Pilne wieści od Świątek przyszły o 23:20. Horror w Maladze
Kapitan czeskiej kadry stał się ilustracją zdziwienia, gdy Linda Noskova wygrała dziewięć akcji z rzędu w meczu z Igą Świątek. Czeszka przejmowała kontrolę nad starciem, które Polka musiała wygrać, by nasza kadra została w walce o półfinał nieoficjalnych mistrzostw świata. Ale Świątek się opanowała, zwyciężyła 7:6, 4:6, 7:5 i o wyniku ćwierćfinału Billie Jean King…
Kapitan czeskiej kadry stał się ilustracją zdziwienia, gdy Linda Noskova wygrała dziewięć akcji z rzędu w meczu z Igą Świątek. Czeszka przejmowała kontrolę nad starciem, które Polka musiała wygrać, by nasza kadra została w walce o półfinał nieoficjalnych mistrzostw świata. Ale Świątek się opanowała, zwyciężyła 7:6, 4:6, 7:5 i o wyniku ćwierćfinału Billie Jean King Cup zadecyduje debel grany w środku nocy!
Iga Świątek przełamała Lindę Noskovą już w pierwszym gemie, a po chwili wygrała gema przy swoim podaniu i w mecz weszła z prowadzeniem 2:0. Polka nie była tak pewna i tak dynamiczna jak w wygranym dzień wcześniej meczu z Paulą Badosą, ale zdawała się kontrolować sytuację. Do czasu.
Było 4:3 i 40:15, Świątek serwowała i nagle się zacięła. I to jak bardzo!
4:3, 40:30
4:3, 40:40
4:3, 40:A
4:4
4:4, 15:0
4:4, 30:0
4:4, 40:0
5:4
5:4, 15:0
Taką serię punktową (dziewięć z rzędu!) zaliczyła Noskova w zaledwie dwie-trzy minuty. Petr Pála, kapitan kadry Czeszek, widząc to zrobił taką minę, jakby był wielokrotnie nagradzanym Oscarami aktorem i jakby miał dowieść swojej aktorskiej klasy, odgrywając wielkie zdziwienie.
Noskova zerojedynkowa, a Świątek zbyt niespokojna
Noskova grała z maksymalnym ryzykiem i albo trafiała potężne forhendy (prędkości generowała wyższe niż Iga), albo potężnie wyrzucała je poza kort. I nagle Świątek podała jej rękę, sama robiąc równie duże błędy, gubiąc rytm i pewność, wpędzając się w kłopoty. Gdy już wydawało się, że druga zawodniczka światowego rankingu uspokoiła się, podniosła poziom i po przełamaniu rywalki na 6:5 pewnie wyserwuje sobie wygranie tego seta bez konieczności grania tie-breaka, to okazało się, że… jednak tak się tylko wydawało. Noskova przełamała Świątek, doprowadziła do stanu 6:6 i do tie-breaka. A w nim nie mogliśmy się czuć spokojni, nawet gdy Iga prowadziła 3-0 czy 4-1. Przy tym drugim wyniku Polka miała dwa serwisy i oba te punkty przegrała. Przy stanie 4-3 w tie-breaku Świątek miała na koncie już 19 niewymuszonych błędów albo 17 według innych statystyk. W każdym razie to dużo za dużo i nieważne, że Noskova miała ich jeszcze więcej – 24 (przy 15 winnerach, a Iga kończących uderzeń miała wtedy 11).
Na szczęście as serwisowy na 6-4 i po chwili forhendowa bomba Noskovej bardziej w trybuny niż w kort dały Idze zwycięstwo w pierwszym secie po aż godzinie i 10 minutach walki.
Świątek musiała nie tylko wygrać, ale też oszczędzać paliwo. To się nie udało
Uciekający czas był tu ważny, bo w przypadku zwycięstwa Igi niemal pewne było, że z nią w składzie do decydującej walki wyjdzie nasz debel. A zatem warto byłoby, żeby w baku Świątek zostało jak najwięcej paliwa na decydującą rozgrywkę.
Noskova robiła wszystko, żeby ze Świątek wygrać i tym samym żeby zakończyć ten ćwierćfinał zwycięstwem swojej reprezentacji. W pierwszym secie Polka broniła pięciu breakpointów (obroniła trzy), a Czeszka czterech (obroniła dwa), natomiast teraz obie zaczęły partię od takiego grania przy swoich serwisach, że ta druga nie miała czego szukać. W pewnym momencie wyglądało to aż tak:
Gem Świątek na 2:1 wygrany do zera
Gem Noskovej na 2:2 wygrany do zera
Gem Świątek na 3:2 wygrany do zera
W tym secie obie zawodniczki długo były na plusie jeśli chodzi o stosunek winnerów do niewymuszonych błędów (skończyło się bilansem 5:5 u Igi i 11:8 u Lindy). Krótko mówiąc: rosły emocje i rósł poziom.
