Nie dała jej szans! Jednostronny mecz Linette – Paolini w Miami
Miał być długi i zacięty mecz w “polskim hicie” w ćwierćfinale w Miami, a zamiast tego było jednostronny pojedynek bez szczęśliwego zakończenia dla Magdy Linette. Polska tenisistka, której wyraźnie brakowało paliwa, przegrała z Włoszką Jasmine Paolini 3:6, 2:6. A pomagającej jej Agnieszce Radwańskiej zniknął przyjemny problem. Planowany na godzinę 19 czasu polskiego mecz Magdy Linette…
Miał być długi i zacięty mecz w “polskim hicie” w ćwierćfinale w Miami, a zamiast tego było jednostronny pojedynek bez szczęśliwego zakończenia dla Magdy Linette. Polska tenisistka, której wyraźnie brakowało paliwa, przegrała z Włoszką Jasmine Paolini 3:6, 2:6. A pomagającej jej Agnieszce Radwańskiej zniknął przyjemny problem.
Planowany na godzinę 19 czasu polskiego mecz Magdy Linette z Jasmine Paolini miał uprzyjemnić wieczór w wielu polskich domach. Za sprawą przedłużającego się wcześniejszego spotkania, a przede wszystkim za sprawą deszczu, pojedynek ten rozpoczął się jednak dopiero cztery godziny później niż planowano. Kibice szykowali się na ucztę, ale ją zapewniła im swoją grą tylko Włoszka. Wyjątkowo przez cały czas nie było na jej twarzy uśmiechu, ale to akurat był dobry znak dla zawodniczki z Italii o polskich korzeniach i jej fanów.
Włoska tenisowa ściana frustrowała Linette
W tenisowych losach 33-letniej Linette i młodszej o cztery lata Paolini jest pewna analogia – obie dość długo czekały na przełom. Polka zanotowała go dwa lata temu, gdy dotarła do półfinału wielkoszlemowego Australian Open. Potem jednak mierzyła się często z kłopotami zdrowotnymi i większymi niż wcześniej oczekiwaniami. A od dłuższego czasu sukcesy przeplata okresami słabszych wyników.
Teraz ze wspomnianymi oczekiwaniami próbuje zaś radzić sobie Włoszka, której życie odmieniło się w minionym sezonie. To wtedy zawodniczka, której znakiem rozpoznawczym jest nieznikający z twarzy uśmiech, pokazywała miesiącami świetny tenis. Zaczęło się od lutowego triumfu w Dubaju, a później dołożyła do tego jeszcze m.in. dwa wielkoszlemowe finały – w Roland Garros i Wimbledonie. Trzeba jeszcze pamiętać, że Paolini z powodzeniem łączy starty w singlu z deblem i w tej drugiej konkurencji w ubiegłym roku wygrała cztery turnieje i dwukrotnie dotarła do finału.
Nic dziwnego więc, że pod koniec sezonu grała już na oparach. Skorzystała na tym trochę m.in. Linette, gdy zmierzyły się jesienią w trzeciej rundzie w Pekinie. Niżej notowana tenisistka wygrała 6:4, 6:0.
– Obie dobrze wtedy returnowałyśmy. Postaram się nakładać presję na nią. Wiem, że ten kort jest nieco szybszy, więc będę musiała się do tego dostosować. Mam nadzieję, że zaprezentuję poziom, który miałam dziś, pod kątem stabilności, rywalizacji i dyscypliny – wyliczała Polka po awansie do ćwierćfinału w Miami.
Drugi w karierze ćwierćfinał w turnieju rangi 1000 dało jej zwycięstwo nad Coco Gauff 6:4, 6:4. Poznanianka zrobiła w tym meczu to samo, co jesienią w meczu z Paolini w Chinach – wykorzystała słabszą dyspozycję faworytki. Co prawda w przypadku trzeciej w rankingu WTA Amerykanki nie sposób mówić już o zmęczeniu trudami sezonu, ale z pewnością poniedziałek nie był jej dniem (45 niewymuszonych błędów i 12 podwójnych). Linette zaś korzyść przynosiła agresywna i odważna gra w gemach serwisowych rywalki.
