Robert Lewandowski napisał niebywałą historię. A my to lekceważymy
Możemy się umówić, że to pozostanie między nami, dobrze? Choć czy będzie to jakaś wielka profanacja, jeśli spojrzymy sobie głęboko w oczy i przyznamy, że setny gol Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów przyjęliśmy bez przesadnego entuzjazmu? Radości oczywiście nie brakowało, ale stać nas przecież na większą euforię. Zwłaszcza w przypadku tych, którzy w przeszłości wyczekiwali…
Możemy się umówić, że to pozostanie między nami, dobrze? Choć czy będzie to jakaś wielka profanacja, jeśli spojrzymy sobie głęboko w oczy i przyznamy, że setny gol Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów przyjęliśmy bez przesadnego entuzjazmu? Radości oczywiście nie brakowało, ale stać nas przecież na większą euforię. Zwłaszcza w przypadku tych, którzy w przeszłości wyczekiwali nocnych skrótów meczów Champions League, by dowiedzieć się, czy Tomasz Hajto znów okiwał piłkarza Arsenalu w swoim polu karnym. Marzenia o Polaku seryjnie strzelającym gole w tych najważniejszych rozgrywkach były wtedy tak nieprawdopodobne, że spokojnie można było je głośno wypowiadać. Bo i tak było jasne, że się nie zapeszy. A jednak nastała niesamowita era Lewandowskiego, nad którą przechodzimy teraz wręcz do porządku dziennego. Dlaczego?
Roberta Lewandowskiego. Długo wyczekiwał tej wiekopomnej chwili. Wszyscy liczyli, że do historii przejdzie już we wcześniejszym meczu, ale coś w tym przecież jest, że im dłużej na coś czekasz, tym lepiej to smakuje, gdy w końcu się wydarzy.
Ale nie tylko dlatego po bramce radości Lewandowskiego nie było końca. Nie będzie przesadą, że takiej ekspresji jeszcze u niego nie widzieliśmy nigdy. Najpierw eksplodował z emocji, potem wykonał pad na murawę, a gdy w końcu oswobodził się z uścisku kolegów, jego oczy zdradzały wszystko. Były przepełnione łzami, co tylko podkreślało rangę tego trafienia.
O tak, 26 listopada 2022 r. Robert Lewandowski nie zapomni nigdy. To przecież tego dnia w końcu zdobył upragnioną bramkę na mistrzostwach świata.
Robert Lewandowski strzela na 2:0 z Arabią Saudyjską na mundialu w Katarze:
Minęły dwa lata i 26. dzień przedostatniego miesiąca w roku znów zapisał się złotymi zgłoskami w karierze Lewandowskiego. Polak wszedł do elitarnego grona strzelców 100 goli w Lidze Mistrzów. A jednak nie postradał zmysłów po tym wyjątkowym osiągnięciu. Z bramki się oczywiście cieszył, ale gdzież mu tam było do katarskich uniesień.
Tamtego gola strzelał oczywiście w innych okolicznościach. Był po gorszym okresie nie tylko w kadrze (cztery dni wcześniej zmarnował karnego i tylko zremisowaliśmy z Meksykiem 0:0), ale i w klubie (zmarnowany karny w LaLidze, odpadnięcie z Ligi Mistrzów po porażce z Bayernem 0:3, a tuż przed wyjazdem na mundial — czerwona kartka).
A to i tak najprawdopodobniej niecała prawda o tamtym etapie jego życia. Dlatego tak ekspresyjnej radości Lewandowskiego nie zobaczymy już pewnie nigdy.
Tak Robert Lewandowski zdobył setną bramkę w Lidze Mistrzów:
Co nie oznacza, że z historycznego trafienia w Lidze Mistrzów i tak mógł cieszyć się bardziej. Wielu z was rzuca pewnie w tym momencie pod nosem: “Ej, po co strzępić język w takiej sprawie?”. I już kieruje kursor myszki ku przyciskowi ze znakiem “x”.
W rzeczy samej: w teorii braku przesadnej euforii Lewandowskiego nie ma co rozkładać na czynniki pierwsze. Tyle że wiele to mówi nie tylko o napastniku Barcelony, ale i o nas samych.