Niestety, tych emocji dostaliśmy więcej niż chcieliśmy. Przy stanie 4:4 i 30:30 pierwszą szansę na przełamanie wypracowała sobie Noskova i wykorzystała ją znakomitą akcją pod siatką – Świątek broniła się, jak tylko mogła, ale mimo kilku prób nie była w stanie minąć rosłej rywalki (Czeszka ma 179 cm wzrostu). W efekcie po godzinie i 50 minutach meczu Noskova stanęła przed szansą wygrania swojego gema serwisowego na 6:4, a więc doprowadzenia do trzeciej partii. I zrobiła to, wykorzystując już pierwszego setbola.
Po godzinie i 52 minutach gry o godzinie 22:35 Świątek serwisem zaczęła partię decydującą o tym czy mecz Polska – Czechy przedłuży się do połowy nocy. W ostatnim secie pojedynku Igi z Lindą dostaliśmy takie granie, że zarywać tej nocy nie było szkoda. Gdy Świątek przełamywała rywalkę na 3:1, to zagrała już szóstego winnera w tej partii, przy zaledwie jednym niewymuszonym błędzie. Noskova też trzymała wysoki poziom, miała wtedy bilans 7:3. Zdawało się, że przy naprawdę dobrym tenisie z obu stron decydujące okazują się doświadczenie i siła mentalna. Świątek w tym meczu nie raz i nie dwa się irytowała swoimi błędami czy zachowaniami kibiców utrudniających granie. Ale wiele razy widzieliśmy, jak się wycisza, jak w przerwach zamyka oczy i mocno się koncentruje. Pełne skupienie pomogło jej po przełamaniu rywalki dołożyć gema na 4:1, mimo że przegrywała w nim 15:30 i Noskova ewidentnie poczuła nadzieję na błyskawicznie odrobienie strat. Wtedy Iga trzy razy z rzędu zaserwowała tak znakomicie, że nie było grania, tylko były punkty dla niej i była „Jazda” – myśleliśmy, że już ku końcowi tego maratońskiego meczu.
Tylko że w tamtym momencie Świątek znowu się zacięła. Już nawet nie będziemy pokazywać kolejnej miny kapitana Czeszek po tym jak Noskova przełamała Igę do zera na 3:4. Gdy 20-latka schodziła na przerwę przed swoim gemem serwisowym, to Petr Pála witał ją przed ławką wręcz owacyjnie. W tych dwóch przegranych gemach Świątek zagrała tylko jednego winnera i popełniła cztery niewymuszone błędy. Noskovej wystarczyło być wtedy na zero (trzy winnery i trzy błędy).
Nawet tak nieznaczne podpieranie się statystykami pokazuje to, co widział każdy, kto oglądał mecz – że gra naszej faworytki falowała. Iga będąca na dobrym, stabilnym poziomie, wygrałaby ten mecz w dwóch setach. Bez względu na to, co robiłaby utalentowana i naprawdę groźna Noskova.
Cóż, było, jak było, dlatego po dwóch godzinach i 25 minutach przy wyniku 7:6, 4:6, 4:4 znów wszystko stało się otwarte. A my patrząc wtedy na serwis Igi zastanawialiśmy się czy będzie trafiała pierwszym podaniem i – co tu ukrywać – baliśmy się, że ewentualne drugie podanie Noskova będzie kapitalnie atakowała.
Świątek zdołała wyjść na 5:4, ale po chwili Czeszka obroniła się przy swoim serwisie i przy wyniku 5:5 byliśmy coraz bliżej kolejnego w tym starciu tie-breaka. Na szczęście prowadzenie 6:5 Świątek wywalczyła sobie bardzo dobrym, pewnym graniem przy swoim serwisie. I wreszcie – uff! – w tej wojnie nerwów w końcówce liderka Polek jeszcze raz przełamała rywalkę Czeszek i po dwóch godzinach oraz 40 minutach walki – dokładnie o 23:20 czasu polskiego – zamknęła ten mecz wynikiem 7;6, 4:6, 7:5. I wyrównaniem stanu meczu Polska – Czechy ba 1:1.
Dla Igi to już 63. wygrany mecz w tym roku. Przy zaledwie dziewięciu przegranych. A teraz najpewniej czeka ją występ w deblu (wkrótce poznamy składy). W nim na co dzień już nie gra, ale kiedyś potrafiła dotrzeć w nim nawet do wielkoszlemowego finału. Oby teraz pomogła Polsce dotrzeć do półfinału nieoficjalnych mistrzostw świata.