Najmocniejsze uderzenie Piesiewicza. “Poniżej godności. Jest skreślony
Nie czytam mediów, odkąd w jednym z artykułów przeczytałem o sobie, że głównie chodziłem w gumofilcach, zaś największym przestępstwem jest to, że za swoją pracę chciałem pobierać wynagrodzenie – mówi nam Radosław Piesiewicz, gdy pytamy o temat mieszkań obiecanych olimpijczykom. Prezes PKOl zaznacza, że nie wiedział, iż gmina Lesznowola wcale nie ma zamiaru dawać ziemi…
Nie czytam mediów, odkąd w jednym z artykułów przeczytałem o sobie, że głównie chodziłem w gumofilcach, zaś największym przestępstwem jest to, że za swoją pracę chciałem pobierać wynagrodzenie – mówi nam Radosław Piesiewicz, gdy pytamy o temat mieszkań obiecanych olimpijczykom. Prezes PKOl zaznacza, że nie wiedział, iż gmina Lesznowola wcale nie ma zamiaru dawać ziemi na to osiedle. Trudnych tematów jest więcej. W obszernej rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet szef związku nie ucieka od wątku swojej pensji oraz ogromnych pieniędzy, które miała inkasować jego żona. Oraz, naturalnie, od wojny ze Sławomirem Nitrasem. – Patrząc na to, w co minister chodzi ubrany… – mówi nieoczekiwanie, gdy wspomina o groźbach “od osoby z obecnej władzy”.
Czy jest człowiekiem PiS? Radosław Piesiewicz, szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego, zarzeka się, że pomimo znajomości z Jackiem Sasinem, z partią nie ma nic wspólnego. A wszystko zaczęło się od pożyczki 8 tys. zł
Poruszamy temat groźby, którą miał usłyszeć 43-latek. – Ktoś mi powiedział, że jeśli nie podpiszę z firmą 4F, to przestanę być prezesem szybciej, niż mi się wydaje. To była osoba z obecnej władzy – ujawnia
Jednak nasz rozmówca najpotężniejsze działa wytacza, gdy wspomina o Tomaszu Chamerze, wiceprezesie komitetu. Chodzi o posiedzenie zarządu PKOl, podczas którego Piesiewicz, jak zaznacza, dostał “wotum zaufania”
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Marek Wawrzynowski: Cały czas w przestrzeni publicznej wasz spór z ministrem Nitrasem funkcjonuje jako przeniesienie na grunt sportowy wojny PO kontra PiS. Czyli pan jest postrzegany jako człowiek byłej władzy.
Radosław Piesiewicz: To, że w Polsce rządziło Prawo i Sprawiedliwość, kiedy odbyły się ostatnie wybory na prezesa PKOl, nie oznacza, że ja jestem z tego ugrupowania. Pan minister jest politykiem, ja nie mam legitymacji politycznej. Ciężko mi się do tego odnieść. A czy jestem tak postrzegany? Pytanie przez kogo. W kraju demokratycznym każdy może głosować, na kogo chce.
Nie pytałem, na kogo pan głosuje. Nawiązuję do wypowiedzi pana Andrzeja Kraśnickiego dla Przeglądu Sportowego Onet. Otóż przyznał on, że doszło do spotkania, w którym brał udział on, prezydent, Jacek Sasin oraz pan. Zasugerowano mu tam, że jeśli zostanie na stanowisku prezesa PKOl, to nie będzie wsparcia ze spółek Skarbu Państwa.
Za czasów prezesa Kraśnickiego wiceprezesem był pan Ryszard Czarnecki oraz pan Tomasz Poręba, który zresztą jest do dziś. Obaj związani z PiS. Pan Kraśnicki miał większe poparcie pana Daniela Obajtka niż ja. Nikt nie wierzył, że mogę wygrać wybory, a ja jeździłem od prezesa do prezesa, od delegata do delegata i zdobyłem większość. A teraz, jeśli ktoś mówi, że musiał zrezygnować, a wiedział, że wybory przegra, to świadczy tylko o tej osobie. Nie brałem udziału w rozmowie, w której ktoś zmuszał prezesa Kraśnickiego do odejścia.
No to pan jest postrzegany jako kandydat na prezydenta z ramienia PiS.
