Tego sukcesu Polek nie powtórzył nikt przez 23 lata. Nie było szans
W 1992 r. reprezentacja Polski w tenisie w składzie: Katarzyna Nowak, Magdalena Mróz i Katarzyna Teodorowicz awansowała do pierwszego historycznego ćwierćfinału Fed Cup, turnieju obecnie znanego jako Billie Jean King Cup. Ten wynik został wyrównany dopiero po 23 latach przez Agnieszkę Radwańską, Alicję Rosolską i Klaudię Jans-Ignacik. Jaka była droga do pierwszego ćwierćfinału i jakie…
W 1992 r. reprezentacja Polski w tenisie w składzie: Katarzyna Nowak, Magdalena Mróz i Katarzyna Teodorowicz awansowała do pierwszego historycznego ćwierćfinału Fed Cup, turnieju obecnie znanego jako Billie Jean King Cup. Ten wynik został wyrównany dopiero po 23 latach przez Agnieszkę Radwańską, Alicję Rosolską i Klaudię Jans-Ignacik. Jaka była droga do pierwszego ćwierćfinału i jakie było jego znaczenie w tamtym okresie w felietonie dla Przeglądu Sportowego Onet opowiada Katarzyna Nowak, prekursorka tenisa zawodowego w Polsce i liderka reprezentacji w latach 1988-95.
Żelazna kurtyna na tyle dyskryminowała tenis w Polsce i nie dopuszczała do rozwoju zawodowstwa, że gdy na świecie tenis zawodowy rósł jak na drożdżach i wchodził na najwyższe obroty, w Polsce była tylko jedna hala do tenisa z prawdziwego zdarzenia – Mera w Warszawie. Poza tym upadające kluby, pusta kasa w związku, żadnego wsparcia i nikt nie miał pojęcia, jak prowadzić tenisistkę. Krótko mówiąc, zaczynaliśmy od zera, bo przecież nie było tak, że komuna upadła z hukiem i od razu był Zachód. Wprost przeciwnie.
Inwestowała każdego dolara w swoją karierę
Droga do tego, abyśmy w Polsce mieli piękną infrastrukturę na europejskim poziomie czy turnieje międzynarodowe, sponsorów i pieniądze na wsparcie karier najlepszych, była okupiona ogromną pracą, determinacją oraz miłością do tenisa wielu ludzi, którym przyszło żyć w ciężkich czasach. W 1992 r., jako najlepsza polska tenisistka, zdołałam się już przebić w okolice pierwszej “100” rankingu WTA. Od 1988 r., wkładając w swoją karierę każdego zarobionego dolara.
Jak pisał w albumie “100 lat PZT” znany dziennikarz Tomasz Wolfke: “Katarzyna Nowak zaczynała w ciężkich czasach, kiedy nie było jeszcze możliwości finansowych planowania międzynarodowej kariery”. Jako pierwsza polska tenisistka wywalczyłam awans na igrzyska olimpijskie, co dla tenisa w naszym kraju i w tamtym czasie było zbawienne. Awansowałyśmy też do pierwszego historycznego ćwierćfinału Fed Cup — dzisiejszego Billie Jean King Cup. To było takie “wow!”. Całkiem nieźle, przyznam szczerze, całkiem nieźle… Szczególnie, że mowa o kraju dotkniętym stanem wojennym i wieloletnimi sankcjami. Kraj, w którym inflacja w latach 1989-90 wynosiła 1400 proc., złotówka była niewymienialna, a paszport miała w ręku władza. Tenis był zniewolony.
Od tych sukcesów tak naprawdę się zaczęło
Całkiem na poważnie i bez cienia ironii, to były ogromne i bardzo cenne sukcesy, które pojawiły się w diabelnie trudnym okresie zawirowań polityczno-ekonomiczno-społecznych. Sukcesy te stały się kołem napędowym do początków tworzenia struktur zawodowstwa w Polsce, spóźnionego o ponad 20 lat w porównaniu do innych krajów…
Budowanie drużyny, która w 1992 r. awansowała do pierwszego historycznego ćwierćfinału, rozpoczęło się w 1988 r. Pamiętam tamten okres bardzo dobrze, bo początek mojej kariery zawodowej przypada właśnie na ten sam rok. W Polsce wrzało, fala strajków ogarnęła cały kraj, a kryzys ekonomiczno-społeczny sięgał zenitu. Byliśmy rok przed upadkiem komuny. Mimo to byłam zdeterminowana, miałam swój cel i niezależnie od trudności, samodzielnie przebijałam się w świecie. I to z dobrym skutkiem, bo na koniec 1988 r. byłam w okolicach 270. miejsca.
Z zimnej Polski do upalnej Australii
Do Melbourne poleciałyśmy kompletnie bez aklimatyzacji, dwa dni przed rozpoczynającym się 5 grudnia Fed Cup, czyli najbardziej prestiżową imprezą, jeżeli chodzi o rozgrywki drużynowe na świecie. Nikogo w PZT nie interesowało, że lecimy ze srogiej zimy w Polsce do Australii, gdzie trwał środek lata. Oszczędzali jak mogli, na wszystkim i wcale się nie dziwię, choć konsekwencje dla nas były opłakane. Pomimo latających na pierwszym treningu samolotów przed oczyma, o których pisałam w pierwszym felietonie, byłyśmy o krok od pokonania wyżej sklasyfikowanych i bardziej doświadczonych Włoszek.
