Iga Świątek w finale Wimbledonu! Pogrom Bencić i pokaz tenisowej perfekcji
Szwajcarzy byli zachwyceni – pisali, że to bajka, a Belinda Bencić może dopisać do niej klasyczne, szczęśliwe zakończenie. Ale na korcie pojawiła się Iga Świątek i to ona pisała kolejne rozdziały swojej opowieści. Miało być widowisko na miarę półfinału Wimbledonu – i rzeczywiście było. Ale tylko z udziałem jednej bohaterki. Polka rozgromiła Bencić 6:2, 6:0 i zameldowała się w swoim pierwszym finale na trawiastych kortach All England Club!
To starcie miało wyjątkowy kontekst. Bencić wygrywała juniorski Wimbledon w 2013 roku, mając 16 lat. Pięć lat później po tytuł sięgnęła tam 17-letnia Świątek. Teraz obie mierzyły się o prawo gry w dorosłym finale. I tylko jedna z nich była gotowa sięgnąć po marzenia – Polka.
Najpiękniejsza bajka? Przerwana brutalnie
„Cóż to za historia! Czternaście i pół miesiąca temu Bencić urodziła córkę Bellę, dziewięć miesięcy temu wróciła na kort, a jeszcze na początku tego roku była 487. w rankingu! Teraz jest półfinalistką Wimbledonu i wraca do czołowej dwudziestki” – ekscytował się szwajcarski „Blick”. Po wygranym ćwierćfinale z Mirrą Andriejewą (7:6, 7:6) Bencić nie kryła emocji: – To szalone, niewiarygodne, nie wiem, co powiedzieć. Jestem dumna z siebie, mojego zespołu i mojej rodziny.
Ale w czwartek to Iga Świątek opowiadała swoją historię. Dwa lata temu w dramatycznym meczu z Bencić w czwartej rundzie Wimbledonu Polka wyszarpała zwycięstwo, broniąc dwóch piłek meczowych. Teraz nie pozostawiła cienia wątpliwości, kto rządzi na korcie.
Gwałtowne otwarcie – Iga uderza od początku
Już po dwóch minutach Polka prowadziła 1:0. Po kolejnych czterech było 2:0 z przełamaniem. W jednej z akcji Bencić upadła, próbując dobiec do bekhendu Świątek – wyglądało to groźnie, bo Szwajcarka przez chwilę utykała i łapała się za bark. Przerwa w meczu nastąpiła jednak z innego powodu – na trybunach zasłabł kibic, a temperatura wynosiła aż 33°C.
Po wznowieniu meczu Świątek kontynuowała ofensywę. Serwowała pewnie, uderzała precyzyjnie forhendem, a jej bekhend działał jak precyzyjna maszyna. Po 37 minutach (wliczając przerwę) zakończyła pierwszego seta wynikiem 6:2, nie oddając rywalce ani jednej okazji na przełamanie.
Drugi set? Pokaz dominacji
Drugi set zaczął się od jedynego słabszego momentu Świątek. Przy stanie 15:15 popełniła dwa podwójne błędy serwisowe z rzędu i Bencić miała dwie okazje na przełamanie. Ale pierwszą zmarnowała nieznacznie chybionym forhendem, a drugą Świątek zniwelowała znakomitym serwisem. To był ostatni przebłysk Szwajcarki.
Już przy stanie 2:0 Świątek przełamała ponownie, a sfrustrowana Bencić kopnęła piłkę po swoim błędzie. Kolejne gemy to był pokaz mocy liderki rankingu. Po 15 minutach tej partii było 3:0, a za chwilę 4:0. Trener Wim Fissette, fizjoterapeuta Maciej Ryszczuk i psycholożka Daria Abramowicz wstali i bili brawo na stojąco. Wiedzieli, że są świadkami czegoś wyjątkowego.
Bencić nie była w stanie zbliżyć się poziomem do wcześniejszych występów w Londynie. Cztery wygrane przez nią tie-breaki w poprzednich rundach dały nadzieję, ale w starciu z tak grającą Świątek nie miała żadnych argumentów. Polka miała aż 12 kończących uderzeń przy zaledwie 4 Belindy. Popełniła tylko 4 niewymuszone błędy, Bencić – 6.
Brzydkie kaczątko staje się łabędziem
Jeszcze niedawno Wimbledon był dla Świątek trudnym turniejem – tylko raz dotarła tu do ćwierćfinału. Ale teraz przemieniła się w pewną siebie dominatorkę, która porusza się po londyńskiej trawie z gracją łabędzia. Bajka Bencić, choć piękna i inspirująca, została brutalnie przerwana. A może to była opowieść o Pięknej i Bestii – w której Bella, córka Belindy, dała tej historii wyjątkowy symboliczny wymiar?
Heinz Günthardt – były trener m.in. Steffi Graf i Any Ivanović – wierzył, że Bencić ma szansę sięgnąć po tytuł. Wskazywał na jej siłę mentalną, formę i doświadczenie. Ale nawet on nie przewidział, jak świetnie dysponowana będzie Iga Świątek.
Finał czeka – z Anisimovą o tytuł
W sobotę Świątek zmierzy się w finale Wimbledonu z Amandą Anisimovą, która sensacyjnie wyeliminowała Arynę Sabalenkę. Będzie to starcie dwóch mistrzyń juniorskim – i powtórka z finału Rolanda Garrosa 2019, w którym Iga była górą.
Z taką formą, z taką precyzją i mentalną odpornością, Polka jawi się jako zdecydowana faworytka do zdobycia tytułu. Po raz pierwszy – ale być może nie ostatni – w najstarszym i najbardziej prestiżowym turnieju świata.