Jakbym tylko dostał taką propozycję… no ale nie dostałem, więc się nawet nie zastanawiałem. Dziennikarze mnie o to pytali, więc się uśmiechałem. A że byłem postrzegany… szkoda, że byłem.
Radosław Piesiewicz
Radosław Piesiewicz (Foto: Radek Pietruszka / PAP (zdjęcia) – PS.Onet.pl)
Żarty żartami, ale chcę nakreślić kontekst. Sam pan widzi, że ludzie uważają pana za człowieka PiS. I jakby na potwierdzenie tego, zaraz po tym, jak został pan prezesem, do PKOl zaczynają spływać pieniądze ze spółek Skarbu Państwa.
Jeśli komuś się wydaje, że pieniądze — zarówno ze spółek Skarbu Państwa, jak i firm prywatnych — sypały się same, to nie wie, o czym mówi. Ludzie nie mają świadomości, że pozyskanie sponsora takiego jak np. Profbud to było dla nas dziewięć miesięcy negocjacji. Bardzo długo negocjowaliśmy też ze spółkami z udziałem Skarbu Państwa (SSP), bo chcieliśmy zmienić model, gdzie my jako PKOl pozyskujemy sponsorów i dopiero te pieniądze idą do związków. Dzięki temu mniejsze związki, które wypracowują drastycznie mały ekwiwalent reklamowy, mają zapewnione przyzwoite środki. Same nie byłyby w stanie takich pozyskać.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Dział marketingu wykonał wielką pracę, a teraz ci ludzie słyszą, że samo się zrobiło, bo ktoś z góry “sypnął”. A musi pan wiedzieć, że wiele spółek z udziałem Skarbu Państwa nie dało pieniędzy, np. sektor bankowy. I dziś też się nie zatrzymujemy, pozyskujemy nowych sponsorów. Mamy za chwilę dwa EYOFy (Europejskie Festiwale Młodzieży – przyp. red.), igrzyska zimowe w Mediolanie i musimy już płacić koszty z tym związane, więc dalej wykonujemy ciężką pracę.
“Nagle Polski Cukier zaczął sponsorować klub z okręgu Nitrasa”
Teraz ci sponsorzy już chyba tylko z sektora prywatnego, bo z SSP macie problem.
Ta sytuacja wiele obrazuje. Dla każdej ze spółek wypracowaliśmy bardzo duży ekwiwalent reklamowy i to pokazuje, że wypowiedzenie przez nich umów oraz ataki na mnie mają podłoże polityczne. Na przykład umowę z nami zerwała Krajowa Grupa Spożywcza. W piśmie do nas przeczytaliśmy, że ceny cukru spadły, ale okazuje się, że w Szczecinie znacząco wzrosły, bo nagle Polski Cukier zaczął sponsorować Pogoń Szczecin, klub z okręgu pana Nitrasa. Oczywiście bardzo się cieszę, gdy jakiekolwiek pieniądze idą do sportu, ale mówienie, że “chcemy finansowanie sportu odpolitycznić”, można włożyć między bajki. Prezesi, którzy zarządzają tymi spółkami, są widocznie koniunkturalistami, skoro słuchają się ministra, a nie działają zgodnie z interesem firmy.
Czyli?
Jak patrzyłem, PKOl za każdą włożoną złotówkę wypracowywał 4,39 zł ekwiwalentu reklamowego.
A wcześniej?
Zdaje się niecałe 2 zł.
Przeczytaj: Radosław Piesiewicz chciał milionów od TVP. Ujawniamy
Jednak też były do was zastrzeżenia. Np. Polskie Porty Lotnicze miały do was pretensje. Według umowy sportowcy mieli przechodzić przez saloniki VIP-owskie, a zamiast tego, jak czytam, przechodził prezes.
Nie wiem, kto obecnie wchodzi w skład zarządu tej firmy, ale do mediów trafiają wypaczone historie. Ustaliliśmy z poprzednim zarządem, że ze względu na dużą liczbę osób, salonik VIP-owski nie jest w stanie obsłużyć tak dużych grup. Dlatego sportowcy mieli swoją oddzielną ścieżkę do samolotu, szybką odprawę. Wszyscy byli zadowoleni. A działacze, w tym ja, przechodzili tą samą ścieżką co sportowcy.
