Przykrej prawdy o Polakach już nikt nie ukrywa. Fatalne wieści od Małysza
Nawet w środku kadry polskich skoczków nikt nie ukrywa, że 73. Turniej Czterech Skoczni raczej nie będzie nasz. Choć nadzieje na dobre wyniki w Niemczech i Austrii są, to trudno uwierzyć, że będą przełomowe, a dystans dzielący Polaków od czołówki nagle się zmniejszy. Zwłaszcza że coraz więcej mówi się o tym, co nie pozwala im…
Nawet w środku kadry polskich skoczków nikt nie ukrywa, że 73. Turniej Czterech Skoczni raczej nie będzie nasz. Choć nadzieje na dobre wyniki w Niemczech i Austrii są, to trudno uwierzyć, że będą przełomowe, a dystans dzielący Polaków od czołówki nagle się zmniejszy. Zwłaszcza że coraz więcej mówi się o tym, co nie pozwala im na walkę z najlepszymi.
Najgorsze uczucie podczas Turnieju Czterech Skoczni to bezradność, gdy odpadasz z walki o czołowe pozycje już po pierwszej serii konkursu otwierającego rywalizację, w Oberstdorfie. To ukłucie bólu, kiedy jeden skok rujnuje wszystko, całe osiem dni rywalizacji.
Oczywiście najbardziej przykro jest, gdy zawalisz, a ze swoim występem wiązałeś spore nadzieje i miałeś szanse walki o końcowe zwycięstwo. Ale nawet jeśli jesteś daleko od sięgnięcia po Złotego Orła, to do pierwszej serii w Oberstdorfie się łudzisz.
A po lądowaniu zbyt blisko na Schattenbergschanze zostaje snucie się po pozostałości Turnieju, potem rozważania, czy się z niego nie wycofać albo wmawianie sobie, że do końca walczysz o jak najlepszy indywidualny wynik. Zawsze trudno ukryć, że bycie tłem dla walki o triumf ma tu szczególnie gorzki smak.
Już nikt nie ukrywa, że Polakom będzie trudno o sukces na TCS. Trzeba się pogodzić
Polscy skoczkowie mogą tego doświadczyć drugi raz z rzędu i trzeci przez ostatnie cztery zimy. Z tęsknotą patrzymy na sezon 2022/2023, pierwszy za trenera Thomasa Thurnbichlera, kiedy w walce o zwycięstwo w Oberstdorfie liczyli się Piotr Żyła i Dawid Kubacki. I choć odleciał im wówczas Norweg Halvor Egner Granerud, a jedyną realną opcją rywalizacji o Złotego Orła było jego potknięcie w pierwszej serii w Innsbrucku, to dziś wzięlibyśmy to w ciemno. Niestety, trudno uwierzyć w to, żeby taki scenariusz wkrótce znów był możliwy. Nikt nie ukrywa, że w tym sezonie Turniej Czterech Skoczni raczej nie będzie polski, a inny scenariusz byłby sporą niespodzianką.
– Trudno wierzyć w to, że Polak mógłby wygrać nadchodzący Turniej Czterech Skoczni. Zawsze jest nadzieja i nigdy nie wiemy, co się stanie, a ta impreza to zawsze coś innego od zwykłych zawodów. Niektórzy nasi zawodnicy mają sporo doświadczenia na tamtejszych obiektach, wygrywali już wcześniej Turniej, albo walczyli o czołowe miejsca. Wszystko jest możliwe, ale szanse, w sytuacji, w której znaleźliśmy się jako zespół, nie są zbyt wysokie – mówił szczerze w programie “Trzecia Seria” na kanale YouTube TVP Sport dyrektor polskich skoków Alexander Stoeckl.
– Wyjazd na Turniej ma sens tylko wtedy, gdy jesteś w dobrej formie. W końcu liczy się walka o Złotego Orła i zwycięstwo, w dalszej perspektywie o niezłe indywidualne wyniki. A to jest możliwe tylko przy dobrej formie – opisał niedawno Sport.pl Thomas Thurnbichler.
Niestety, na Turnieju zawodnicy Austriaka zapewne od razu będą zmuszeni właśnie do przestawienia się na myślenie o tym, żeby osiągnąć jak najlepszy rezultat, a nie realnie uczestniczyć w głównej rywalizacji. Znów będzie tak, że gdy najlepsi będą walczyć o zwycięstwo i zapisanie się w historii, oni będą się przebierać albo już udzielać wywiadów mediom. Z tym trzeba się pogodzić.
