Robert Lewandowski się skompromitował. Barcelona i tak nie da rady się go pozbyć
Piłka nożnaLaLigaRobert Lewandowski się skompromitował. Barcelona i tak nie da rady się go pozbyć Trudno o bardziej wymowne podsumowanie występu Roberta Lewandowskiego przeciwko popularnym Ogórkom (przydomek CD Leganes). Po kolejnej zmarnowanej świetnej okazji Polak wykrzyczał wniebogłosy pewną frazę kończącą się na “mać”. Napastnik FC Barcelona zaliczył taki mecz, że wyssane z palca plotki o jego…
Piłka nożnaLaLigaRobert Lewandowski się skompromitował. Barcelona i tak nie da rady się go pozbyć
Trudno o bardziej wymowne podsumowanie występu Roberta Lewandowskiego przeciwko popularnym Ogórkom (przydomek CD Leganes). Po kolejnej zmarnowanej świetnej okazji Polak wykrzyczał wniebogłosy pewną frazę kończącą się na “mać”. Napastnik FC Barcelona zaliczył taki mecz, że wyssane z palca plotki o jego transferze do Arabii Saudyjskiej (czyt. próbie wypchnięcia go z klubu) tylko przybiorą na sile. Dla tych, którzy oczyma wyobraźni widzą go już niebawem na Bliskim Wschodzie, mamy jednak przykrą wiadomość.
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
W Hiszpanii jeszcze daleko do rozdawania świątecznych prezentów — zwyczajowo wręcza się je tam na Trzech Króli — ale FC Barcelona już zawczasu postanowiła sprawić podarunek. Tyle że swoim rywalom.
Bo jak inaczej wytłumaczyć sytuację z czwartej minuty niedzielnego meczu z Leganes (0:1)? Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego kompletnie niepilnowany Sergio Gonzalez zaskoczył Inakiego Penę strzałem głową. A przecież kilkanaście sekund wcześniej Barcelona dostała poważny sygnał ostrzegawczy w postaci niewykorzystanej “setki” w wykonaniu Munira El Haddadiego.
Ten gol dał Leganes sensacyjne zwycięstwo nad Barceloną:
Po objęciu prowadzenia Leganes już na dobre mogło wprowadzić w życie plan maksymalnego uprzykrzania życia faworyzowanej Barcelonie. Czy bramkarz Ogórków już od 20. minuty grał na czas? Otóż tak. Czy w całym meczu goście mieli tylko 20 proc. posiadania piłki? Jeszcze jak. Czy ich współczynnik goli oczekiwanych był ponad sześć razy niższy od Barcelony? W rzeczy samej.
Tylko co z tego… Barcelona i tak powinna była wygrać ten mecz. A Lewandowski spokojnie mógł schodzić z boiska z piłką za zdobycie hat-tricka.
Kibicom Barcelony szybko zrzedły miny
Zaledwie jedną dobę cała Katalonia śmiała się z tego, co w sobotni wieczór wydarzyło się w robotniczej dzielnicy Madrytu. Real tylko zremisował z dużo niżej notowanym Rayo Vallecano (3:3), ale niebawem okazało się, że kibice Barcelony na pytanie, z czego się tak śmieją, mogli odpowiedzieć, że z samych siebie.
Jeśli ktoś już przed meczem dopisywał Dumie Katalonii trzy punkty, musiał to zrobić zaślepiony wygraną z Borussią (3:2). Występ w Dortmundzie odbiegał przecież od normy, do jakiej w ostatnim czasie przyzwyczaili nas podopieczni Hansiego Flicka.
Barcelona wygrała na Singal Iduna Park nie dzięki tym walorom, którymi zachwycała w początkowych miesiącach tego sezonu. Dwie bramki zdobyła przecież po kontrach.
Przeżyjmy to jeszcze raz. FC Barcelona wygrała z Borussią w Dortmundzie:
Dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Ferran Torres, co wobec zupełnie niewidocznego Lewandowskiego (17 kontaktów z piłką w 71 minut) sprawiło, że pojawiły się głosy o posadzeniu Polaka na ławce.
Trzecia taka katastrofa Barcelony. Nic tego nie zapowiadało
Tyle że było wręcz jasne, że w niedzielny wieczór to Lewandowski wyjdzie na boisko od pierwszej minuty. Może i Ferran jest w lepszej formie od Polaka, ale jednak to 36-latek nadal jest piłkarzem, który jest bardziej przydatny w grze przeciwko niskiej obronie rywala. I to rywala, który na dodatek niekoniecznie chce grać tylko w piłkę, ale i sponiewierać przeciwnika.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Można było się spodziewać, że Barcelona będzie miała tzw. ciężary, bo przecież nie dalej, jak pół miesiąca temu na Estadi Montjuic zameldowała się inna ekipa z dołu tabeli i wyjechała z trzema punktami (Las Palmas wygrało 2:1).
