Polka żenująco potraktowana przez WTA. Absolutny skandal! I to w finale
Kompromitacja WTA. Historia Katarzyny Kawy zignorowana, choć zasłużyła na światowy rozgłos Trudno nie odczuwać rozczarowania, obserwując, jak organizacja odpowiedzialna za kobiecy tenis rozmija się z własnymi deklaracjami i wartościami, które tak chętnie promuje w medialnych przekazach. Po efektownym rebrandingu WTA obiecywała bowiem wspierać zawodniczki na całym świecie, promować ich historie, inspirować nowe pokolenia tenisistek i…
Kompromitacja WTA. Historia Katarzyny Kawy zignorowana, choć zasłużyła na światowy rozgłos
Trudno nie odczuwać rozczarowania, obserwując, jak organizacja odpowiedzialna za kobiecy tenis rozmija się z własnymi deklaracjami i wartościami, które tak chętnie promuje w medialnych przekazach. Po efektownym rebrandingu WTA obiecywała bowiem wspierać zawodniczki na całym świecie, promować ich historie, inspirować nowe pokolenia tenisistek i pokazywać, że sukcesy mogą rodzić się w różnych zakątkach globu. Niestety, praktyka jak zwykle brutalnie zweryfikowała teorię. Przykład Katarzyny Kawy i jej niezwykłego występu w Bogocie jest najlepszym dowodem na to, że WTA nie tylko zawodzi, ale wręcz aktywnie przyczynia się do wymazywania pięknych historii, które mogłyby wzbogacić cały sport.
Wyczyn, który przeszedł bez echa
Katarzyna Kawa, jeszcze do niedawna notowana poza pierwszą dwusetką rankingu WTA, dokonała czegoś absolutnie wyjątkowego. Polka, która w wieku 32 lat musiała przebijać się przez kwalifikacje turnieju w kolumbijskiej Bogocie, nie tylko przeszła przez nie zwycięsko, ale i później — w turnieju głównym — wyeliminowała znacznie wyżej notowane rywalki, w tym rozstawioną z “jedynką” Marie Bouzkovą. Kawa, bez medialnej otoczki i bez ochrony ze strony rankingowych przywilejów, rozegrała sześć kapitalnych spotkań i sensacyjnie awansowała do finału turnieju WTA 250. To historia, która idealnie wpisuje się w kanon sportowych sensacji — takich, które powinny rozgrzewać wyobraźnię kibiców i inspirować innych zawodników do walki o marzenia.
Tymczasem WTA… milczy.
Media społecznościowe WTA: cisza, która boli
W czasach, gdy media społecznościowe są głównym narzędziem komunikacji ze światem, a każda historia może w mgnieniu oka dotrzeć do milionów fanów, organizacja WTA postanowiła praktycznie zignorować to, czego dokonała Polka. Na oficjalnym koncie na platformie X (dawniej Twitter), pojawiły się jedynie dwa (!) krótkie wpisy związane z finałem w Bogocie. Oba miały charakter techniczny — jeden dotyczył piłki setowej, drugi piłki meczowej. Brakowało tam jakiegokolwiek kontekstu, emocji, narracji. Ba, zabrakło nawet… imienia Katarzyny Kawy.
Dla porównania — w tym samym czasie WTA z dużym zaangażowaniem relacjonowało wydarzenia z turnieju w Charleston, publikując aż siedem postów dotyczących finału gry podwójnej. Nie chodzi oczywiście o to, by umniejszać zasługi deblistek — każda zawodniczka zasługuje na uznanie. Ale problemem jest proporcja, a właściwie jej brak. Historia z Bogoty została potraktowana jak margines. A przecież to właśnie takie sensacje są solą sportu.
Nie pierwszy raz, ale wciąż boli
To niestety nie pierwszy przypadek, gdy WTA wykazuje się kompletnym brakiem wyczucia i lekceważeniem zawodniczek spoza tenisowego mainstreamu. Promowane są przede wszystkim nazwiska, które już mają ugruntowaną pozycję, najlepiej pochodzące z krajów o dużej sile medialnej i komercyjnej. A przecież to nie z myślą o gwiazdach miała być ta nowa, lepsza WTA, tylko o wszystkich zawodniczkach — niezależnie od pozycji rankingowej, narodowości czy wieku.
W tym świetle pominięcie Katarzyny Kawy nie jest jedynie brakiem uprzejmości. To poważne zaniedbanie, które godzi w fundamenty idei równości i wspierania sportu kobiecego. Bo jeśli nawet tak spektakularny wyczyn nie zasługuje na wzmiankę, to jaką szansę mają mniej medialne tenisistki na zaistnienie?
Sukces zbudowany na ciężkiej pracy, nie na błysku fleszy
Występ Katarzyny Kawy to historia o determinacji, wytrwałości i wierze w siebie. W wieku, gdy wiele tenisistek kończy kariery lub powoli schodzi z głównej sceny, Polka dopiero pokazuje, że ma przed sobą najlepsze mecze. Jej droga do finału to seria znakomitych spotkań, pełnych emocji, zwrotów akcji i niespodzianek. To materiał na viralowy filmik, na inspirujący wywiad, na szeroko komentowaną historię sukcesu. Ale nic z tego nie otrzymała.
WTA nie tylko nie doceniła tej opowieści — ona ją wymazała. A to błąd, który kosztować będzie nie tylko Katarzynę Kawę, ale i cały kobiecy tenis. Bo bez prawdziwych historii, bez pokazywania, że sukces może przyjść z najmniej spodziewanego kierunku, trudno będzie budować zainteresowanie tą dyscypliną.
Podsumowanie: lekcja, której WTA nie odrobiła
Organizacja WTA miała szansę pokazać, że naprawdę zależy jej na promowaniu każdej zawodniczki — nie tylko tych z top 10, nie tylko z najdroższych turniejów. Historia Katarzyny Kawy była ku temu idealną okazją. Niestety, zamiast inspirującej narracji dostaliśmy ciszę. Ciszę, która boli, i która wystawia WTA jak najgorsze świadectwo.
Jeśli organizacja na serio myśli o rozwoju i popularyzacji kobiecego tenisa, musi wyciągnąć wnioski z tej kompromitującej sytuacji. Bo jeśli dalej będzie ignorować takie historie jak ta Katarzyny Kawy, to żadne rebrandingi i hasła o równości nie będą miały znaczenia.