Dzięki temu 33-latka po raz pierwszy w karierze w pełnym wymiarze pokonała rywalkę z Top3 światowej listy (W 2021 r. wygrała z ówczesną liderką Ashleigh Barty, ale tamten mecz zakończył się kreczem Australijki w drugiej partii). I po raz szósty w karierze pokonała tenisistkę z czołowej dziesiątki (jej bilans w takich meczach to 6-28). Poprzednią była właśnie Paolini w Pekinie.
Polka od tego momentu aż do teraz nie była w stanie ponownie dotrzeć do ósemki w żadnym turnieju. Ale podobne kłopoty miała Paolini, która poprzednio do tego etapu dotarła w październiku w Wuhan i był to jej jedyny ćwierćfinał od Wimbledonu. Dlatego teraz po pokonaniu w trzech setach w poniedziałek Japonki Naomi Osaki odetchnęła z ulgą i rzuciła z uśmiechem: “Wreszcie”.
Obie w Miami zyskały więc pewność siebie po trudnych miesiącach i obie szykowały się na batalię w ćwierćfinale. Przygotowany na to był też sztab szkoleniowy Polki, czyli trener Mark Gellard i pełniąca od tego sezonu rolę konsultantki 34. rakiety świata Agnieszka Radwańska.
– Ważne, żeby – tak jak w meczu z Coco – wejść i robić swoje. Jak najszybciej przejmować kontrolę – opowiadała na antenie Canal+ przed tym meczem Radwańska, która za sprawą zaskakująco dobrego występu Linette już cztery razy zmieniała w Miami termin powrotnego biletu lotniczego do domu.
Niestety, piątego razu nie będzie…Bo choć to Linette w pierwszym gemie zaliczyła przełamanie, to potem jak burza szła Paolini, która na wcześniejszym etapie turnieju zaoszczędziła więcej sił (na otwarcie miała “wolny los”, a w 3. rundzie rozegrała zaledwie siedem gemów przed kreczem rywalki). Ta różnica dała o sobie znać we wtorek.
Co prawda Linette zaczęła od przełamania, ale potem cztery gemy z rzędu zapisała na swoim koncie rywalka. To ta druga nakładała presję i dominowała. – Ona próbuje zamęczyć – skwitował grę Włoszki komentujący mecz w Canal+ Bartosz Ignacik. A chwilę później porównał Paolini do tenisowej ścianki, po odbiciu od której każda piłka wracała na drugą stronę kortu.
U Linette zaś było więcej spóźnionych reakcji. Nie można odmówić się starań, ale problem polegał na tym, że nie dawały one zbytnio efektu. Granie w trudnych warunkach (duża wilgotność) w Miami sprawiło, że tym razem szwankował jej pierwszy serwis, a zagrania w wymianach były niedokładne. Straty z początku seta już nie zdołała potem zniwelować.
Druga partia miała podobny przebieg. Partnerująca Ignacikowi Paula Kania-Choduń zwracała uwagę, że 33-latka z Poznania jest tak nisko na nogach, by lepiej ustawić się do piłek posyłanych przez rywalkę, że wręcz szoruje kolanami po korcie. To niestety też nie pomogło, bo Włoszka wciąż grała niemal bezbłędnie i była nie do ruszenia. Przy stanie 4:1 Linette zaczęła się wyraźnie frustrować sytuacją na korcie, a Paolini robiła swoje. W końcówce Polka jeszcze zmieniła rakietę, ale cudownego zwrotu akcji w tym meczu jej to nie zapewniło. Po ostatniej piłce meczu maksymalnie wcześniej skupiona Włoszka mogła się już wreszcie uśmiechnąć.
Był to czwarty pojedynek tych tenisistek. Bilans jest remisowy.
W półfinale Paolini zmierzy się z liderką rankingu WTA Białorusinką Aryną Sabalenką lub Chinką Qinwen Zheng. W drugiej parze może się znaleźć Iga Świątek, o ile w środę pokona Alexandrę Ealę z Filipin,największą sensację tegorocznej edycji turnieju w Miami.