Polska czekała na to pół wieku. Magiczna bariera przekroczona
Natalia Kaczmarek złapała się za głowę, a potem padła na kolana. W szoku zmieszanym z euforią po jej wyniku 48,98 s byli też jej bliscy, a realizatorzy transmisji aż się pomylili. Światowa federacja lekkoatletyczna określiła ten bieg na 400 m jako zmiażdżenie niemal 50-letniego rekordu Polski Ireny Szewińskiej. Nominowany wśród Momentów Roku rezultat jako najlepszy…
Natalia Kaczmarek złapała się za głowę, a potem padła na kolana. W szoku zmieszanym z euforią po jej wyniku 48,98 s byli też jej bliscy, a realizatorzy transmisji aż się pomylili. Światowa federacja lekkoatletyczna określiła ten bieg na 400 m jako zmiażdżenie niemal 50-letniego rekordu Polski Ireny Szewińskiej. Nominowany wśród Momentów Roku rezultat jako najlepszy w historii kraju przetrwał jednak tylko 40 dni.
W plebiscycie Sport.pl wybieramy Moment Roku 2024 w polskim sporcie. Głosowanie na jedno z dziesięciu nominowanych przez nas wydarzeń – w sondażu pod tym tekstem. Ogłoszenie wyników – 31 grudnia.
– Był to właściwie bieg idealny – mówiła Sport.pl Natalia Kaczmarek kilka dni po wygranym w rewelacyjnym stylu finale rywalizacji na 400 m w mistrzostwach Europy. Nie tylko wywalczyła złoto, ale też poprawiła aż o 0,3 sekundy rekord Polski legendarnej Ireny Szewińskiej z 1976 roku. I to mimo choroby oraz faktu, że to nie wtedy miała osiągać takie wyniki. Po tym starcie była gotowa bez wahania oddać historyczny rezultat za jedną rzecz. Ale nie musiała – dwa miesiące później spełniła też inne wielkie marzenie.
Zobacz wideo Natalia Bukowiecka z nagrodą Złote Kolce. “Najlepszy sezon w moim życiu”
Mistrzowski finisz. “Musi gdzieś pęknąć!”. Wynik, który zaskoczył wszystkich
– W końcu przestaniecie pytać o ten rekord Polski – rzuciła żartem Kaczmarek na wstępie do dziennikarzy 10 czerwca w Rzymie. Szalejące w niej chwilę wcześniej emocje po zapisaniu się w historii polskiej lekkoatletyki, zaczęły już nieco opadać. Gdy po raz pierwszy zobaczyła na tablicy swój rewelacyjny czas, to sama była ogromnie zaskoczona. Bo w tym roku wszystko było u niej podporządkowane igrzyskom w Paryżu.
Ale zostańmy jeszcze chwilę przy tym, co się wydarzyło w stolicy Włoch. Przeziębiona 26-latka w finale biegła na siódmym torze, otoczona dwiema największymi rywalkami. Przed nią uciekała Holenderka Lieke Klaver, a goniła Irlandka Rhasidat Adeleke. Na ostatniej prostej liczyły się już tylko dwie zawodniczki – Kaczmarek i Adeleke, które biegły ramię w ramię.
Bardzo mocny finisz to już znak firmowy Polki. Pamiętał też o tym dobrze Przemysław Babiarz. – Ta młoda Irlandka musi się gdzieś złamać, musi gdzieś pęknąć! – krzyczał podekscytowany komentator TVP podczas decydującego fragmentu rywalizacji, który oglądał już na stojąco. Kaczmarek na ostatnich metrach zostawiła wreszcie nieco w tyle Adeleke. Ta tuż przed metą pochyliła się jeszcze mocno do przodu, ale przewaga Polki była zbyt duża, by ten ruch coś zmienił. Wynik triumfatorki – 48,98 s, Irlandka uzyskała 49,07, a Klaver 50,8.
Gdy na tablicy pojawił się rezultat Kaczmarek, to z wrażenia podniósł się też komentujący z Babiarzem Sebastian Chmara. 49,28 s, które dało Szewińskiej nie tylko olimpijskie złoto w Montrealu, ale także rekord świata, dopiero teraz – po 48 latach – przestało być najlepszym wynikiem w historii Polski. Szykująca się do igrzysk w Paryżu Kaczmarek mówiła później, że w Rzymie czuła się dobrze, ale przed finałem ME celowała w czas 49,23. Jej wieloletni trener Marek Rożej też opowiadał, że wiedział, iż stać ją w tym sezonie na biegi poniżej 49 s, ale nie przewidział, że nastąpi to już w czerwcu. Efekt tego przedolimpijskiego testu przekroczył wyobrażenia wszystkich.
