Robert Lewandowski bije na alarm. Jest źle, bardzo źle
jak wygląda WF w szkołach. Czy dalej akceptowane są zwolnienia z powodu kataru – stwierdził Robert Lewandowski, zapytany o przyszłość polskiej piłki. Ale jest gorzej, niż kapitan kadry myśli. Nie potrzeba kataru, by w kilka minut znaleźć lekarza, który wystawi zwolnienie z wuefu nie na tydzień, a na cały semestr. Rodzice sami podpowiadają sobie “dolegliwości”,…
jak wygląda WF w szkołach. Czy dalej akceptowane są zwolnienia z powodu kataru – stwierdził Robert Lewandowski, zapytany o przyszłość polskiej piłki. Ale jest gorzej, niż kapitan kadry myśli. Nie potrzeba kataru, by w kilka minut znaleźć lekarza, który wystawi zwolnienie z wuefu nie na tydzień, a na cały semestr. Rodzice sami podpowiadają sobie “dolegliwości”, za które lekarz wypisze zwolnienie ich dzieciom. Skutki są opłakane. Słabnąca reprezentacja to przy nich marginalny problemik.
To ciekawe, że kapitan reprezentacji pytany o to, jak atakować piłkarski szczyt, zaczyna od tego, jak w ogóle do tak wyboistej wyprawy się przygotować. I zamiast rozprawiać o tajnikach szkolenia i szczegółach działania akademii albo klubów, każe spojrzeć na sale gimnastyczne w szkołach.
O podwórkach jeszcze się czasem wspomina, że to właśnie między blokami kształtował się charakter, a dziś to miejsca wymarłe. Ale o salach? O nich pamięta mało kto. Tymczasem Lewandowski zaczyna mówić o lekcji WF-u, doszukując się w nim fundamentu do budowy profesjonalnego sportowca. Pytanie dotyczyło młodych polskich piłkarzy, którzy w ostatnich latach mają spore problemy, by zadomowić się w najlepszych europejskich ligach. Lewandowski miał wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.
– Rozmowę musielibyśmy zacząć rozmowę od tego, jak to wszystko wygląda nie tyle na treningach, ile na WF-ie w szkołach. Czy dalej akceptowane są zwolnienia z powodu kataru. To też ma wpływ na te talenty, które mamy. Bo nie wierzę, że w 40-milionowym narodzie nie ma talentów. I nie mówię tylko o piłce nożnej, ale o różnych dyscyplinach – stwierdził.
Trzeba bić na alarm! Polskie dzieci tyją i tracą podstawową sprawność
W Sport.pl o odrzuconych przez Zachód największych polskich talentach pisaliśmy TUTAJ. Z kolei z wyliczeń TVP Sport wynika, że w czołowych dziesięciu ligach (przyjęta skala jest więc naprawdę szeroka), tylko trzech polskich piłkarzy poniżej 25 lat uzbierało w tym sezonie co najmniej 1000 minut. Generalnie – z jakiej strony nie spojrzeć, z młodymi polskimi piłkarzami jest źle.
O tym, z czego ten problem wynika, można by pisać referaty. Ale wszystkie sprowadzałyby się do jednej konkluzji – leżymy u podstaw. 94 proc. dzieci w Polsce z klas I-III nie potrafi prawidłowo rzucić i złapać piłki, tylko co czwarty uczeń potrafi ją kozłować, a 88 proc. nie umie poprawnie wykonać przewrotu w przód. 57 proc. uczniów nie potrafi skakać na skakance. Główny wniosek z badań Ministerstwa Edukacji i Nauki oraz warszawskiej AWF jest taki, że tylko 6 proc. polskich dzieci do 12. roku życia ma odpowiednie kompetencje ruchowe, czyli potrafi prawidłowo biegać, skakać i rzucać piłką.
– W tych badaniach nie sprawdzaliśmy, czy dziecko biega szybko, czy wolno albo czy wysoko skacze. Skupiliśmy się na tym, czy w ogóle potrafi biegać, skakać, rzucać, chwytać i tak dalej. Okazało się, że w sumie ponad 90 proc. dzieci w Polsce nie ma podstawowych umiejętności ruchowych. Są nieprzygotowane do tego, by podejmować jakąkolwiek aktywność fizyczną – mówił prof. Bartosz Molik, rektor uczelni.
Łączy się to z wynikami innych badań, według których 82 proc. uczniów w Polsce nie jest aktywnych choćby przez godzinę dziennie, co zaleca Światowa Organizacja Zdrowia, a 30 proc. uczniów unika WF-u, przynosząc zwolnienia.
