Sądny dzień w polskich skokach blisko. “Trener czuje się zagoniony w kąt”
Nieoficjalnych, bo na razie wszyscy “ważni” obiecali sobie spotkanie i burzę mózgów na mistrzostwach Polski, 11 stycznia. Tam mają być wnioski, obserwacje, rozmowy z trenerami kadry i zawodnikami. A na koniec najważniejsze: decyzja, co dalej. Bo jasne jest, że tak dłużej być nie powinno. – Trzeba ratować tegoroczne mistrzostwa świata – słyszymy. W tej chwili…
Nieoficjalnych, bo na razie wszyscy “ważni” obiecali sobie spotkanie i burzę mózgów na mistrzostwach Polski, 11 stycznia. Tam mają być wnioski, obserwacje, rozmowy z trenerami kadry i zawodnikami. A na koniec najważniejsze: decyzja, co dalej. Bo jasne jest, że tak dłużej być nie powinno. – Trzeba ratować tegoroczne mistrzostwa świata – słyszymy.
W tej chwili w polskich skokach rządzi chaos. Każdy ciągnie w swoją stronę. Wizji, planu i autorytetu nie widać. U nikogo.
Aleksander Zniszczoł wbił szpilkę Thomasowi Thurnbichlerowi
Napięcie najlepiej widać w samej kadrze na Turniej Czterech Skoczni. Aleksander Zniszczoł, który poprzedni sezon zakończył jako polski nr 1, teraz bez mrugnięcia okiem potrafił przed kamerami wbić szpilkę sztabowi trenerskiemu.
– Faktycznie jest może za dużo takiego troszkę szukania, a tu to, a tu to. Jak wejdę na skocznię i skoczę pierwszy skok dobrze, to kontynuujmy, zamiast “ale zrób to tak”, no… – powiedział w rozmowie z Eurosportem, dodając, że wyniki całej reprezentacji są słabe i to trenera trzeba zapytać dlaczego.
Thomas Thurnbichler na to: – Słyszę inne rzeczy. Muszę porozmawiać z zawodnikami.
– Thomas czuje się zagoniony w kąt – słyszymy od osoby zbliżonej do polskiej kadry. – Prawda jednak jest taka, że sam się w nim ustawił. Wszystko zaczęło się od buntu Stocha, Kubackiego i Żyły w Planicy, kiedy prezes Małysz ogłosił zmianę trenera. Thomas bardzo chciał ich potem do siebie przekonać. Był na każde zawołanie. Osiągnął cel, choć tylko na chwilę. Poszukajcie w swoich starych tekstach, jak się nim zachwycali po kilku miesiącach współpracy. Dał sobie wtedy wejść na głowę. Przykład mieliśmy przed zawodami w Klingenthal w 2023 r. Sztab uważał, że Kubacki powinien trenować, Kubacki chciał jechać. Uparł się i pojechał. Teraz Thurnbichler stara się być bardziej kategoryczny, ale pewne rzeczy trudno odbudować.
A na dowód wchodzi Piotr Żyła.
Piotr Żyła prawie zaspał na kwalifikacje. A Dawid Kubacki wskazał istotną datę
Zapanować nad tym wesołym duchem polskiej kadry nigdy nie było łatwo, niemniej w tę zimę Żyła wkroczył nie tylko z opóźnieniem – przez sprawy zdrowotne – ale i totalnie zdekoncentrowany. W wywiadach z Eurosportem raz mówi, że chyba musi się bardziej motywować na zawody, a innego dnia ze śmiechem opowiada, jak prawie spóźnił się na kwalifikacje.
– Patrzę, jest 8.52. Co? Kwali chyba jest 9.15. Wow! No i w sumie ruszyłem, no. Ale jakby tam nie przeciągali [skakania, przez wiatr – przyp. red.] – to różnie by to mogło być – powiedział w rozmowie z Kacprem Merklem wyraźnie ubawiony 37-latek.