PKOl obiecał mieszkania, ale nie ma nawet ziemi
Skoro padła nazwa Profbud, to mamy problem. Obiecaliście mieszkania medalistom na Osiedlu Olimpijskim. A tymczasem gmina Lesznowola wcale nie ma zamiaru dawać ziemi na to osiedle. Pewnie pan o tym czytał.
Nie czytałem.
Poważnie?
Tak. Nie czytam mediów, odkąd w jednym z artykułów przeczytałem o sobie, że głównie chodziłem w gumofilcach, zaś największym przestępstwem jest to, że za swoją pracę chciałem pobierać wynagrodzenie.
Ok, skoro pan nie czytał, to skrócę: z publikacji wynika, że obiecaliście coś, czym nie dysponowaliście. Nie ma ziemi pod tę inwestycję.
Będziemy rozmawiali z prezesem Profbudu Pawłem Malinowskim. Jednak to jest poważny i odpowiedzialny człowiek.
Jeśli będzie widział, że tam nie da się tego osiedla postawić, to na pewno te mieszkania sportowcy dostaną w innych lokalizacjach.
Choć byłaby to szkoda, bo ta inwestycja jest niesamowita, ożywiłaby tamtą okolicę. Raczej bym podchodził do tego spokojnie.
Czy moja żona ma prawo pracować?
Wracając do wątków pańskich powiązań z PiS, to mamy kolejną niejasną dla mnie sytuację. Pańska żona pracująca jako doradca w banku PEKAO SA. zarobiła 1,5 mln w pół roku.
Po pierwsze ta kwota jest znacznie zawyżona. A po drugie to proszę mi powiedzieć, czy moja żona ma prawo pracować?
Oczywiście, że ma.
Temat uważam za zamknięty.
Sprawdź: Jacek Sasin pytany o fortunę dla żony Radosława Piesiewicza. Zrobiło się za gorąco
Zaraz, moment. A co by pan powiedział, gdyby taką posadę dostała żona polityka z Koalicji Obywatelskiej?
Ja się nie interesuję życiem innych ludzi. Jeśli ludzie uczciwie pracują, to ja nie mam z tym problemu.
Myśli pan, że pańska żona z rynku byłaby w stanie dostać taką ofertę? Nie będąc pańską żoną?
Moja żona więcej zarabiała, będąc w prywatnej firmie. Ona była dużym udziałowcem firmy, która zadebiutowała na giełdzie. Ma kompetencje.
“Ludzie głosowali na mnie ze świadomością, że wynagrodzenie będzie”
A skoro już mówimy o różnicach, to minister Nitras powiedział, że w PKOl pan zarabiał miesięcznie 150 tys. zł. Pan twierdzi, że w tym roku 35,5 tys., a w poprzednim 48 tys.
Dokładnie.
Podaje pan kwoty netto, przy umowie o pracę rzadko spotykane. Pensja jest dużo wyższa.
Minister też podawał w mediach kwotę netto swojego wynagrodzenia, więc to jest fair. A poza tym, to jest kwota, która wpływa mi na konto, więc taką podałem. Reszta mojego wynagrodzenia trafiła do systemu podatkowego i ZUS.
Skąd różnica w zarobkach w pierwszym i drugim roku?
Nic nadzwyczajnego, taką mam umowę, w trzecim będzie to jeszcze inna kwota.
I to jedyne wynagrodzenie, jakie pan pobiera w PKOl?
Co pan ma na myśli?
Zlecenia zewnętrzne, prowizje.
Zero. Coś jeszcze?
Przykładowo PKOl założył spółkę Olympic Sky, która zajmowała się cateringiem. Pan jest w zarządzie.
W Radzie Nadzorczej, ale nigdy nie pobierałem i nie pobieram tam wynagrodzenia.
Udziałowcem firmy była pani z PZKosz, miała 30 proc.
To osoba, która ma ogromne doświadczenie w branży gastronomicznej. My się na tym nie znaliśmy, potrzebowaliśmy takiej osoby.
Przeczytaj: Kuchenne rewolucje Radosława Piesiewicza. Książulo sprawdził: tatar za 58 zł
Gdy jednak o tym napisaliśmy, pani szybko odeszła z firmy.
