Niebywałe, co w Rijadzie zrobiła Iga Świątek. Oszukana matematyka
Wydawało się, że głód gry to będzie za mało, ale Iga Świątek w pierwszym meczu WTA Finals oszukała matematykę. Przez półtora seta widać było wyraźnie, że od poprzedniego meczu wiceliderki światowego rankingu minęły dwa miesiące, ale w kryzysie Polka posłuchała polskich kibiców obecnych na tym spotkaniu i zaczęła pozbywać się tenisowej rdzy. Choć nie da…
Wydawało się, że głód gry to będzie za mało, ale Iga Świątek w pierwszym meczu WTA Finals oszukała matematykę. Przez półtora seta widać było wyraźnie, że od poprzedniego meczu wiceliderki światowego rankingu minęły dwa miesiące, ale w kryzysie Polka posłuchała polskich kibiców obecnych na tym spotkaniu i zaczęła pozbywać się tenisowej rdzy. Choć nie da się pominąć faktu, że pomogła jej w tym nieco rywalka.
Tenisowa uczta, najlepszy albo jeden z najlepszych meczów w sezonie – tak określano dwa wcześniejsze trzysetowe pojedynki Igi Świątek z Barborą Krejcikovą. Zwłaszcza finał w Ostrawie z 2022 roku. Niedzielne spotkanie w WTA Finals w Rijadzie do pięknych nie należało, ale ta “brzydka wygrana” – 4:6, 7:5, 6:2 – była Polce bardzo potrzebna.
Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. “Jestem bardzo podekscytowana”
– To po prostu matematyka. Nie wygrasz meczu, jeśli popełniasz aż tyle błędów – mówiła Świątek tuż po ćwierćfinale US Open z Jessicą Pegulą, w którym zanotowała aż 41 niewymuszonych błędów. Wtedy przegrała ze świetnie dysponowaną Amerykanką 2:6, 4:6. W niedzielę popełniła 47 niewymuszonych błędów, ale z kortu zeszła z tarczą. Choć na jej niekorzyść działała teraz jeszcze jedna liczba – 59 dni, które dzieliły pojedynek z Krejcikovą od poprzedniego występu Polki, czyli właśnie wspomnianego meczu z Pegulą w Nowym Jorku.
– Nie sądzę, żeby przerwa w grze była problemem. Nie czuję się zardzewiała. Grałam tutaj trochę na punkty z Aryną [Sabalenką – red.] i Qinwen [Zheng – red.], trenowałam w ten sposób. Nie mam poczucia, że straciłam sporo. Przez ten czas wciąż grałam w tenisa, choć oczywiście byłam skupiona na znalezieniu nowego trenera, dokonaniu tej zmiany. A to zawsze jest trudne – mówiła Świątek na konferencji prasowej przed rozpoczęciem WTA Finals.
Obserwatorzy jej ostatnich treningów zapewniali, że widać u niej wielki głód gry. Półtora seta niedzielnej meczu było jednak dobitnym dowodem na to, że treningowa gra na punkty chwilę przed powrotem do rywalizacji po takiej przerwie to za mało. Była pierwsza rakieta świata potrzebowała czasu i zapewne wciąż jeszcze będzie potrzebować, by całkiem pozbyć się tej tenisowej rdzy. Choć i tak jest w lepszej sytuacji niż Jelena Rybakina, która miała niemal identyczną przerwę, a występ w WTA Finals zaczęła od spotkania z 56 niewymuszonymi błędami. Trzeba jednak tu też zaznaczyć, że reprezentantka Kazachstanu w tym sezonie mierzy się z większym kryzysem.
Gdy Świątek w pierwszych trzech gemach niedzielnego meczu zaliczyła sześć niewymuszonych błędów (trzy pierwsze piłki posłała w aut), to trudno było o powód do optymizmu. Podobnie jak wtedy, gdy po secie otwarcia zgromadziła ich 19. A przy stanie 4:6, 0:3 w setach już chyba tylko najwięksi kibice wierzyli, że na koniec tego meczu to właśnie Polka będzie świętować zwycięstwo. Bo Krejcikova, choć też ostatnio miała swoje problemy (mało zwycięstw i kontuzja), wykorzystywała swoją wielką wszechstronność. Czeszka jak mało kto szybko reaguje na zmianę sytuacji na korcie i wyłapuje szanse. Gdy tylko zobaczyła więc, że forhend Świątek jest – jak to określiła komentująca mecz Joanna Sakowicz-Kostecka – “kopalnią punktów”, to zaczęła z tego mocno korzystać.
– Iga! Baw się grą – głosił napis na banerze trzymanym przez grupkę polskich kibiców obecnych na opustoszałych trybunach w Rijadzie. Przez długi czas ich ulubienica nie była w stanie tego apelu wcielić w życie, bo na przeszkodzie stały nerwy i pośpiech, które były efektem braku rytmu meczowego. Przełom nastąpił, gdy już była pod ścianą – przy wspomnianym 4:6, 0:3. Pomocną dłoń wyciągnęła też rywalka, która wyraźnie obniżyła poziom.
Promykiem nadziei komentujący razem z Sakowicz-Kostecką ten mecz Bartosz Ignacik określił akcję Świątek pod koniec pierwszego seta. Ten promyk zaczął przybierać znacznie większe rozmiary w drugiej części spotkania. A dużą dawkę spokoju dała długa akcja pod koniec czwartego gema decydującego seta, gdy Polka pośpiech na dobre zastąpiła spokojem i efektownie wykończyła wymianę piłką zagraną po ostrym skosie. Czy na dobre pozbyła się już tenisowej rdzy? To pewnie pokażą dwa kolejne spotkania grupowe, ale dawkę nadziei na to tenisistka Wima Fisette’a zostawiła.