Podwójne błędy, nerwowe zagrania w siatkę i bezradne gesty – po Idze Świątek było widać, że wciąż odczuwa skutki zwycięstwa na Wimbledonie i niemal trzytygodniowej przerwy od rywalizacji. Jednak z każdą kolejną minutą meczu Polka nabierała pewności siebie i ostatecznie bez większych problemów pokonała notowaną na 259. miejscu w rankingu WTA Chinkę Hanyu Guo 6:3, 6:1 w drugiej rundzie turnieju w Montrealu.
Dla wielu kibiców nazwisko Hanyu Guo mogło być zupełnie nieznane aż do momentu, gdy wylosowano ją jako przeciwniczkę Świątek. Po spotkaniu Chinka może sobie jednak powiedzieć, że ugrała cztery gemy z najlepszą tenisistką świata – o dwa więcej niż Amanda Anisimova w finale Wimbledonu niespełna trzy tygodnie temu. W przeciwieństwie do Amerykanki, która była wtedy sparaliżowana presją, Guo zagrała bez kompleksów i potrafiła wykorzystać fakt, że faworytka nie była jeszcze w pełni sobą.
Świątek ostatnio mierzyła się z zawodniczką spoza Top 200 niedawno – w drugiej rundzie Wimbledonu pokonała 208. wówczas Caty McNally dopiero po trzech setach. Jednak McNally wracała po kontuzji, a wcześniej była już nawet 54. na świecie. Guo to zupełnie inna historia – 27-letnia specjalistka od debla, zajmująca 33. miejsce w światowym rankingu w grze podwójnej, z pięcioma tytułami i czterema finałami na koncie. W singlu dopiero buduje swoją pozycję, startując głównie w mniejszych imprezach.
Różnica doświadczenia była przytłaczająca. I nie chodzi tu tylko o ranking i liczbę zdobytych trofeów. Przed środowym meczem Świątek miała na koncie aż 114 zwycięstw w turniejach WTA 1000. Guo – zaledwie jedno, które odniosła kilka dni wcześniej, eliminując Julię Putincewą w pierwszej rundzie.
Początek spotkania to przykład, jak trudno czasem wstrzelić się w rytm, nawet będąc topową zawodniczką. Już w pierwszym gemie Świątek popełniła trzy podwójne błędy serwisowe. Po pięciu gemach miała ich już pięć.
– Nerwowy początek. Trzeba być skoncentrowanym, niezależnie od tego, kto stoi po drugiej stronie siatki – komentował Dawid Celt na antenie Canal+.
Świątek wyraźnie brakowało płynności. Często trafiała w siatkę, a przy końcówce pierwszego seta zaczęła wyraźnie się irytować. W pewnym momencie rozłożyła ręce i spojrzała bezradnie w kierunku swojego sztabu.
Mimo to w pierwszej fazie seta Polka potrafiła w kluczowych momentach zagrać asa czy skorzystać z błędów przeciwniczki, co pozwoliło jej wyjść na prowadzenie 4:0. Potem Chinka zaczęła grać coraz odważniej i wygrała trzy gemy z rzędu, co było nagrodą za jej bezkompromisowy styl.
– Za bardzo, za szybko chce to wygrać – podsumował wtedy Celt.
W końcówce seta Guo, która do głównej drabinki dostała się przez kwalifikacje, zaczęła jednak popełniać błędy, a Iga wyraźnie odzyskiwała rytm.
Drugi set to już zupełnie inna historia – Świątek grała coraz pewniej, z gema na gem nabierała rozpędu. Jej zagrania coraz częściej nagradzano brawami, a kolejnym pozytywnym znakiem było charakterystyczne piszczenie butów – sygnał, że porusza się po korcie z większą energią i dynamiką. Efekt? Tylko jeden stracony gem.
Guo mimo porażki może być zadowolona z występu. Mało brakowało, a w ogóle nie zagrałaby w Montrealu – do kwalifikacji dostała się tylko dlatego, że wycofała się inna zawodniczka.