To jej sprawy prywatne, rodzinne, nie mogę o tym mówić.
Wracam do kwestii pańskiego wynagrodzenia.
Nie bardzo rozumiem, skąd to zainteresowanie.
Reprezentuje pan polski sport, który należy do wszystkich. To nie prywatna firma.
No dobrze, więc wszyscy pracujmy społecznie, nie zarabiajmy pieniędzy.
Poprzedni prezes pracował społecznie.
Ja od początku, rozmawiając z delegatami, mówiłem, że prezes PKOl musi mieć wynagrodzenie. Ludzie głosowali na mnie ze świadomością, że to wynagrodzenie będzie. Uważam, że to uczciwe. Idę pracować, za pracę należy się oficjalne, opodatkowane wynagrodzenie. Nikogo nie oszukałem. Statut PKOl formułowany już kilka lat temu przewiduje taką możliwość.
Kulisy rezygnacji Radosława Piesiewicza z PZKosz
Wróćmy do sprawy sporu z ministrem.
Nie toczę żadnego sporu.
Minister sportu podsumowuje IO w Paryżu
Minister sportu podsumowuje IO w Paryżu (Foto: Tomasz Jastrzębowski / Reporter)
Mimo wszystko pozwolę sobie wrócić. Całą sytuację można odebrać wyraźnie jako nacisk na pana, by zrezygnował pan ze stanowiska. Zastanawiam się co dalej, w końcu ze stanowiska prezesa PZKosz zrezygnował pan, mając świadomość, że idą ciężkie czasy.
W ogóle nie to było powodem. Byłem prezesem związku sześć lat. Miałem zrezygnować już w zeszłym roku w grudniu, potem przed igrzyskami. W Paryżu ostatecznie jednak zdecydowałem, że zrezygnuję po igrzyskach. Było to uzgodnione z trzema osobami z zarządu. Wiedzieli, że będę chciał poświęcić się pracy w PKOl.
Biorąc pod uwagę, że odchodzą kolejne spółki skarbu państwa, może to być faktycznie czasochłonna i ciężka praca… Co pan zrobi?
Radzimy sobie. Powoli negocjujemy kontrakty z nowymi podmiotami.
To będą porównywalne kwoty?
Czas pokaże, ale mogę powiedzieć, że rozmawiamy z międzynarodowymi koncernami.
Ubrania ministra
W rozmowie z dziennikiem “Fakt” powiedział pan, że zasugerowano panu, że przestanie być prezesem, jeśli nie podpisze umowy z firmą 4F (tu znaleźć można odpowiedź firmy 4F — przyp. red.). Podtrzymuje Pan?
Ktoś mi powiedział, że jeśli nie podpiszę z firmą 4F, to przestanę być prezesem szybciej, niż mi się wydaje.
To była przyjacielska rada czy groźba?
To była osoba z obecnej władzy.
I co pan odpowiedział?
A co miałem powiedzieć? Wygrała najkorzystniejsza dla PKOl oferta i była to firma Adidas.
Duża była różnica?
Ogromna.
I miało to jakiś ciąg dalszy, czy nie łączy pan tych sytuacji?
Patrząc na to, że minister chodzi w ubraniach firmy 4F, a jego rzeczniczką jest pani, która wcześniej tam pracowała… To w sumie nie wiem za bardzo.
Minister Nitras mówił na antenie Radia Zet, że niedługo będą wyniki kontroli Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) i nie będą one dla pana korzystne.
No to cieszę się, że minister już wie… nie wiem, jak to skomentować, ja nie znam wyników kontroli. Ale my nie mamy nic do ukrycia. Zastanawiam się tylko, skąd pan Nitras miałby czerpać takie informacje? Nie jest ani stroną, ani organem nadzoru…
Kontrole z KAS, z NIK, z miasta Warszawy. Nie wierzę, że to was nie rusza.
Z miasta Warszawy dostajemy pytania i odpowiemy na nie zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa. KAS i NIK otrzymują od nas wszystkie dokumenty, o które wnioskują. Współpracujemy z kontrolerami. Nie mamy sobie nic do zarzucenia. KAS poinformował nas, że wyniki kontroli będą na początku grudnia. Ciekawe, że minister zna wyniki kontroli już w połowie października. KAS w ramach innego postępowania kontroluje także moją działalność, a także mój majątek prywatny. Sporo tych przypadków, prawda?