Thurnbichler chce potraktować Turniej strategicznie. Ale co jeśli jego kadra nie zrobi kolejnego kroku?
Wynik, który zadowoliłby kibiców świadomych sytuacji polskich skoczków, jak i ekspertów, czy sztab to pewnie obecność w najlepszej dziesiątce klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni. Wszystko powyżej to na ten moment fanaberie.
Choć w ostatnich kilkunastu dniach Thurnbichler powtarzał, że widziałby chociaż jednego swojego zawodnika w Top6. Chciał, żeby ktoś zrobił krok do przodu już w Engelbergu. Tymczasem podczas próby generalnej przed TCS Polacy byli na tym samym lub nawet nieco słabszym poziomie niż w trakcie poprzednich weekendów PŚ. Niektórzy zawodnicy jakby potrzebowali przerwy i odświeżenia.
Z tym można wiązać nadzieje pod jednym kątem: że po spokoju i odpoczynku w trakcie świątecznej przerwy będzie ich stać na lepsze rezultaty i realną walkę o pozycje tuż za podium. To dałoby przesłanki do myślenia o mieszaniu szyków najlepszym i włączeniu się do rywalizacji o podium w kolejnych tygodniach. Bo wydaje się, że polski sztab stara się do wszystkiego podchodzić strategicznie. I podobnie jak rok temu w Turnieju Czterech Skoczni widzi dla Polaków kolejny krok w drodze do bycia konkurencyjnym podczas innego kluczowego punktu sezonu. Wtedy Aleksander Zniszczoł i Piotr Żyła w ciągu kolejnych tygodni byli w stanie powalczyć z najlepszymi. – Mamy przed sobą cały sezon, a z nim kolejne cele i najważniejszy: mistrzostwa świata. To na nich chcemy mieć mocny zespół, a żeby go zbudować, musimy podjąć odpowiednie kroki dla każdego z zawodników – wskazuje Thurnbichler. I tu trudno się z nim nie zgodzić.
Tylko pytanie: czy nie będzie odwrotnie? Polska kadra według średniej straty do poszczególnych miejsc w czołówce stawki jest mniej więcej w tym samym miejscu od początku grudnia. Wtedy, w Wiśle, straty były najmniejsze – ale to normalne, mieliśmy do czynienia z nieco inną skocznią, która zbija stawkę. Potem różnice nieco wzrosły, choć zawody w Titisee-Neustadt z dwoma miejscami w najlepszej dziesiątce Aleksandra Zniszczoła i Jakuba Wolnego wynikowo można uznać za najlepsze w sezonie. Tam średnią zawyżają słabe kwalifikacje przed pierwszym konkursem, w pozostałych seriach byli o wiele lepsi. Jednak, co ciekawe, nawet gdyby ich nie uwzględnić, to poza średnią stratą do najlepszej dziesiątki (zmniejszyłaby się do zaledwie 0,1 punktu), wyniki i tak byłyby gorsze od tych z Wisły.
Martwi ten zeszłotygodniowy Engelberg, bo to tu Thomas Thurnbichler chciał wykonać ze swoimi zawodnikami kolejny krok. Liczby ze Szwajcarii nie odbiegają od średnich z Wisły, tych najlepszych w sezonie, ale na Górze Aniołów miało nie być średnio. Miał być krok w kierunku czołowych pozycji, ale go zabrakło. Oby kolejne szanse, żeby jednak go wykonać, przyszły bardzo szybko.
Przedstawię to obrazowo: Polacy wspinają się w górę stawki jak po drabinie. Powoli widzą jej szczyt, ale zatrzymali się na jednym ze stopni. Postawili już na nim jedną nogę – wynikami z Titisee-Neustadt. Ale w Engelbergu zabrakło dołożenia drugiej, żeby móc go pokonać. Teraz może być tak, że w Oberstdorfie po krótkim, świątecznym odpoczynku, uda im się to zrobić bez problemu. Jednak jeśli odpowiedni ruch nie pojawi się podczas Turnieju Czterech Skoczni, to może być trudno powrócić do właściwego rytmu. W gorszym razie po kilku próbach postawienia nogi na wyższym szczeblu ten w końcu się złamie, a może nie wytrzymać i cała drabina.