A potem przed kamerą pojawił się zmęczony fatalnymi skokami Dawid Kubacki i dostał pytanie, kiedy to wszystko się popsuło. – Tak ze dwa i pół roku temu – stwierdził pewnie.
Czytaj też: Dawid Kubacki się nie zgadza. Oto cała prawda o komunikacie w jego sprawie
Dwa i pół roku temu Adam Małysz pożegnał Michala Doleżala i zatrudnił Thomasa Thurnbichlera, więc trudno odebrać słowa jednego z polskich mistrzów świata jako wotum zaufania do młodego szkoleniowca. Co jeszcze bardziej interesujące, w swojej wypowiedzi Kubacki nie wspomina o znakomitym otwarciu pierwszego sezonu z Thurnbichlerem. Wygrał wtedy sześć konkursów Pucharu Świata i prowadził w klasyfikacji generalnej. Zapomniał?
Tylko Paweł Wąsek od A do Z słucha sztabu. Co na to Adam Małysz
– I jak Thomas ma się czuć w tym otoczeniu? W normalnych okolicznościach ktoś powinien upomnieć Kubackiego, Zniszczoła, Żyłę, zasugerować, by skupili się na swojej robocie, jak Paweł Wąsek. Bo czemu on, jedyny, który wypełnia zalecenia Thurnbichlera i obecnego sztabu od A do Z, przeżywa najlepszy czas w karierze, a reszta dołuje? Proszę sobie odpowiedzieć samemu – słyszymy od wieloletniego działacza narciarskiego.
Czytaj więcej: Wąsek przeszedł przemianę. Wystarczyły 24 godziny. Oto kulisy
Tym kimś powinien być chyba Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego. On w sumie próbuje zapanować nad kryzysem. Choć na razie na oślep.
Thomas Thurnbichler i Adam MałyszMaciej Bulanda/PressFocus / newspix.pl
Thomas Thurnbichler i Adam Małysz
Małysz jest symbolem polskich skoków i wciąż robi dla nich dużo dobrego. Problem w tym, że zawsze był bardzo… otwarty i mówił prosto z mostu. A dyplomatyczne umiejętności na stanowisku prezesa by się jednak przydały.
Czytaj również: Adam Małysz rusza do Austrii. “Powinien tam usiąść do rozmów”
Mocnymi słowami w mediach “przechlapał” sobie u starszyzny trzy lata temu, w ostatnim sezonie Michala Doleżala. Efektem był bunt w Planicy. Dokładnie w tym samym momencie sezonu otwarcie krytykował publicznie sztab, zawodników, jechał na Turniej Czterech Skoczni “poważnie z nimi porozmawiać”. Nie gasił ognia, tylko podlewał go benzyną.
Teraz powtarza schemat.
Adam Małysz mocno o wynikach skoczków. “Jak mam być spokojny?”
– Cały czas rozmawiam, szczególnie teraz z Aleksem Stoecklem na ten temat i wciąż mi powtarza, że potrzeba cierpliwości. Tylko ja mu z kolei tłumaczę, że wydajemy duże pieniądze, a nie ma efektów. Jak mam być spokojny, jak ma być spokojne ministerstwo i sponsorzy? – mówił Małysz o marnym starcie sezonu w niedawnej rozmowie z Kamilem Wolnickim.
– A ja nie wiem, co ten Stoeckl tak naprawdę tam robi? Czy on ma zadbać o całość systemu, czy pomagać Thurnbichlerowi, czy go po sezonie zastąpić? Chyba nikt w środowisku tego do końca nie rozumie – mówi nam jeden z polskich trenerów.
Alexander StoecklPAP/Grzegorz Momot / PAP (zdjęcia) – PS.Onet.pl
Alexander Stoeckl
Według naszych informacji Stoeckl faktycznie na razie głównie “gra na zwłokę”, obserwuje, wyciąga wnioski. Po prostu uważnie się przygląda polskim skokom, które od norweskich różni przede wszystkim ogromna presja wyniku tu i teraz. Wyniku, którego PESEL starych mistrzów zagwarantować już nie może.