Co pan chce powiedzieć?
Nic, po prostu cieszę się, że państwo kontroluje obywateli. To mi schlebia, sugeruje, że jestem ważnym obywatelem.
Skoro już tak krążymy wokół finansów, pozwolę sobie zacytować fragment z Onetu: “Jedną ze składowych wyniku za 2023 r. są koszty zapisane jako »wynagrodzenia osób wchodzących w skład organów zarządzających«. I są to koszty niemałe. 1,5 mln zł. Nie ma jednak żadnych uchwał zarządu w tej sprawie. Decyzje musiał więc podejmować jednoosobowo prezes”:
Zacznijmy od tego, że to są wynagrodzenia dla osób z obecnej kadencji, ale też poprzedniej. Więc to się rozkłada. Potwierdzamy tę kwotę, natomiast dotyczy dwóch osób, które pracowały do kwietnia i maja, oraz dwóch z nowej kadencji. Pytanie, jaka jest proporcja. Ponad 50 proc. to są te osoby ze starej kadencji.
A pan ile z tego miał?
Z tego, co pamiętam to było około 380 tys. za osiem miesięcy pracy.
To dodatkowe pieniądze oprócz pensji?
Nie.
Sport potrzebuje współpracy
Tak sobie myślę, że w sumie jakby Polska zdobyła te 30 medali, to inaczej byśmy rozmawiali. 10 to problem wizerunkowy.
Nie widzę tak tego. To jest nasz potencjał. Wiele autorytetów, w tym, m.in. Aleksander Kwaśniewski, który był nie tylko prezydentem RP, ale też ministrem sportu i prezesem PKOl, twierdzi, że od igrzysk w Atenach to jest nasza norma.
Gdyby siatkarze i Iga Świątek zdobyli złote medale, aura wokół paryskich igrzysk byłaby inna.
Możemy czasem zdobyć kilka więcej. Z drugiej strony zdobyliśmy 10 medali w dziewięciu dyscyplinach, to ogromny sukces. Siatkarze, szpadzistki… dla mnie to jest wielka radość, że te medale są aż w tylu dyscyplinach, że nie mamy większości tylko w jednej. W tym pierwszy medal w tenisie. Te sukcesy były spektakularne, ale zostały przykryte przez pana ministra.
Można dyskutować, czy lepiej mieć srebro w siatkówce, czy trzy złota w mniej medialnych dyscyplinach… jednak nie zgodzę się tu, że minister to przykrył. To był ogólny odbiór, wiemy, że 40-milionowy kraj stać na więcej. Od czasu Atlanty 1996 mamy regularny zjazd.
Medale Polski na Letnich Igrzyskach Olimpijskich od 1992 r.
Medale Polski na Letnich Igrzyskach Olimpijskich od 1992 r. (Foto: wikipedia / Wikipedia)
Ok, czy to oznacza, że jest zły system? Tak. Czy to oznacza, że jest za dużo pieniędzy w sporcie? Nie. Czy to oznacza, że jest za mało pieniędzy w sporcie? Tak. Czy to oznacza, że trzeba zastanowić się nad tym, jak należy szkolić młodzież i dzieci? Tak. I tak dalej, i tak dalej. Ktoś pięknie kiedyś porównał, że Hiszpania wydała na przygotowania dwa razy więcej pieniędzy od Polski i zdobyła 18 medali. Finlandia nie zdobyła żadnego. I teraz mam pytanie. A właściwie kilka.
Czy te 10 medali to jest powód do tego, żeby w bardzo brzydki sposób wypowiadać się na temat sportu? Czy to powód, żeby negować wyjazd działaczy na Igrzyska Olimpijskie? Czy to powód, żeby opluwać wszystkich? Trzy razy nie.
To jest raczej powód, żeby zastanowić się, co nie działa i jak to poprawić. A może przyczyną problemu było wyjątkowo późne przyznanie tegorocznego finansowania polskim związkom sportowym – w roku igrzysk?
To rola ministerstwa, PKOl czy jednak związków?
