyć z takich sukcesów, jakie osiągnęły reprezentacje w 1974 roku i osiem lat później.
Minął rok pracy trenera Michała Probierza. Szkoleniowiec mocno eksperymentuje, a jego niektóre powołania zaskakują.
– Każdy trener ma pomysł na kadrę. I Probierz na pewno chce, żeby ta reprezentacja grała dobrze. Miejmy nadzieję, że te rotacje doprowadza do momentu, że będzie skład 25-30 sprawdzonych zawodników. Wrócę do sukcesów reprezentacji z XX wieku. Wtedy wszyscy zawodnicy w kadrze, nie tylko z pierwszej jedenastki, regularnie grali w swoich klubach. I to miało ogromne znaczenie. Byliśmy w sztosie, cały czas w rytmie meczowym. Dlatego życzę obecnym kadrowiczom, by wywalczyli miejsce w swoich zespołach. Wtedy nasza kadra będzie silniejsza.
Widzi pan na boisku następców Bulzackiego czy Dziuby?
– Wie pan co, ciężko… Coś jest w żartach Laty, który mówił, że kadra z lat 70 z obecną wygrałaby 1:0. A dlaczego tak nisko? Bo niemal wszyscy jesteśmy po siedemdziesiątce. A tak na poważnie. Co z tego, że gramy nieźle w ofensywie, skoro popełniamy kardynalne błędy w obronie. To nie były bramki zdobywane przez rywali po wspaniałych akcjach. To były prezenty, które rozdawaliśmy. A na Mikołaja jest jeszcze za wcześnie.