Polski bokser w walce o mistrzostwo świata. Nagle wywołał Usyka. Będzie nokaut? Legenda na horyzoncie
Maciej Sulęcki: Mbilli to jeden z najbardziej unikanych pięściarzy. Ale trzeba kuć żelazo, póki gorące Rozmawiał Artur Gac, Interia Już 27 czerwca w Kanadzie Maciej Sulęcki stanie do jednej z najważniejszych walk w swojej karierze – jego rywalem będzie niepokonany Christian Mbilli (28-0, 23 KO), a stawką będzie pas WBC Interim w kategorii superśredniej. –…
Maciej Sulęcki: Mbilli to jeden z najbardziej unikanych pięściarzy. Ale trzeba kuć żelazo, póki gorące
Rozmawiał Artur Gac, Interia
Już 27 czerwca w Kanadzie Maciej Sulęcki stanie do jednej z najważniejszych walk w swojej karierze – jego rywalem będzie niepokonany Christian Mbilli (28-0, 23 KO), a stawką będzie pas WBC Interim w kategorii superśredniej.
– To bez wątpienia jeden z najbardziej unikanych zawodników na świecie. Jest niebezpieczny, ma nokautujące uderzenie i naprawdę potrafi boksować. Poza Kanadą i Francją wciąż jest mało znany, ale jego sportowy poziom jest absolutnie wyjątkowy. Wiem, że czeka mnie trudna przeprawa, ale trzeba kuć żelazo, póki gorące – mówi w rozmowie z Interią Maciej Sulęcki.
Artur Gac: Gratulacje – stało się to, o czym rozmawialiśmy po twojej wygranej z Alim Achmedowem. Pas WBC Silver zdobyty w świetnym stylu może nie był celem samym w sobie, ale otworzył przed tobą nowe możliwości. No i proszę – kontrakt na walkę o tytuł już jest.
Maciej Sulęcki: Dokładnie tak. Gratulacje przyjmę po walce, bo tylko zwycięstwo mnie interesuje. Ale cieszę się, że pojawiła się taka szansa. Spodziewaliśmy się, że po zdobyciu pasa WBC Silver dostaniemy dobrą propozycję – i dostaliśmy. Co prawda planowaliśmy innego rywala, ale pojedynek z niepokonanym Mbillim to ogromne wyzwanie.
Z kim pierwotnie planowaliście się zmierzyć?
Najbardziej zależało nam na walce z Edgarem Berlangą albo Jaime’em Munguią. Ale kiedy pojawiła się opcja walki o pas WBC Interim z Mbillim, wiedzieliśmy, że to krok jeszcze bliżej walki o pełnoprawny tytuł – którego posiadaczem jest dziś Canelo Alvarez. Droga ułożyła się idealnie.
Zakładałeś, że znów trzeba będzie ruszyć na walkę poza Polskę?
Tak to już wygląda – „zagraniczne łowy”, jak to ładnie ująłeś. Ale nie narzekam. Ołeksandr Usyk przez całą karierę walczył na wyjazdach, i to z wielkimi sukcesami. Ring wszędzie wygląda tak samo. Trzeba wejść i wykonać swoją robotę najlepiej, jak potrafisz.
Mbilli to pięściarz, który cały czas czeka na wielką walkę i przełom. Z drugiej strony jego styl sprawia, że wielu unika z nim starcia.
Tak, zdecydowanie. To jeden z najbardziej unikanych zawodników. Jest groźny, świetnie wyszkolony, a przy tym nie generuje wielkich pieniędzy, więc wielu kalkuluje, że nie warto ryzykować. Ja mam świadomość, że czeka mnie bardzo trudny bój. Najgorzej walczyć z rywalami mało znanymi, ale bardzo niebezpiecznymi.
Czy miałeś jakiekolwiek wątpliwości przed przyjęciem tej walki?
Ani przez chwilę. Razem z moim menedżerem, Łukaszem Kownackim, powiedzieliśmy sobie jasno – robimy krok naprzód. Nie ma sensu trzymać się poziomu, na którym jesteśmy, ani tym bardziej cofać się, by bronić pasa WBC Silver. Mam 35 lat, nie jestem już młody, więc trzeba działać, póki jest ku temu okazja. Przyszła propozycja walki z Mbillim, przeanalizowaliśmy, szybkie negocjacje – i mamy to.
Walka z Achmedowem była inwestycją. Niska wypłata, ale duża stawka sportowa. Teraz jest podobnie?
Z finansowego punktu widzenia też jestem zadowolony. Wiadomo – największe pieniądze są przy bardzo medialnych rywalach, ale czasem można dobrze zarobić również z unikanymi zawodnikami. Mam pas silver i wysoką pozycję rankingową, co daje mocną pozycję negocjacyjną. No i przede wszystkim – zwycięstwo daje mi realną szansę na walkę o pełnoprawny tytuł.
Można powiedzieć, że „wskoczyłeś” w miejsce Diego Pacheco, który odpuścił negocjacje z Mbillim.
Tak to wygląda, choć nie wiem dokładnie, jak wyglądały kulisy. Czekałem tylko na potwierdzenie – i kiedy je dostałem, byłem w pełni usatysfakcjonowany.
W ciągu jednej doby dwóch Polaków stoczy walki o mistrzowskie tytuły w Kanadzie – najpierw ty, a potem Michał Cieślak z Jeanem Pascalem.
Cudowna sprawa! Kiedy się dowiedziałem, że Michał walczy zaraz po mnie, byłem bardzo szczęśliwy. To może być naprawdę piękny weekend dla polskiego boksu – oby było 2:0 dla Polski.
W dodatku barwy naszych flag są takie same jak kanadyjskiej, więc biało-czerwona może powiewać jeszcze dumniej.
Dokładnie. Zrobimy wszystko, by to nasze barwy były wyżej po tych dwóch walkach.
Czy, tak jak Michał, planujesz zagraniczny obóz przygotowawczy?
Raczej nie. Zostaję w Polsce. Trenuję u Piotra Wilczewskiego w Dzierżoniowie, już rozpocząłem przygotowania siłowo-kondycyjne. Wszystko działa, więc nie zamierzamy nic zmieniać – zespół, który wygrywa, zostaje.
Czy przygotowania ruszą z pełnym impetem, czy musisz coś nadrabiać po przerwie po walce z Achmedowem?
Po walce zrobiłem tylko dwa tygodnie przerwy, więc nie startuję od zera. Odpocząłem, zresetowałem głowę i wracam do pracy. Chcę być jeszcze lepszy niż ostatnio.
Nie mogłem się oprzeć pierwszej refleksji, gdy tylko usłyszałem o walce z Mbillim: ty po prostu nie potrafiłbyś powiedzieć „nie” takiemu wyzwaniu.
To prawda. Mam do tego zdrowy dystans, ale wiem, że to ogromna szansa. Walka o pas WBC Interim to coś wielkiego – nie wiem, czy da mi od razu pojedynek z Canelo, ale na pewno będzie to najlepszy możliwy krok w tym kierunku.
Wygrana z Mbillim, a potem walka z Canelo – to byłoby ukoronowanie kariery.
Zdecydowanie. Jeśli po Achmedowie pokonam Mbilliego, to będzie już naprawdę blisko. A potem? Starcie z Canelo to byłoby spełnienie marzeń i historia, która zostanie na zawsze.
A co, jeśli znów, tak jak z Achmedowem, rzucisz rywala na deski w pierwszych sekundach?
Brzmi nierealnie, ale… nikt nie spodziewał się tego w Astanie, a jednak się wydarzyło. Boks to sport niespodzianek.