Legia Warszawa mistrzem Polski w koszykówce! Złoto wraca po 56 latach
To był finał godny mistrzostwa. Choć Start Lublin prowadził w serii 1:0 i 3:2, to decydujące, siódme spotkanie rozegrane w Lublinie padło łupem Legii Warszawa, która wygrała 92:82. Tym samym stołeczny klub sięgnął po ósme w historii, ale pierwsze od 1969 roku mistrzostwo Polski. Spełniło się hasło sprzed lat – „Odrodzenie potęgi”!
W ostatnich minutach meczu kibice Legii, którzy licznie stawili się w lubelskiej hali Globus, śpiewali bez przerwy: „Mistrzem Polski jest, ukochana ma! Mistrzem Polski jest, Legia Warszawa!”. Na parkiecie emocje sięgały zenitu, ale przewaga legionistów była już bezpieczna. Po końcowej syrenie zawodnicy, trenerzy i działacze wbiegli na parkiet, świętując upragniony sukces. Dyrektor sportowy Aaron Cel ściskał kolejnych zawodników, a prezesi Jarosław Jankowski i Robert Chabelski – którzy kilkanaście lat temu podnieśli sekcję koszykarską z ruin – skakali z radości przy ławce rezerwowych. Z trybun posypało się konfetti, wystrzeliły korki od szampanów – Legia po 56 latach znów stanęła na najwyższym stopniu podium!
Finał marzeń
Obie drużyny – zarówno Legia, jak i Start – do finału dotarły wbrew przedsezonowym prognozom, ale w końcówce rozgrywek prezentowały najwyższy poziom. Już od pierwszego spotkania rywalizacja była niezwykle wyrównana. Start objął prowadzenie 1:0, potem Legia wyszła na 2:1, by znów przegrywać 2:3. Finał finałów, siódmy mecz, miał zadecydować: pierwsze mistrzostwo w historii Startu czy historyczny powrót Legii?
Lepiej rozpoczęli warszawianie – po trzypunktowej akcji Andrzeja Pluty prowadzili 10:3, a po efektownym wsadzie Aleksy Radanova nawet 15:5. Lublinianie szybko odpowiedzieli serią 7:0, którą napędzał świetny Emmanuel Lecomte. Mimo to Legia cały czas utrzymywała przewagę, głównie dzięki błyskotliwej grze Kamerona McGusty’ego – MVP sezonu Orlen Basket Ligi. Po pierwszej kwarcie goście prowadzili 23:18, a McGusty miał już na koncie 9 punktów.
Bitwa na parkiecie i trybunach
Start miał problemy ze skutecznością, a Legia trafiała ważne trójki – Pluta, McGusty, a potem asysta Amerykanina do Mate Vucicia, który dołożył dwa punkty spod kosza. W 13. minucie Legia prowadziła 32:22. Mecz oglądało 4,2 tys. kibiców – w tym liczna, biało ubrana grupa fanów z Warszawy. Atmosfera była wręcz elektryzująca – nie tylko z powodu emocji, ale i warunków w hali, gdzie brakowało klimatyzacji. Jeden z kibiców Startu zasłabł, lecz szybko otrzymał pomoc.
Na parkiecie trwał pokaz umiejętności McGusty’ego, który do przerwy zdobył 16 punktów. Legia prowadziła 42:37, a biorąc pod uwagę niską skuteczność rzutową Startu (13/32) i brak punktów Ousmane’a Drame oraz C.J. Williamsa – to był niezły wynik dla gospodarzy. Wyróżniał się tylko Lecomte, który na półmetku miał 17 punktów i 4 asysty.
Trzymające w napięciu zakończenie
W trzeciej kwarcie Start doprowadził do remisu po skutecznych akcjach Courtneya Rameya, ale Legia natychmiast odpowiedziała. McGusty, Vucić i Pluta ponownie napędzali ofensywę stołecznych. W 26. minucie było 58:50 dla gości. Start nie dawał za wygraną, ale nie potrafił przejąć kontroli. Po trzeciej kwarcie Legia prowadziła 64:61.
Na początku ostatniej części spotkania warszawianie znów odskoczyli – po akcjach Vucicia i McGusty’ego prowadzili 71:63. Lublinianie jednak nie zamierzali się poddać. Ramey i Lecomte raz po raz budzili nadzieje wśród fanów Startu. W 36. minucie gospodarze zbliżyli się na 74:75, a chwilę później po trójce Tevina Browna doprowadzili do remisu 77:77. Kilkanaście sekund później Start wyszedł nawet na prowadzenie.
Wtedy jednak znów objawiła się wielkość McGusty’ego – najpierw trafił za dwa z faulem (akcja 3+1), a chwilę później popisał się akcją 3+1 – trafiając trójkę z przewinieniem i rzutem wolnym. W 38. minucie Legia prowadziła 84:79. Potem punkt dołożył jeszcze Ojars Silins, a wynik 87:79 na niespełna dwie minuty przed końcem niemal przesądził o losach meczu.
Start próbował jeszcze walczyć, ale czasu i sił zabrakło. Cudu nie było – Legia Warszawa mistrzem Polski 2025!
MVP finałów – Kameron McGusty
Amerykanin w najważniejszym meczu sezonu zdobył aż 30 punktów i został wybrany MVP finałowej serii. Jego znakomita gra, opanowanie w kluczowych momentach i zdolność do brania odpowiedzialności sprawiły, że to właśnie Legia – po 56 latach przerwy – znów może świętować tytuł najlepszej drużyny w Polsce.