Świątek z problemami, ale w trzeciej rundzie. Przebudzenie po koszmarze pierwszego seta
— Widziałeś? — rzucił jeden z komentatorów już po pierwszej akcji meczu Igi Świątek. Polka zaskoczyła nietypowym zagraniem, które zwiastowało jej pewną dominację. I rzeczywiście — szybko objęła prowadzenie 4:1. Ale chwilę później jej gra całkowicie się posypała, a widzowie przecierali oczy ze zdumienia. Na szczęście liderka rankingu zdołała się odbudować i pokonała 208. zawodniczkę świata, Caty McNally, w trzech setach: 5:7, 6:2, 6:1.
Nierówna walka… tylko na papierze
Na podstawie rankingu mogło się wydawać, że Polkę czeka łatwe zadanie. Świątek, czwarta rakieta świata, kontra Amerykanka spoza pierwszej dwusetki — to zapowiadało szybkie rozstrzygnięcie. Ale ci, którzy śledzą tenis uważnie, wiedzieli, że McNally potrafi grać znacznie lepiej, niż wskazuje jej obecna pozycja w rankingu. Pokazała to już w Ostrawie w 2022 roku, przegrywając z Polką po wyrównanym meczu 4:6, 4:6.
Fantastyczny początek, potem nagły kryzys
Mecz zaczął się dla Świątek idealnie. Już w pierwszej wymianie zachwyciła technicznym slajsem z bekhendu, czym wprawiła komentatorów w osłupienie. — Weszła drzwiami i oknami — skomentował później jeden z nich. Po 12 minutach było już 3:0. McNally wyglądała na zdezorientowaną i zrezygnowaną.
I wtedy coś się zepsuło. Polka zaczęła grać niedokładnie, podejmować ryzyko bez pokrycia i seryjnie popełniała niewymuszone błędy. Gemy uciekały jeden po drugim. W dziewiątym zdołała się jeszcze obronić, ale przy stanie 5:5 znów się załamała. McNally bezlitośnie wykorzystała moment słabości rywalki i zamknęła seta. Na trybunach można było dostrzec zaniepokojoną Darię Abramowicz, psycholożkę Świątek, która w pewnym momencie spuściła głowę.
Powrót z tenisowej otchłani
Po takim obrocie spraw trudno było przewidzieć, jak Polka zareaguje. Ale wróciła odmieniona. W drugim secie znów szybko wyszła na prowadzenie 3:0, jednak tym razem nie oddała inicjatywy. Jej gra nabrała rytmu, a zmęczenie McNally zaczęło być coraz bardziej widoczne. Amerykanka, mimo ambicji i walki o każdą piłkę, nie potrafiła już nawiązać równorzędnej rywalizacji.
W decydującej partii obraz meczu się nie zmienił. Przy stanie 5:0 dla Polki McNally zdołała jeszcze zdobyć honorowego gema i uśmiechnęła się do publiczności, która nagrodziła ją brawami. Ale było jasne, że nie zagrozi już Świątek. Polka wygrała bez większych kłopotów i po raz kolejny zameldowała się w trzeciej rundzie Wimbledonu, wyrównując swój najlepszy dotychczasowy wynik w tym turnieju.
Czeka ją trudna przeszkoda
Teraz jednak poprzeczka idzie w górę. W trzeciej rundzie Świątek może zmierzyć się z Danielle Collins — 54. rakietą świata, ale rywalką wyjątkowo niewygodną. Amerykanka już dwukrotnie pokonała Polkę, w tym niedawno w Rzymie, w turnieju, który Iga bardzo lubi. Będzie to więc prawdziwy test dla formy i odporności psychicznej Świątek.
Przyjaźń sprzed lat i rewanż po juniorskich bojach
Mało kto pamięta, że McNally odegrała ważną rolę w historii juniorskiej kariery Świątek. W 2018 roku w półfinale Roland Garros to właśnie Amerykanka pokonała Igę, odbierając jej szansę na tytuł. Kilka tygodni później, już razem, sięgnęły po triumf w deblu w Paryżu. Polka chciała się wtedy odegrać w Wimbledonie i zrealizowała ten plan — zdobyła tytuł w singlu. Teraz, w zupełnie innej rzeczywistości, znów wyszła z tej rywalizacji zwycięsko.