Ogólna aktywność fizyczna młodych Polaków w międzynarodowym projekcie “Global Matrix” została oceniona na jedynkę, a ich sprawność spada z każdym kolejnym badaniem. Według danych AWF Warszawa siedmioletni chłopcy w 1979 r. średnio skakali w dal 130 cm, w 2009 r. – 110 cm, a obecnie lądują w okolicach metra. Dzisiejszy siedmiolatek przebiega 600 metrów średnio o 39 sek. wolniej niż jego rówieśnik w latach 70. Dziewczynki w analogicznym przypadku są wolniejsze o 43 sek. Zwis na drążku? W 1979 r. dziesięciolatek utrzymywał się średnio 23-25 sek., w 1999 r. – 15 sek., w 2009 r. – 12 sek., a w 2019 r. – jedynie 8 sek.
Rośnie liczba dzieci z nadwagą i otyłością. Badania na zlecenie Ministerstwa Zdrowia mówią, że 35,3 proc. ośmiolatków w Polsce ma nadwagę lub jest otyłych (wzrost z 32,2 proc. w 2018 r.).
Jakich badań nie zrobić i na czym się w nich nie skupić, wnioski są podobne – z kondycją, sprawnością, aktywnością i zdrowiem polskich dzieci jest źle, a prognozy przewidują, że będzie tylko gorzej. Kilka miesięcy temu o kondycji dzieci rozmawiałem z dr. Tomaszem Rożkiem, fizykiem i autorem książek mających poprawić aktywność najmłodszych. Rzucił na ten problem jeszcze inne światło. Opowiedział, jak przerażeni są ludzie z Wojska Polskiego, gdy rozmawia się z nimi o powszechnej mobilizacji. – Grupa wiekowa, z której w razie potrzeby będą brani ludzie, nie nadaje się do żadnego konfliktu zbrojnego. Ci ludzie nie potrafią biegać i dostają zadyszki, gdy wchodzą na trzecie piętro. Dobiegną do autobusu, ale nie mają wytrzymałości i kondycji – relacjonował ich zdanie, a jako jedną z przyczyn podał właśnie fatalną kondycję WF-u w polskich szkołach.
30 proc. uczniów unika WF-ów. “Nie potrzeba nawet żadnego kataru czy kaszlu”
Lewandowski zaczął od pytania, czy wciąż zwalnia się dzieci z WF-u, gdy mają byle katar. To temat mu bliski – kilka lat temu “stop” zwolnieniom z WF-u mówiła jego żona Anna Lewandowska w głośnej społecznej kampanii. Niestety, na początku lutego MEN podało, że wciąż ponad 60 tys. uczniów ma wystawione całoroczne zwolnienia. To 1,5 proc. wszystkich uczniów. Rodzice i uczniowie polecają sobie na forach, do jakiego specjalisty się udać i na jaki zdrowotny problem powołać, by takie zwolnienie bez problemu otrzymać. Ale prawdziwą plagą, co przyznaje ministerka Barbara Nowacka, są zwolnienia jednorazowe. I tutaj nie potrzeba nawet żadnego kataru albo kaszlu, bo wystawić takie zwolnienie może rodzic.
A rodzicom nierzadko brakuje świadomości, po co jest WF i dlaczego dziecko powinno ćwiczyć. To często jedyna szansa, by zapewnić dzieciom jakąkolwiek aktywność. – Mamy mało aktywne i mało sprawne ruchowo dzieci, bo nie dowozi szkoła, bo nie dowożą samorządy, bo sami rodzice nie są aktywni. Może byłoby z nami inaczej, gdyby dziecko dorastało w domu, w którym spacery, wyprawy w góry albo do lasu są czymś normalnym. Jak pójście do sklepu po jakieś drobnostki, a nie podjeżdżanie samochodem. Dziecko, które nie widzi tego w domu, a jednocześnie nie ma porządnego WF-u w szkole, nie będzie aktywne – diagnozował Tomasz Rożek. W naszej rozmowie przekonywał, że wiele osób nie rozumie roli WF-u i deprecjonuje jego znaczenie. – Generalnie WF jest po to, żeby trenować nasze ciała i umysły. Nauczenie mózgu koordynacji między nim a ręką jest dokładnie taką samą nauką jak zapamiętanie tabliczki mnożenia. (…) Sam proces poruszania się jest dla mózgu bardzo dużym wyzwaniem. I doskonale, że tak jest, bo jeśli mózg ma wyzwania, to się rozwija. Tworzą się w nim nowe połączenia nerwowe. Jest masa badań, które pokazują, jak bardzo mózg się rozwija dzięki aktywności fizycznej. Dzięki niej znacznie wolniej się starzeje. Jeśli więc zaniedbamy aktywność, kiedyś będziemy mieli kłopoty – tłumaczył.
WF przyczynia się do zwiększenia aktywności, uczy współpracy, pozwala też odkryć predyspozycje do danej dyscypliny.