Polacy jednocześnie regularni i rozregulowani. Małysz: “To nie jest najlepsza sytuacja”
Polakom nie można odmówić, że najlepsze pojedyncze wyniki kadry są regularne. W tym momencie są w stanie wprowadzać jednego skoczka do czołowej dziesiątki co weekend. Jednocześnie temu samemu zawodnikowi trudno utrzymać się dłuższy czas na takim poziomie. Indywidualnie ta regularność się gubi i co chwilę kto inny jest najlepszym w zespole. Z jednej strony dzięki temu w dobrym momencie każdy z zawodników potrafiłby wskoczyć do czołówki. Może się jednak przydarzyć taka seria jak w drugim konkursie w Engelbergu, gdy najlepszym z Polaków był 18. Paweł Wąsek. I wtedy trudno wyciągać pozytywy, nawet jeśli komuś przydarzy się taki awans jak Aleksandrowi Zniszczołowi – z 25. na 14. miejsce.
Miejsca zajmowane przez Polaków we wszystkich indywidualnych seriach tego sezonu:
– Paweł Wąsek (śr. 20. miejsce w 36 seriach): 21, 8, 16, 22, 9, 23, 23, 24, 23, 9, 50, 21, 15, 9, 33, 11, 14, 7, 12, 10, 13, 9, 38, 13, 16, 13, 36, 28, 43, 18, 33, 9, 18, 22, 18, 24
– Aleksander Zniszczoł (śr. 20. miejsce w 39 seriach): 26, 7, 32, 25, 15, 19, 22, 28, 10, 11, 4, 16, 23, 35, 29, 12, 27, 18, 11, 16, 13, 9, 30, 25, 31, 10, 11, 26, 17, 24, 13, 21, 45, 35, 22, 10, 29, 25, 9
– Piotr Żyła (śr. 22. miejsce w 15 seriach): 30, 30, 7, 35, 37, 27, 26, 11, 11, 12, 16, 19, DSQ, 35, 21, 14
– Jakub Wolny (śr. 25. miejsce w 27 seriach): 47, 32, 42, DSQ, 42, 40, 41, 27, 25, 25, 19, 17, 17, 22, 37, 21, 24, 8, 8, 6, 21, 28, 25, 9, 33, 5, 27, 21
– Dawid Kubacki (śr. 26. miejsce w 26 seriach): 25, 25, 26, 29, 12, 15, 33, 31, 19, 33, 28, 10, 25, 33, 18, 22, 23, 32, 17, 19, 36, 30, 21, 37, 39, 41
– Kamil Stoch (śr. 27. miejsce w 36 seriach): 39, 28, 40, 35, 21, 29, 25, 29, 30, 16, 29, 41, 14, 24, 21, 30, 33, 18, 21, 27, 24, 27, 25, 27, 21, 27, 22, 25, 31, 34, 27, 25, 17, 19, 37, 37
– Maciej Kot (śr. 44. miejsce w 11 seriach): 43, 41, 49, 42, 41, 43, 61, 39, 34, 49, 43
– Kacper Juroszek (śr. 51. miejsce w 3 seriach): 47, 55, DSQ, 52
– Andrzej Stękała (śr. 59. miejsce w 4 seriach): 60, 61, 54, 61
Najwięcej polskich skoków z rzędu na:
– Top1: 0
– Top3: 0
– Top5: 1 (Aleksander Zniszczoł w Ruce)
– Top10: 3 (Jakub Wolny w Titisee-Neustadt)
– Top15: 7 (Paweł Wąsek w Wiśle i Titisee-Neustadt)
– Top20: 7 (Paweł Wąsek w Wiśle i Titisee-Neustadt)
– Top30: 11 (Kamil Stoch w Wiśle i Titisee-Neustadt)
O tę kwestię dziennikarka “Przeglądu Sportowego Onet” Natalia Żaczek zapytała Alexandra Stoeckla. I Austriak zaskoczył pozytywnym spojrzeniem na sytuację. – A może to dobry znak? Każdy mierzy się mniej więcej z tym samym. A gdy drużyna współpracuje i zawodnicy wzajemnie sobie pomagają, mogą tylko rosnąć. W Austrii czy obecnie Norwegii też nie widać wyraźnego lidera. Norwegowie nie są w ścisłej czołówce, ale na pewno są mocni jako drużyna. Zespół musi być wystarczająco silny, by na najwyższym poziomie razem współdzielić ten ciężar – odpowiedział szef polskich skoków.