Wielkie zaskoczenie rewelacyjnym wynikiem połączone z euforią widać było doskonale też w reakcjach Kaczmarek i jej bliskich. Gdy ona zobaczyła wynik, to najpierw otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i złapała się rękami za głowę, a potem zakryła dłońmi usta. Zanim padła na kolana – ciesząc się, ale i też chyba wciąż jeszcze do końca nie dowierzając – zdążyła odebrać gratulacje od Klaver. Za głowę łapał się wtedy też i skakał z radości jej ówczesny narzeczony, a obecnie już mąż – kulomiot Konrad Bukowiecki – który po chwili padł w ramiona stojącego w pobliżu Rożeja.
Na trybunach w Rzymie była również najbliższa rodzina 26-latki i trudno było powstrzymać uśmiech, oglądając w powtórkach reakcje będącego na pierwszym planie ojca lekkoatletki – Krzysztofa. Najpierw, gdy córka wkroczyła na ostatnią prostą razem z Adeleke, krzyczał co jakiś czas przejęty “Dawaj, Natalia!”, a gdy jako pierwsza przekroczyła linię mety, to wymachiwał szczęśliwy flagą i świętował z resztą rodziny. Po chwili zastygł na moment, wpatrując się szeroko otwartymi oczami na tablicę wyników, by wreszcie przykucnąć z wrażenia i ukryć twarz w dłoniach, a następnie w euforii podrzucać flagę i przybijać piątki m.in. z operatorem wymierzonej w niego kamery. Rzucał przy tym radośnie: “I co, jaki wynik?”.
Pomyłka realizatorów transmisji. Bieg idealny. Kaczmarek przestraszyła kibiców
Emocje udzieliły się chyba też wtedy realizatorom transmisji telewizyjnej, bo w pierwszej chwili podali informację, że Kaczmarek uzyskała najlepszy w tym roku wynik na świecie. Nie było to prawdą – wówczas już lepsze miały Amerykanka Sydney McLaughlin-Levrone (48,75) i Jamajka Nickisha Pryce (48,89). Styl, w jakim wygrała wówczas Polka, zrobił jednak wrażenie nie tylko na rodakach. W poście na Instagramie World Athletics, który dotyczył tego sukcesu, stwierdzono, że Kaczmarek zmiażdżyła wieloletni rekord Polski.
Kilka dni później w rozmowie ze Sport.pl lekkoatletka zdradziła, że oglądała powtórkę tego biegu już trzykrotnie i pewnie obejrzy ją jeszcze wielokrotnie. – Pod względem techniki i realizowania założeń był to właściwie bieg idealny. Czułam, że jestem w stanie pobić rekord Polski, bo dobrze biegałam na treningach, były dobre warunki pogodowe, a ja byłam dobrze przygotowana i wypoczęta. Fakt, nieco martwiło mnie to przeziębienie. Nie wiedziałam, jak organizm zareaguje, bo to jednak zawsze niepewność. Ale wiedziałam też, że nie powinno mi to przeszkodzić w samym biegu, bo wtedy – można powiedzieć żartobliwie – tak naprawdę za dużo nie oddychamy. Na szczęście rzeczywiście nie wpłynęło to na organizm – opowiadała Kaczmarek.
Nie kryła też, że swój wkład w jej sukces miała Adeleke, która do końca wywierała na nią presję. – Gdybym na ostatniej prostej miała dużą przewagę, to nie osiągnęłabym takiego wyniku. Zawsze jak dodatkowo odpieramy czyjeś ataki, to jest dodatkowa motywacja, bo zmęczenie już daje się we znaki – przyznała.
Czasu na świętowanie wielkiego sukcesu wtedy nie miała – zaraz potem skupiła się na odpoczynku i przygotowaniu do finału sztafety 4×400. To nie był udany start Polek. Biegnąca na ostatniej zmianie Kaczmarek nie zdołała nadrobić strat i wbiegła na metę dopiero jako szósta. Potem nastraszyła nieco kibiców, gdy komentatorzy TVP poinformowali, że potrzebowała pomocy medycznej. Opowiadała nam później, że miała problemy oddechowe, które były spowodowane najprawdopodobniej chorobą.