Robert Lewandowski napoczął drugą setkę
Ładnie to sobie Lewandowski wszystko wykoncypował. Gdy tylko Pedri pojawił się przy piłce przed polem karnym, Polak od razu pokazał mu, gdzie ma zagrać. Błyskotliwemu Hiszpanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Momentalnie podał tak, żeby adresat mógł osiągnąć wymarzoną barierę w iście magiczny sposób.
Wszyscy widzieli to już oczyma wyobraźni. Lewandowski przyjął piłkę klatką piersiową tak, żeby złożyć się do przewrotki. Inne plany miał Marco Bizot. Bramkarz Brestu staranował Polaka, więc ten musiał wymierzyć sprawiedliwość strzałem z rzutu karnego.
Byłoby jednak pewnym wynaturzeniem, gdyby Lewandowski zdobył setnego gola w Lidze Mistrzów w tak wyjątkowy sposób. Wszak do tej pory tylko raz w całej karierze popisał się bramką z przewrotki.
Zamiast tego strzelił gola, który definiuje go w bardziej adekwatny sposób. Przy wykonywanym rzucie karnym wykonał swój — jak to się teraz ładnie mówi — “signature move”. Dobiegając do ustawionej na 11. metrze piłki, wyraźnie zwolnił, poczekał na ruch bramkarza i uderzył w przeciwny róg.
Bajeczny drybling, Dani Olmo podwyższa na 2:0
W Barcelonie niedawno wybiła dziewiąta wieczorem, było więc jeszcze dużo czasu, by napocząć kolejną setkę. Tyle że kolejne okazje do wpisania się na listę strzelców nie nadchodziły.
Lewandowski nie poprzestał tylko na tym, by wykańczać akcje, ale był też ważnym elementem w ich konstrukcji. Tyle że koledzy nie odwdzięczali mu się podaniami, które mógłby zamienić na gola. A powinno tak być chociażby w 54 minucie.
Polak zmysłowo przedłużył piętą zagraną piłkę, a ta trafiła do Fermina Lopeza. Pomocnik połakomił się na strzał, choć lepszym rozwiązaniem — zważywszy na dyspozycję strzelecką Lewandowskiego — byłoby zwrotne podanie do starszego kolegi.
Na drugie uderzenie napastnik Barcelony czekał aż do drugiej minuty doliczonego czasu gry. Była to wielka nagroda za to, że większość kontaktów z piłką miała miejsca w środkowej części boiska, gdzie momentalnie był osaczany przez rywala. Czasem i dwóch nie dało mu rady. Tak samo było po podaniu Alejandro Balde, ale Polak nic sobie z tego nie robił, tylko mierzonym strzałem ustalił wynik meczu na 3:0.
Druga setka napoczęta. Można świętować.
Robert Lewandowski ustala wynik meczu z Brest na 3:0
Nie sposób oczywiście nie doceniać osiągnięcia Lewandowskiego. W Lidze Mistrzów ustępuje tylko Leo Messiemu (129) i Cristiano Ronaldo (140), ale umówmy się — przegrać tylko z nimi, to jak wygrać. Obaj to piłkarscy kosmici, ale i Polak wzniósł się na stratosferyczny poziom.
Był to zarazem jego 17. gol z rzutu karnego w tych rozgrywkach. Dla porównania słynny brazylijski Ronaldo ma ich 14. Ale nie z “wapna”. Wszystkich.
Można by snuć kolejne wyliczenia, jakich to snajperów Lewandowski nie przebił po kilkakroć. Że już dawno zdystansował wszystkich Polaków razem wziętych (72 bramki). Że spośród czołowej dziesiątki strzelców wszech czasów ma najlepszą średnią gola na mecz (0,81). Że do zdobycia 100 bramek potrzebował znacznie mniejszej liczby strzałów (451) niż Leo Messi (527) i Cristiano Ronaldo (793).
Jednak tak jak i sam Lewandowski, tak i my nie popadliśmy w przesadną euforię. Ot, kolejny dzień w biurze. Skoro w Lidze Mistrzów strzela od 13 lat, to zdążyło się już to nam — jakkolwiek to brzmi — po prostu znudzić.
Jego wyczyn docenimy bardziej po latach. Gdy znów z wypiekami na twarzy będziemy wyczekiwać tego, że polski piłkarz okiwa rywala w swoim polu karnym.