Sędzia pomógł Szczęsnemu zostać bohaterem. Niebywałe, co zrobił Polak
Ta sama scena, a jakże inny występ! O ile ostatnim razem Wojciech Szczęsny na Estadio da Luz w Lizbonie wyraźnie fałszował i dopiero zgrywał się z resztą orkiestry, o tyle tym razem był już bezbłędny. Lepszego Szczęsnego w Barcelonie jeszcze nie widzieliśmy. Bez niego nie byłoby ani czystego konta, ani zwycięstwa 1:0, ani gigantycznej ulgi…
Ta sama scena, a jakże inny występ! O ile ostatnim razem Wojciech Szczęsny na Estadio da Luz w Lizbonie wyraźnie fałszował i dopiero zgrywał się z resztą orkiestry, o tyle tym razem był już bezbłędny. Lepszego Szczęsnego w Barcelonie jeszcze nie widzieliśmy. Bez niego nie byłoby ani czystego konta, ani zwycięstwa 1:0, ani gigantycznej ulgi po ostatnim gwizdku. To był mecz, w którym absolutnie wszystko zrobił dobrze.
Mijała godzina, nie powiodła się kolejna akcja Barcelony, piłkę mieli obrońcy Benfiki. Nic im nie groziło, bo grający w osłabieniu rywale już dawno zrezygnowali z wysokiego pressingu. I może właśnie to uśpiło Antonio Silvę, który nagle podał piłkę prosto pod nogi osamotnionego Raphinhi. Brazylijczyk wiedział, że wokół nie ma nikogo do pomocy i musi sobie radzić sam – dynamicznie ruszył więc w stronę bramki i oddał doskonały strzał sprzed pola karnego. Piłka wpadła tuż przy słupku, a Barcelona niespodziewanie wyszła na prowadzenie.
Ale Hansi Flick i reszta jego sztabu nie podskakiwaliby i nie ściskali się przy bocznej linii, gdyby wcześniej Szczęsny nie obronił aż sześciu celnych strzałów Benfiki. Bez Polaka nie byłoby ani tej radości, ani bezbramkowego remisu po 60 minutach. Bronił doskonale. Świetnie reagował między słupkami, imponował refleksem, bronił strzały z bliska i z daleka, techniczne i bardzo mocne, nadążał za rykoszetami. Gdy wychodził do dośrodkowań – łapał piłkę albo bezpiecznie ją piąstkował. Gdy ruszał poza pole karne – wyjaśniał sytuację wybiciem. Gdy brał się za rozgrywanie – podejmował dobre decyzje. Miał obrony spektakularne – jak na początku meczu i pod koniec pierwszej połowy po uderzeniach Vangelisa Pavlidisa i Kerema Akturkoglu. Ale miał też szereg pewnych i spokojnych interwencji po mniej groźnych strzałach. Zagrał mecz wielki. Najlepszy, odkąd dołączył do Barcelony. Jakże inny niż raptem półtora miesiąca temu, gdy na tym stadionie dostał od Flicka pierwszą szansę w Lidze Mistrzów.
Szczęsny spiął pobyt w Barcelonie klamrą. Jakże inny występ!
Po tamtym meczu Barcelony z Benfiką chciało się krzyknąć “bis” i zaprosić piłkarzy na scenę, by zagrali jeszcze raz. Był to jeden z najbardziej emocjonujących i nieprzewidywalnych meczów fazy ligowej: do przerwy Benfica prowadziła 3:1, jeszcze kwadrans przed końcem meczu wygrywała 4:2, a skończyło się zwycięstwem Barcelony 5:4 po rozstrzygającym golu Raphinhi w 96. minucie. I los – jak na życzenie – znów te dwa zespoły skojarzył. Barcelona, po zajęciu drugiego miejsca w fazie ligowej, poczekała na Benfikę w 1/8, a ta musiała jeszcze przedrzeć się przez dodatkową fazę play-off, pokonując Monaco 4:3 w dwumeczu. Apetyty były rozbudzone.
Tamten mecz był też bardzo symboliczny dla początków Szczęsnego w bramce Barcelony. Przeskakiwał wtedy w hierarchii Inakiego Penę i na własnych błędach uczył się gry z tak ekstremalnie wysoko ustawioną obroną – gdy wychodził z bramki, to zderzał się z kolegą z drużyny albo faulował rywala na rzut karny. Szybko stracił trzy bramki. Ale jeszcze w tym samym meczu zdołał pokazać, dlaczego Flick dał mu szansę – nie dość, że błyskawicznie zresetował się po błędach i już w przerwie meczu zarażał pozostałych zawodników myśleniem, że możliwe jest odrobienie strat i zwycięstwo, to jeszcze w końcówce meczu zatrzymał Angela Di Marię w sytuacji sam na sam, otwierając drogę do wygranej.