Na ten rekord czekano prawie 50 lat, był ważny tylko 40 dni. Koniec sukcesów Natalii Kaczmarek
Kaczmarek już w ubiegłym roku weszła na topowy poziom, czego potwierdzeniem było przede wszystkim wicemistrzostwo świata wywalczone w Budapeszcie (49,57). Był to też pierwszy medal tej imprezy dla Polski na 400 m od 43 lat. To wtedy również nazwisko przedstawicielki KS Podlasie Białystok coraz częściej zaczęło pojawiać się w gronie zawodniczek z realnymi szansami na medal olimpijski w Paryżu. Z myślą o tej imprezie z trenerem podjęli decyzję o rezygnacji z sezonu halowego tej wiosny, by ograniczyć ryzyko kłopotów zdrowotnych. Po rekordowym występie w Rzymie pytaliśmy, czy oddałaby ten historyczny wynik za podium na igrzyskach w stolicy Francji – przytaknęła bez wahania.
Dodała wtedy też, że nie da się wciągnąć w deklaracje dotyczące zdobycia olimpijskiego krążka latem. Jednocześnie jednak przyznała, że liczy, iż zbliży się wówczas do ustanowionego w Italii rekordu życiowego lub go poprawi. W odbywającym się 9 sierpnia finale igrzysk uzyskała dokładnie taki sam czas jak w ME i znów na ostatniej prostej walczyła z Adeleke. Tym razem stawką był brąz, bo Marileidy Paulino z Dominikany i reprezentująca Bahrajn Salwa Eid Naser uciekły reszcie stawki (miały – odpowiednio – 48,17 i 48,53). 22-letnia Irlandka znów musiała się zadowolić miejscem tuż za Polką. A ta ostatnia może teraz pochwalić się kompletem olimpijskich krążków, bo w Tokio zdobyła złoto w sztafecie mieszanej 4×400 i srebro z kobiecej sztafecie na tym dystansie. Dodatkowo w Paryżu uratowała honor polskiej lekkoatletyki.
Walka o medale tegorocznych igrzysk toczyła się w deszczu. Kaczmarek przyznała potem, że gdyby bieżnia była sucha i było nieco cieplej, to ustanowiłaby nowy rekord życiowy. W Paryżu jednak nie wyrównała dotychczasowego – 41 dni po ME miała już lepszy, poprawiając tym samym własny, wciąż dość świeży, rekord kraju. Podczas mityngu Diamentowej Ligi w Londynie uzyskała 48,90. Ostatecznie to piąty wynik na światowych listach w tym roku.
“Tak szybko nie biegała żadna europejska sprinterka na 400 metrów od blisko trzech dekad. Ostatnim tak wartościowym czasem popisała się przed 28 laty legendarna Francuzka Marie-Jose Perec, która z wynikiem 48,25 wygrywała olimpijskie złoto w Atlancie” – odnotowano wówczas na stronie Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.
W Londynie ustanawiania rekordów kraju w tym roku 26-latka jednak nie skończyła. Zrobiła to jeszcze raz – 1 września podczas Memoriału Zbigniewa Ludwichowskiego w Olsztynie na nietypowym dystansie 150 m, uzyskując 17,24. Kibice zapewne czekają na jej kolejne historyczne wyniki w koronnej konkurencji, ale ich nie będzie już notować w razie czego Natalia Kaczmarek. Bez stresu, to nie pesymizm dotyczący formy obecnej królowej polskiej lekkoatletyki (choć faktem jest, że w Paryżu zapowiadała, iż w przyszłym sezonie ma więcej biegać na krótszym dystansie i skupić się na poprawie szybkości). Pod koniec września wzięła ślub i od teraz będzie po prostu startować jako Natalia Bukowiecka. Czy pod nowym nazwiskiem zbliży się do rekordu świata (47,60)? Po sukcesie w Rzymie wzbraniała się, że ten wynik to dla niej jeszcze abstrakcja. Wydaje się jednak, że – o ile na przeszkodzie nie staną kłopoty zdrowotne – to ma wielki potencjał, by dalej śrubować rekord Polski.