To rola wszystkich, to jest pole do współpracy wszystkich środowisk. Oczywiście nikt takimi rozmowami nie jest zainteresowany. Poprzedni minister, Kamil Bortniczuk, pytał “w czym mogę pomóc, żeby twoja dyscyplina się rozwinęła”. To on chciał zmienić coś na plus, to on walczył na radzie ministrów, żeby było więcej pieniędzy w sporcie na szkolenie dzieci i młodzieży. Z kolei tezy, które padły na zorganizowanym przez wiceministra sportu Ireneusza Rasia spotkaniu “Sport na tak”, były racjonalne i mogę się pod nimi podpisać. Minister sportu jest potrzebny do tego, żeby walczyć w interesie sportu, a nie żeby walczyć ze sportem.
Trudno się z tym nie zgodzić. Ale jak odpowiedzieć na to pytanie ministra Bortniczuka?
Tu potrzebna jest szeroka debata całego środowiska, zaczynając od tego, jak zmienić przestarzałą ustawę o sporcie. My jesteśmy społeczeństwem, które chce mieć sukcesy. Pamiętam, jak Polska była w ósemce mistrzostw świata w koszykówce. Siedzieliśmy na miejscach honorowych niedaleko prezydenta FIBA, byliśmy częścią tego elitarnego świata. Wiem, jakie to uczucie i chciałbym, żeby tak było zawsze. Jak graliśmy ze Słowenią o półfinał Mistrzostw Europy, do Berlina przyjechały 3 tys. kibiców. Rozumie pan to? 3 tys. na wyjazdowy mecz koszykówki! Niebywałe przeżycie, pokonujemy słynnego Lukę Doncicia, Mateusz Ponitka zagrał wybitny mecz, a ludzie płakali. Dlatego chciałbym, żeby Polska odnosiła sukcesy w grach zespołowych. Ale do tego trzeba budować, ulepszać, a niekoniecznie działania ministra zmierzają w tym kierunku. Najłatwiej włożyć kij w szprychy.
Wracamy do sporu na tle politycznym.
I ja raz jeszcze mówię, że jeśli ktoś widzi we mnie człowieka PiS, to jest jego problem.
Błąd z Jackiem Sasinem
Nie podpisuje się pan pod znajomością z Jackiem Sasinem?
Tego nie powiedziałem. Znamy się i nigdy się tego nie wyprę. Pewnie z perspektywy czasu błędem było, że pożyczyłem mu te 8 tys. na schody. I do tego na wszystko spisaliśmy umowę, został od niej zapłacony podatek, pożyczka została zwrócona z zyskiem, zapłaciłem od tego zysku podatek. I na tej podstawie przyprawiono mi “gębę człowieka Sasina”. Jakbym był jakimś człowiekiem przyniesionym w teczce.
A ja mam wszystkie uprawnienia, żeby takie stanowisko zajmować. W wieku 30 lat wprowadziłem spółkę na giełdę, byłem prezesem zarządu, mam wieloletnie doświadczenie na takich stanowiskach, zarządzałem dużymi instytucjami. Mam papiery, żeby zarządzać dużymi instytucjami, a jednak nie dostałem takiej propozycji. Więc gdzie tu wielkie znajomości?
A ma pan ambicje polityczne?
Nie miałem, ale teraz muszę się zastanowić.
Sprawdź: Schowek Radosława Piesiewicza. Tam ukrył 13 milionów
Czyli w kolejnych wyborach parlamentarnych, gdzieś na liście możemy natknąć się na pańskie nazwisko?
Nie, aż tak daleko bym nie szedł. Ja już kiedyś kandydowałem. Najpierw z Unii Wolności, potem z ugrupowania Partia Demokratyczna Demokraci.pl., Henryka Bochniarz na prezydenta Polski. Wynik był niezły jak na takie małe ugrupowanie. Potem także do senatu jako kandydat niezależny. Ogólnie rzecz biorąc, nie odniosłem sukcesu, ale może to i dobrze.
Mam wrażenie, że na tym sporze traci sport. Prosty przykład to Daria Pikulik. Jak to możliwe, że kolarka na miesiąc przed startem nie ma roweru? Przecież to kompromitacja.
Owszem, ale