Czytaj więcej: Piszą o “szokujących wieściach z Polski”. Alexander Stoeckl dodaje: męczące
Co wydaje się ważne, Austriak stoi mocno za swoim młodszym kolegą z trenerskiego gniazda. – W wewnętrznych rozmowach bardzo broni Thurnbichlera, mówi, że z tym materiałem ludzkim sam nie zrobiłby w krótkim okresie więcej. I że polskie skoki potrzebują czasu, ciągłości oraz cierpliwości – słyszymy ze środowiska narciarskich działaczy.
Thomas Thurnbichler ma umowę do końca sezonu 2025/26. Trudno o plusy
To jednak tylko część prawdy. Thurnbichler przychodził do Polski z opinią wybitnego specjalisty od szlifowania młodych talentów. To przecież on wprowadzał na wielką scenę Daniela Tschofeniga, lidera Turnieju Czterech Skoczni 2024/25 na półmetku.
Adam Małysz podkreślał, że to właśnie z pracy nad poszukiwaniem następców Stocha, Żyły i Kubackiego będzie rozliczał Austriaka. Tymczasem nikogo z dodanej przed tym sezonem do kadry A grupy młodych – Jan Habdas, Kacper Juroszek, Tomasz Pilch – nie ma ani na liście punktujących w PŚ, ani na liście startowej TCS.
Trudno więc znaleźć mocne argumenty za tym, że Thurnbichler powinien dokończyć obowiązującą do końca sezonu 2025/26 umowę z PZN. Z drugiej strony słyszymy, że wśród młodych polskich skoczków Austriak ma dobre notowania, że cenią go za otwarte podejście. Tylko wyników z nimi trzeci rok nie ma. I w tej atmosferze mieć już raczej nie będzie.
Czytaj także: Polscy skoczkowie odarci ze złudzeń. Problem jest dużo większy
Bo wielu twierdzi, że w polskich skokach w tym momencie najbardziej brakuje Stefana Horngachera. Nawet jeśli to on jest w dużym stopniu odpowiedzialny za obecny kryzys.
Stefan Horngacher potrzebował wyników za wszelką cenę. Zabetonował kadrę
– Wyobraża pan sobie, by Żyła tak “małpował” u Horngachera? Kiedyś zaczął, to od razu dostał zakaz wywiadów. By Zniszczoł publicznie wbijał szpilki? Mowy nie ma. Stefan trzymał grupę krótko, jak w wojsku. I tak trzeba – wspomina jeden z trenerów, dodając jednocześnie, że to Austriak zahamował rozwój młodych polskich skoczków, zamykając ich na zapleczu i odcinając od wiedzy, metod i sprzętu, z którego korzystali najlepsi. Celem miał być wynik za wszelką cenę i wymarzona praca, którą w końcu Horngacher dostał. Pierwszego trenera reprezentacji Niemiec.
Stefan HorngacherNewspix
Stefan Horngacher
37, 37, 34 – to wiek trzech naszych mistrzów świata, których to zresztą Stefan – jeszcze jako trener kadry juniorów, 20 lat temu, wprowadzał na salony. Irracjonalne jest, by wiarę w sukces opierać przez tyle lat wciąż na tych samych ludziach, nie mając jednocześnie żadnego realnego, konsekwentnego planu szkolenia ich następców.
– Polskie skoki przypominają nasz system edukacji. Co władza, to reforma. A to gimnazja, a to tylko licea. Kłótnia o religię, nowe lektury, zmiany w egzaminach. W skokach jest tak samo. Dzielimy te kadry, potem je łączymy, jeden rok stawiamy na młodych, a za chwilę ścigamy wynik starymi. Zero w tym większego planu. A to sport, który bardzo go potrzebuje – mówi jeden z moich rozmówców.
I za to zrzucić winę na Thurnbichlera tak łatwo już się nie da.