Łatwo spiąć te dwa mecze Barcelony z Benfiką klamrą. Pierwszy pokazał, jak bolesne i trudne może być wkomponowanie Szczęsnego do taktyki Hansiego Flicka, a ten drugi udowodnił, że warto było wówczas podjąć taką decyzję i zachować cierpliwość w kolejnych tygodniach. Szczęsny stał się talizmanem Barcelony. Od tamtej pory zagrał w dziesięciu meczach – ani razu nie przegrał i zachował sześć czystych kont (w sumie ma ich siedem w 13 meczach po powrocie z emerytury). Benfika oddała na jego bramkę aż 26 strzałów, a osiem z nich było celnych, co przełożyło się na xG (gole oczekiwane) na poziomie 1,90. To znaczy, że według statystycznych modeli Szczęsny zapobiegł utracie niemal dwóch goli.
Wojciech Szczęsny mógł się poczuć jak w Juventusie. “Lubię taką grę”
Przełomowa była w tym meczu 22. minuta, gdy Pavlidis uciekł obrońcom Barcelony i tuż przed polem karnym został wycięty przez Pau Cubarsiego. Sędzia Felix Zwayer słusznie pokazał mu czerwoną kartkę. Flick, mając w perspektywie 70 minut gry w osłabieniu i rewanż na swoim stadionie, od razu przeprowadził defensywną zmianę: za Daniego Olmo, ofensywnego pomocnika wprowadził Ronalda Araujo, środkowego obrońcę. Barcelona zaczęła ten mecz w charakterystyczny dla siebie sposób – broniła daleko od własnej bramki, atakowała rywali już na ich połowie, długo utrzymywała się przy piłce, ale dawała się zaskakiwać pojedynczymi kontrami. Klasyka. Odkąd prowadzi ją Hansi Flick, stara się tak grać w każdy meczu.
Nie ma w Hiszpanii zespołu, który grałby tak wysuniętą linią obrony – średnio 34,7 metrów od swojej bramki. Ligowa średnia to 26,6 metra, więc mówimy o bardzo wyraźniej różnicy. To niesie oczywiste korzyści – w całej Europie nie ma zespołu, który tak często łapałby rywali na spalonym. Barcelona zrobiła to już 143 razy w 26 meczach La Liga. Kolejny zespół – Parma w Serie A – 91 razy w 27 meczach. Przepaść. Ale taki sposób gry wymaga też bardzo aktywnej gry bramkarza – Marc Andre ter Stegen, Inaki Pena i Szczęsny łącznie zaliczyli aż 114 interwencji poza polem karnym. To znacznie więcej niż bramkarze kolejnych zespołów w tej klasyfikacji: Osasuny (65), Milanu (51) i Evertonu (50). Szczęsny kompletnie nie był do takiej gry przyzwyczajony. Juventus, w którym spędził ostatnich siedem lat, był wręcz przeciwieństwem takiego grania – zazwyczaj ustawiał się blisko własnej bramki i bardzo rzadko wymagał od bramkarza przed polem karnym.
– Nie powiem, że ucieszyłem się z czerwonej kartki dla kolegi, ale nie narzekałem, bo wiedziałem, że od tej pory zaczniemy grać trochę głębiej. Umówmy się, że mam trochę doświadczenia w grze za obroną, która jest cofnięta i czeka na kontrę. Dlatego było mi łatwiej – mówił Szczęsny zaraz po meczu z Benfiką. Po czerwonej kartce role faktycznie się odwróciły. To Benfika częściej atakowała i miała inicjatywę, a Barcelona broniła blisko swojego pola karnego i szukała szybkich ataków. – To był test naszej dojrzałości i charakteru. Ja w takiej grze czuję się jak w domu. Obrona jest ustawiona niżej i moja rola polega tylko na tym, żeby obronić to, co leci w światło bramki i złapać wysokie wrzutki – komentował przed kamerami Canal+.
W tym samym czasie na pomeczowej konferencji prasowej Szczęsnego komplementował Hansi Flick. – Gdy grasz w dziesiątkę, bardzo ważne jest zachowanie czystego konta. Zrobiliśmy to, bo mamy wielkiego, fantastycznego bramkarza, który świetnie się spisał. Uratował nas, jestem z niego bardzo zadowolony. Z reszty drużyny również – mówił.