Historia szybko zatoczyła koło, z tą różnicą, że przyjezdni z Wysp Kanaryjskich przynajmniej byli w stanie zawiązać kilka akcji ofensywnych. Leganes zaprezentowało się natomiast na miarę swojego przydomku. A i tak potrafiło wywalczyć trzy punkty.
Robert Lewandowski winowajcą
Jednym z winowajców zostanie okrzyknięty Robert Lewandowski. I nic dziwnego. Polak zmarnował trzy znakomite okazje do strzelenia gola. Już w 10. minucie Raphinha wyłożył mu piłkę jak na tacy, a 36-latek trafił w bramkarza. Jeszcze przed przerwą Lewandowski kapitalnie zabrał się z futbolówką, wykonując piruet w powietrzu, ale strzał nie był już najwyższych lotów. Marko Dmitrović znów był górą.
Wreszcie nadeszła 58. minuta. Idealne dośrodkowanie z lewej flanki, Lewandowski wzbija się w powietrze, ale zamiast pokonać bramkarza strzałem głową, uderza barkiem i piłka szybuje gdzieś w stronę La Rambli.
Robert Lewandowski może dołączyć do Wojciecha Szczęsnego. I to złe wieści
Niejednemu kibicowi Barcelony po raz kolejny wypsnęło się w tym meczu jakieś niecenzuralne określenie. Wypsnęło się i Polakowi, który siarczystym przekleństwem podsumował swój występ.
To był ostatni akord Lewandowskiego w tym spotkaniu. Niebawem został zmieniony, a jego zmiennik Ferran Torres tym razem nic nie wskórał. Bo i Leganes nie zmieniło swojego stylu gry. Skomasowana obrona przyniosła im historyczne zwycięstwo.
PAP/EPA/Alejandro Garcia
PAP/EPA/Alejandro Garcia (Foto: PAP (zdjęcia) – PS.Onet.pl)
Po meczu z Borussią — trochę w opozycji do większości głosów — starałem się tłumaczyć Lewandowskiego. Na Signal Iduna Park Polak zagrał słabo nie tylko ze swojej winy. Koledzy mu po prostu nie pomogli.
Jednak po niedzielnym festiwalu niewykorzystanych szans nie ma już miejsca na wymówki. Przeciwko Leganes miał współczynnik goli oczekiwanych (xG) w wysokości 1,65. Nieco więcej niż w trzech ostatnich meczach. Razem wziętych. Gdy we wcześniejszych meczach tego sezonu notował xG co najmniej na poziomie 1,4, zdobywał po dwie lub trzy bramki.
Ten scenariusz znamy aż za dobrze
Wszyscy już doskonale wiemy, co będzie się działo w nadchodzących dniach. Skoro po ostatnich nie najlepszych występach Polaka znów pojawiły się plotki o zainteresowaniu Polakiem klubów z Arabii Saudyjskiej, to teraz ten temat wróci ze zdwojoną siłą.
Tyle że kolejne kolportowanie tych doniesień nie ma większego sensu. Kontrakt Lewandowskiego niebawem zostanie przedłużony (wystarczy do tego połowa rozegranych meczów w tym sezonie), a on sam nie po to wił sobie gniazdko pod Barceloną, by teraz gnać w nieznane tylko dlatego, że inny klub byłby w stanie zapłacić mu jeszcze więcej.
Nie trzeba przeprowadzać jakichś skomplikowanych analiz, by podać kolejne argumenty przeciwko tym sensacyjnym doniesieniom. Barcelona raczej groszem nie śmierdzi, a na potencjalnego następcę musiałaby wydać więcej niż to, co otrzymałaby za transfer Lewandowskiego i co zaoszczędziłaby na jego pensji. Na rynku transferowym nie ma też zbyt wielu bramkostrzelnych napastników, których można ot tak sprowadzić.
PAP/EPA/Alejandro Garcia
PAP/EPA/Alejandro Garcia (Foto: PAP (zdjęcia) – PS.Onet.pl)
Nie można też zapominać o znakomitej komitywie między Laportą a menedżerem Lewandowskiego Pinim Zahavim. Nagłe potraktowanie Polaka czarną polewką spowodowałoby, że izraelski agent nie byłby już tak skory do transferowania swoich podopiecznych do Barcelony. A przecież jeden z nich (Jonathan Tah z Bayeru Leverkusen) jest już podobno jedną nogą w Dumie Katalonii.
A przede wszystkim nie można zapominać o tym, że Lewandowski nadal jest w stanie zapewnić kilkadziesiąt bramek w sezonie. Nawet jeśli w ostatnim czasie nie do końca to pokazuje.