Niewiarygodna końcówka w meczu Fręch z mistrzynią olimpijską. Było już 2:5
Magdalena Fręch przełamuje złą passę po epickim meczu ze słynną Sarą Errani To było prawdziwe widowisko, trzymające w napięciu przez ponad trzy godziny. Magdalena Fręch, po dwóch miesiącach pełnych rozczarowań i bez ani jednej wygranej, wreszcie odniosła zwycięstwo. W pierwszej rundzie turnieju WTA 500 w Stuttgarcie Polka pokonała doświadczoną Sarę Errani 7:5, 4:6, 7:6 (7-5),…
Magdalena Fręch przełamuje złą passę po epickim meczu ze słynną Sarą Errani
To było prawdziwe widowisko, trzymające w napięciu przez ponad trzy godziny. Magdalena Fręch, po dwóch miesiącach pełnych rozczarowań i bez ani jednej wygranej, wreszcie odniosła zwycięstwo. W pierwszej rundzie turnieju WTA 500 w Stuttgarcie Polka pokonała doświadczoną Sarę Errani 7:5, 4:6, 7:6 (7-5), przerywając tym samym swoją czarną serię porażek.
Choć Errani to obecnie bardziej ceniona deblistka niż singlistka, jej dorobek i doświadczenie budzą ogromny respekt. Mimo że Włoszka zajmuje dopiero 152. miejsce w rankingu, a Fręch plasuje się na 28. pozycji, to faworytka tego meczu wcale nie była tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.
Fręch przystępowała do meczu z fatalnym bilansem – przegrała dziewięć z dwunastu spotkań w 2025 roku, w tym pięć ostatnich z rzędu. Ostatnie zwycięstwo odniosła 9 lutego w Dosze, pokonując Beatriz Haddad Maię. Potem przyszły porażki w starciach z Magdą Linette, a także w turniejach w Dubaju, Meridzie, Indian Wells i Miami. Do tego doszła kontuzja nadgarstka, która wykluczyła ją z występów w reprezentacji Polski podczas spotkań z Ukrainą i Szwajcarią w ramach Billie Jean King Cup.
Techniczna batalia z doświadczoną rywalką
Sara Errani, choć dziś daleko od swoich najlepszych lat, nadal potrafi grać tenis na wysokim poziomie. To była finalistka Roland Garros, półfinalistka US Open, ćwierćfinalistka Australian Open, zwyciężczyni wszystkich turniejów wielkoszlemowych w deblu oraz złota medalistka igrzysk olimpijskich w Paryżu w 2024 roku – wspólnie z Jasmine Paolini. I właśnie Paolini, której matka pochodzi z Łodzi – podobnie jak Fręch – zasiadła na trybunach podczas tego emocjonującego starcia.
Mecz rozpoczął się obiecująco dla Polki, która szybko objęła prowadzenie 3:0. Jednak od tego momentu gra się wyrównała. Obie zawodniczki toczyły długie wymiany, gem po gemie, często grając na przewagi. Włoszka imponowała techniką, skrótami i przebiegłością, Fręch z kolei starała się narzucić swój rytm i zachować koncentrację.
Przy stanie 5:3 Polka miała szansę zakończyć seta, ale wtedy dopadły ją błędy. Errani doprowadziła do wyrównania, a komentatorzy zwracali uwagę na jej ogromne doświadczenie – 115 rozegranych meczów wielkoszlemowych, z czego 65 wygranych. Mimo tego Fręch ostatecznie dopięła swego i po ponad godzinie walki wygrała pierwszego seta 7:5.
Zryw Errani i problemy fizyczne Fręch
W przerwie między setami Errani udała się na toaletową pauzę, po której wróciła odświeżona i z nową energią. Szybko przełamała Polkę, a następnie powiększyła prowadzenie na 2:0. Włoszka raz po raz zaskakiwała Fręch precyzyjnymi skrótami, a nasza tenisistka miała trudności z przewidywaniem jej zagrań. Choć Fręch zdołała się podnieść i zmniejszyć stratę, ostatecznie to Errani triumfowała w drugiej partii 6:4.
Na początku trzeciego seta nastąpił niepokojący moment – Fręch poprosiła o przerwę medyczną i przez chwilę leżała na korcie. Fizjoterapeuta zajął się jej prawym udem, a po kilku minutach Polka wróciła do gry. Wygrała pierwszego gema do zera, a od trenera otrzymała tajemniczą fiolkę – prawdopodobnie z kofeiną lub innym energetykiem. Widać było, że zamierza walczyć do końca.
Szarpany rytm i wojna nerwów
Mimo dobrego początku decydującej partii, Fręch znów wpadła w dołek – zaczęła popełniać błędy, nie nadążała za skrótami rywalki i straciła swoje podanie. Włoszka wyszła na prowadzenie 3:1. Choć Polka nadrabiała braki siłą uderzeń – w całym meczu zaserwowała aż dziesięć asów, przy zerowym dorobku Errani – to jednak nie wystarczało. Fręch miała momenty świetnej gry, jak przy stanie 2:4, gdy udało jej się przełamać Włoszkę, a potem wyjść na prowadzenie 5:4.
Wydawało się, że to już blisko końca. Ale przy stanie 5:5 Fręch przegrywała 0:40 przy własnym podaniu. Co gorsza, mimo że doprowadziła do równowagi, to przegrała gema. Errani miała wówczas serwis i szansę zamknąć spotkanie, ale Polka zerwała się do walki – przełamała do zera i doprowadziła do tie-breaka.
Tie-break pełen zwrotów akcji
W decydującej rozgrywce Fręch przegrywała już 2-5. Ale wtedy pokazała ogromną determinację i wolę walki. Zdobyła cztery kolejne punkty, objęła prowadzenie 6-5 i już przy pierwszym meczbolu zakończyła ten epicki pojedynek po trzech godzinach i dwunastu minutach!
Nie wszystko w grze Polki funkcjonowało idealnie – serwis falował, pojawiały się przestoje, było sporo niewymuszonych błędów. Ale mentalnie Fręch stanęła na wysokości zadania. W najtrudniejszych chwilach nie pękała, walczyła do końca i wreszcie przełamała fatalną passę.
Kolejne wyzwanie – starcie z Pegulą
W drugiej rundzie turnieju w Stuttgarcie czeka ją niezwykle trudne zadanie – mecz z trzecią rakietą świata, Amerykanką Jessicą Pegulą. Tutaj celem powinien być dobry, ambitny występ. Niespodzianka nie jest wykluczona, ale nawet jeśli się nie uda, to Fręch udowodniła, że może mieć bardzo udany sezon na mączce. Po takich meczach jak ten z Errani wiara w siebie wraca, a to może być kluczowe na dalszym etapie sezonu.