Iga Świątek znów porwała tłumy. Wielki powrót na Wimbledonie po chwilach niepokoju
W czwartek na kortach Wimbledonu emocji nie brakowało, choć przez chwilę tenis zszedł na dalszy plan. Brytyjczyków i kibiców z całego świata poruszyła tragiczna wiadomość o śmierci Diogo Joty – 28-letniego piłkarza Liverpoolu i reprezentanta Portugalii, który zginął w wypadku samochodowym w Hiszpanii. – Nieprawdopodobne… Przecież niedawno wziął ślub, osierocił trójkę dzieci – mówili z niedowierzaniem kibice stojący w kolejce do wejścia na teren All England Lawn Tennis and Croquet Club. Wśród bieli, która zwykle dominuje na trybunach Wimbledonu, w czwartek wyróżniała się czerwień koszulek Liverpoolu. Nie było ich wiele, ale każdy z tych kibiców przyciągał spojrzenia.
Śmierć Joty była tematem numer jeden także wśród dziennikarzy – zarówno brytyjskich, jak i niemieckich, siedzących nieopodal. – To ogromna tragedia, był świetnym piłkarzem – podkreślali. O zdarzeniu mówił nawet premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. – To wstrząsająca wiadomość. Miliony fanów Liverpoolu są zdruzgotane, ale poruszeni są też kibice innych drużyn i osoby niezwiązane z futbolem – powiedział. Wicepremier Angela Rayner złożyła kwiaty pod stadionem Anfield Road, oddając hołd tragicznie zmarłemu zawodnikowi.
Gdy zawiodła koncentracja – Świątek w opałach
W tym samym czasie trwała rywalizacja na korcie centralnym Wimbledonu, gdzie po meczu Novaka Djokovicia i przed pojedynkiem Jannika Sinnera z Aleksandarem Vukiciem, do gry weszła Iga Świątek. Polka od początku wyglądała bardzo dobrze – wygrała trzy pierwsze gemy i pewnie prowadziła 4:1. Wydawało się, że wszystko ma pod kontrolą. Ale przy stanie 40:40 w szóstym gemie coś się zacięło.
Nagle pojawiły się niewymuszone błędy, zagubienie, brak rytmu. McNally zagrała bardziej agresywnie, ale wiele punktów Polka oddała sama. – O Boże, co się z nią dzieje?! – pytali amerykańscy dziennikarze, łapiąc się za głowy. Świątek wyglądała na zdezorientowaną, gestykulowała w kierunku swojego sztabu, prosiła o ciszę z trybun. Ewidentnie była sfrustrowana.
Pierwszy set, mimo dobrego początku, przegrała 5:7. Ale w drugim odzyskała rytm – zaczęła grać pewniej, ograniczyła błędy, a przewaga fizyczna i tenisowa jakość zaczęły dawać efekty. Po wygranym secie 6:2 podeszła do swojego boksu, gdzie przez dłuższą chwilę dyskutowała z trenerem Wimem Fissettem. Świątek była bardzo ekspresyjna, a Fissette wstał, by dokładniej przekazać swoje uwagi. Rozmowa najwyraźniej pomogła.
Przebudzenie liderki. “To była już zupełnie inna Iga”
W decydującym secie Polka wróciła na właściwe tory. Grała znacznie spokojniej, skuteczniej i z większą kontrolą. Kluczowe okazały się długie wymiany – po jednej z nich McNally aż oparła się o rakietę, wyraźnie wyczerpana. Świątek dominowała fizycznie, wytrzymywała tempo i nie pozwalała Amerykance na wiele. Trzeci set padł łupem Igi 6:1, a cały mecz zakończył się zwycięstwem Polki: 5:7, 6:2, 6:1.
To nie był idealny występ, ale Świątek pokazała charakter i potrafiła się podnieść w trudnym momencie. Jeśli w kolejnej rundzie ograniczy liczbę prostych błędów, będzie groźna dla każdego. W sobotę zmierzy się z Danielle Collins – Amerykanką, z którą już wcześniej miała na korcie kilka elektryzujących pojedynków. Emocji i podtekstów w tym starciu na pewno nie zabraknie.
Polka zaprezentowała się jako zawodniczka dojrzała, zdolna do reagowania na kryzys i umiejąca odnaleźć spokój w chaosie. A to na Wimbledonie cecha kluczowa.