To była historia, która rozpaliła wyobraźnię. Polki zbudowały coś więcej niż wynik
Nic nie podsumowało mistrzostw Europy lepiej niż… awaria. Dokładnie tak — przeciążone serwery strony “Drużyna Dziewczyn”, na której można znaleźć lokalne kluby piłkarskie dla dziewczynek. Wystarczyło, że komentatorka TVP wspomniała o niej podczas transmisji, a po zakończeniu meczu z Danią zainteresowanie było tak ogromne, że witryna przestała działać. To nie była zwykła reakcja kibiców. To był sygnał, że Polki obudziły w widzach coś znacznie większego niż tylko emocje związane z turniejem — marzenia i nadzieję na przyszłość.
Zwycięstwo, które było potrzebne — nawet bez awansu
Choć spotkanie z Danią nie mogło już dać Polkom awansu do ćwierćfinału, wyszły na boisko z determinacją, jakby od wyniku zależało wszystko. Walczyły najpierw o historycznego gola, potem o pierwsze punkty, ale tak naprawdę grały o coś więcej: o nadzieję, o dobrą historię. O taką, w której same chciałyby się zakochać jako dziewczynki. – Jednym z naszych najważniejszych celów było zostawić po sobie wrażenie, które zainteresuje piłką małe dziewczynki. To była nasza największa odpowiedzialność podczas pierwszego Euro – przyznała trenerka Nina Patalon. I tę odpowiedzialność drużyna udźwignęła.
Patalon jeszcze nie wiedziała, że tego samego wieczoru, tuż przed godziną 23:00, serwery “Drużyny Dziewczyn” przeciążone napływem użytkowników po prostu padły. Jeśli stronę odwiedzały dzieci, które właśnie zapragnęły zostać piłkarkami, i ich rodzice, to mówimy o największym zwycięstwie tego Euro — zwycięstwie wyobraźni, inspiracji i nadziei.
Zasłużony aplauz — za determinację, za styl, za emocje
W trzy mecze Polki udowodniły, że zasługują na więcej niż tylko tytuł debiutantek. Pokazały serce w meczu z Niemkami, a ze Szwecją mimo porażki nie odpuszczały. Z Danią przyszła nagroda — trzy gole, trzy punkty i uśmiechy, których wcześniej brakowało. Ich historia była kompletna: zawziętość, emocje i piękne zakończenie. Pokazały, że potrafią grać, że warto w nie inwestować, że warto je śledzić. I dały się polubić — zarówno jako drużyna, jak i indywidualnie.
To był kolejny szczebel. Jeden z najtrudniejszych
Ten turniej można porównać do wspinaczki po bardzo stromych szczeblach. Już sam awans był ogromnym sukcesem — do tej pory Euro było domeną Skandynawii i zachodniej Europy. Polska przebiła się przez baraże, zagrała na wielkiej scenie, zdobyła pierwsze gole i punkty. I choć to dopiero początek drogi, to właśnie ten pierwszy duży krok — wejście do grona uczestników mistrzostw Europy — był najtrudniejszy.
Teraz czas na kolejne cele: utrzymanie się w elicie Ligi Narodów, walka o awans na mundial, popularyzacja piłki kobiecej w Polsce. Chodzi o więcej piłkarek, lepsze szkolenie, profesjonalizację lig i pozyskiwanie sponsorów. Chodzi też o organizację Euro 2029. Bez tegorocznego sukcesu trudno byłoby w ogóle marzyć o tych kolejnych etapach.
Dziewczynki musiały to zobaczyć
Aby przyszłość kobiecego futbolu w Polsce miała sens, dziewczynki musiały zobaczyć, jak wygląda wielki turniej. Musiały zobaczyć Ewę Pajor — że można z Pęgowa dotrzeć do Barcelony. Musiały poznać Kingę Szemik — że warto walczyć, nawet jeśli droga jest trudna. Musiały poznać Emilię Szymczak — że La Masia może zainteresować się także Polką. I zobaczyć Natalię Padillę-Bidas — że można błyszczeć w reprezentacji i być MVP meczu z Danią.
Może ojcowie, patrząc na radość Joe Padilli, zrozumieli, że duma z córki-piłkarki jest równie wielka jak ta z syna-piłkarza. Może gdzieś już trenuje kolejna Natalia, Emilia albo Weronika, której historia dopiero się zaczyna.
Polki walczyły o uwagę. I wygrały ją z klasą
Nie uciekały od kamer i mikrofonów. Po każdej porażce stały do wywiadów. Szemik – mimo trzech straconych bramek – jako pierwsza rozmawiała z mediami. Pajor była obecna po każdym meczu. Adriana Achcińska stała się objawieniem medialnym — potrafi opowiadać szczerze i rzeczowo tuż po gwizdku. Nina Patalon z kolei analizuje mecze z pasją i szczegółowością, która zawstydza wielu trenerów. Gdy mówi, ludzie z UEFA muszą ją wypraszać z sali konferencyjnej, bo rywal czeka zbyt długo.
Wielkie rzeczy dopiero nadchodzą
Choć piłka kobieca w Polsce istnieje formalnie od 40 lat, jej prawdziwy rozwój trwa dopiero od sześciu. Straty do czołówki Europy są ogromne. Gdy my wychodziliśmy z jaskini, inne reprezentacje były już w tramwaju. Ale zaczynamy nadganiać.
Już sam fakt, że zagraliśmy na tym Euro, to sukces. Do tego młody skład — tylko jedna zawodniczka miała ponad 30 lat — pokazuje, że przyszłość może należeć do nas. Julia Woźniak z rocznika 2007 już zbierała doświadczenia z kadrą seniorek. Emilia Szymczak pokazała się z bardzo dobrej strony. A przecież za nimi idzie kolejne pokolenie — Weronika Araśniewicz, wypatrzona przez Barcelonę, wypożyczona do Wolfsburga. Maja Zielińska już tam gra. Jagoda Cyraniak ma za sobą debiut w dorosłej kadrze.
Kobiecy futbol potrzebuje apostołów
PZPN szykuje się do kolejnej próby zdobycia organizacji Euro 2029. Polska była już blisko — teraz ma więcej argumentów, ale i większą konkurencję. Niemcy, Włosi, Dania, Szwecja, Portugalia. UEFA nie wybrała nas wcześniej, bo bała się o frekwencję. Dlatego Nina Patalon zakończyła konferencję apelem: rozmawiajmy o kobiecej piłce nawet przy niedzielnym rosole. Bo kobieca piłka wciąż potrzebuje apostołów. A w Szwajcarii Polki właśnie pokazali, że warto dla niej walczyć.