Wygrałam po prawie trzech godzinach morderczej walki z doświadczoną Laurą Garrone i odniosłam pierwsze zwycięstwo w swojej karierze z zawodniczką z top “30” WTA. Magda z Ewą miały piłki meczowe w trzecim secie w deblu. Szkoda, ale mecz z Włoszkami przegrałyśmy 1:2. Byłam jednak bardzo zadowolona, bo zebrałam bardzo cenne doświadczenie, które miało zaprocentować w przyszłości. W Tokio i Atlancie nie osiągnęłyśmy sukcesów, jednak z roku na rok nabierałyśmy coraz większego doświadczenia.
Przełom w Nottingham
Przełom nastąpił podczas Fed Cup w Nottingham w 1991 r., gdzie po przejściu eliminacji awansowałyśmy do Grupy Światowej i w pierwszej rundzie pokonałyśmy dwukrotne półfinalistki tej imprezy, rozstawione z numerem 6., Francuzki. Ja, będąc wtedy na 150. miejscu, wygrałam trzysetowy pojedynek z czternastą rakietą świata i ćwierćfinalistką Roland Garros Nathalie Tauziat. Magda z Kasią na fali radości pokonały parę Pierce-Touziat.
To była największa sensacja turnieju, którego patronem była jej wysokość księżna Diana. Dla nas szok z powodu wygranej, dla Francuzek szok z powodu porażki. Dokonałyśmy niemożliwego, bo patrząc na miejsca w rankingu oraz na możliwości rozwojowe, jakie od dekad panowały we Francji, dzieliła nas przepaść.
Nasz kapitan Henio Hoffman w sprawozdaniu do PZT pisał: “Muszę poinformować, że wobec braku odpowiednich środków finansowych na naciąganie rakiet zmuszony byłem prosić ITF o pokrycie naszych należności do wysokości 80 funtów. Otrzymany limit z PZT 18 funtów na naciąganie rakiet był niewystarczający”. Taka była prawda. Wiem, że dzisiaj ciężko w to uwierzyć, ale z takimi i innymi przeciwnościami musiało się mierzyć moje pokolenie.
Wtedy doszła do pierwszej “100” rankingu WTA
Sukces w Nottingham w 1991 r. był jednym z kluczowych momentów w mojej karierze. Pozwalał też wierzyć w kolejne sukcesy. Następny rok rozpoczął się bardzo dobrze, odniosłam kilka znaczących zwycięstw, między innymi awansowałam do pierwszego półfinału turnieju WTA i w okolice pierwszej “100” WTA i jako pierwsza polska tenisistka wywalczyłam awans na igrzyska olimpijskie w Barcelonie.
Na Fed Cup w 1992 r. leciałyśmy pod wodzą naszego wspaniałego kapitana Henia Hoffmana. 30. edycja najbardziej prestiżowej imprezy tenisowej kobiet, jeżeli chodzi o rozgrywki drużynowe, odbyła się w bezpośrednim sąsiedztwie znanego dla całej sportowej Polski Stadionu Leśnego, na którym w 1974 r. rozegrany został niezapomniany “mecz na wodzie” RFN – Polska w ramach piłkarskich mistrzostw świata.
Pokonanie rok wcześniej Francji w Nottingham gwarantowało nam udział bezpośrednio w turnieju głównym, bez grania eliminacji. Pierwszy mecz wygrałyśmy z Izraelem 3:0. Magda po trzysetowym pojedynku zdobyła pierwszy punkt. Ja dołożyłam drugi, pokonując w trzech setach Annę Smasznovą, jedną z najlepszych juniorek na świecie, mistrzynię French Open. Magda z Kasią wygrały debla i wynikiem 3:0 zakończyłyśmy całe spotkanie. W drugiej rundzie w walce o ćwierćfinał zmierzyłyśmy się z dużo bardziej doświadczonymi i utytułowanymi Szwedkami.
Steffi Graf została idolką
Mecz rozpoczął się niekorzystnie dla nas, Magda przegrała w dwóch setach z Cecilia Dalhman. Wychodziłam na kort, tak jak w wielu wcześniejszych spotkaniach, z nożem na gardle, bowiem ode mnie zależało czy dalej mamy szansę. Zadanie było trudne, bo po drugiej stronie była Catarina Linquwist, półfinalistka Wimbledonu i Australian Open.
Po bardzo długim i zaciętym pojedynku pokonałam byłą numer “10” WTA 7:6, 6:7, 6:3. Czułam ogromne zadowolenie i satysfakcję. To było kolejne w mojej karierze zwycięstwo nad utytułowaną tenisistką. Najważniejsze jednak w tamtym momencie było wyrównanie w meczu ze Szwecją na 1:1, gdyż tylko taki wynik dawał nadzieję na awans do ósemki najlepszych drużyn świata. O wszystkim miał zadecydować debel. Dziewczyny na fali radości, świetnie zmotywowane i skupione zagrały bardzo dobry mecz, zdobyły trzeci punkt. Ćwierćfinał Fed Cup stał się faktem – pierwszy taki sukces w historii polskiego tenisa.